Smutna to chwila, gdy premier Mateusz Morawiecki nazywa człowieka bez wyroku, ba – nawet bez aktu oskarżenia, mordercą, wieloletni wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki – zdeprawowanym mordercą, wiceminister spraw wewnętrznych odpowiedzialny za policję Jarosław Zieliński – zabójcą, a senator Rafał Ślusarz sugeruje, że zatrzymany jest pedofilem. I oni zyskują poklask, podczas gdy rzecznik praw obywatelskich prof. Adam Bodnar, broniący podstawowych praw człowieka, jest opluwany i atakowany.
Być może Jakub A. brutalnie zabił 10-letnie dziecko. Na razie został zatrzymany przez policję. Zatrzymanie i dalsze czynności wzbudziły niepokój Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur, który działa pod egidą Adama Bodnara. Młody mężczyzna został bowiem skuty kajdankami zespolonymi (czyli zakładanymi na ręce i nogi jednocześnie) przez policyjny spec zespół, podczas wykonywania czynności procesowych nie miał spodni i butów, a jego zdjęcie – siedzącego skutego i w bieliźnie – wrzucono do mediów społecznościowych. Przez cały czas mężczyzna nie miał obrońcy, który powinien z nim być już podczas pierwszego przesłuchania. Jakub A. przyznał się w nocy po zatrzymaniu, podczas pięciogodzinnego przesłuchania, do zarzucanego mu czynu, czyli zabójstwa 10-latki. Zdaniem Adama Bodnara postępowano wbrew szeregowi przepisów, złamano wiele procedur oraz naruszono prawa zatrzymanego.
Stanowisko rzecznika praw obywatelskich wzbudziło zgorszenie. Bynajmniej zgorszenie to nie wynikało z zawartych w stanowisku informacji. Chodziło o to, że – cytuję jeden z wielu podobnych do siebie komentarzy – „Bodnar stoi po stronie bandyty”. Niektórzy komentatorzy prześmiewczo pytali, który konkretnie przepis zabrania robienia zdjęć zatrzymanemu i wrzucania ich do mediów społecznościowych, jaka europejska konwencja gwarantuje możliwość założenia spodni i wskazywali, że jest ciepło, więc ludzie sami z siebie chętnie chodzą bez spodni.
Bodnar nie stanął po stronie bandyty. Stoi po stronie i w obronie procedur i standardów, których powinniśmy zawsze przestrzegać. Samuel Pereira z TVP Info napisał, że „Bodnar w sprawie mordercy jednoosobowo wydał wyrok, stając po stronie mordercy” (mężczyznę mordercą nazwano również w głównym wydaniu „Wiadomości TVP”). Tymczasem Adam Bodnar oczekuje tylko i aż tego, że państwo będzie zatrzymanemu (który być może jest zabójcą) gwarantowało tyle praw, na ile wszyscy się umówiliśmy. Jest do tego zresztą zobowiązany, gdyż to jemu powierzono stanie na straży zawartych przez nas umów międzynarodowych dotyczących zakazu nieludzkiego traktowania.
Aby dopiec Adamowi Bodnarowi, wiele osób pytało: „a gdzie był, gdy...”? A to przecież bez znaczenia w kontekście obecnej sytuacji. Jeśli prof. Bodnar kiedyś nie interweniował, a powinien – to źle. Ale nijak nie może to się przekładać na to, że nie powinien interweniować wówczas, gdy ta interwencja jest potrzebna. Uważam zresztą, że rzecznik praw obywatelskich jest od zajmowania się obroną spraw, w których nikt inny bronić nie chce, bo wszyscy chcą oskarżać. Z tego też powodu uważam, że najlepiej by było, gdyby ombudsman zawsze był cięty na władzę, zaś nigdy nie szedł z władzą pod rękę.
Mądrze – choć w innym kontekście – mówiła prof. Ewa Łętowska. Wskazywała, że klasę urzędnika poznaje się nie po obsłudze petenta przyjaznego i lubianego, lecz po obsłudze tego, który jest naburmuszony i obraża. I właśnie tak jest w przypadku zatrzymywania ludzi. Klasę naszego państwa, naszą klasę, poznajemy nie po zatrzymaniu 18-letniego złodzieja batonów, lecz po ujęciu kogoś, kogo odruchowo większość z nas nienawidzi. I bynajmniej nie chodzi o to, by rozbierać na czynniki pierwsze poszczególne działania policji i prokuratury wobec Jakuba A., jak to niektórzy czynią. Istotny jest całokształt, a on jest jednoznaczny: chodziło o upodlenie człowieka. Bo jaki inny może być powód wrzucania w mediach społecznościowych zdjęcia półnagiego zatrzymanego? Po co pokazywać całej Polsce, jeśli nie dla pokazówki, jak grupa wyszkolonych policjantów prowadzi go skutego i zgiętego w pół?
W ostatnich dniach podstawowa zasada, jaką jest domniemanie niewinności podejrzanego (bo Jakub A. nie jest jeszcze nawet oskarżony), upadła po raz kolejny. To, że zabijali ją internauci – cóż, smutny standard. Ale zabijali ją także prominentni politycy oraz przedstawiciele mediów (w niemal wszystkich Jakub A. nazywany jest już mordercą). Tymczasem na domniemanie niewinności zasługuje absolutnie każdy. Pisałem już, że nawet Stefan W., który – jak wszyscy widzieliśmy – dźgnął nożem prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Nie należy odstępować od tej reguły choćby dlatego, że gdy raz odstąpimy, zaczniemy to robić częściej. Skoro zabójca 10-letniej dziewczynki nie może być uznawany za niewinnego do czasu wydania wyroku przez sąd, może podobnie potraktujemy zabójcę 18-latka? A może każdego zabójcę? A dlaczego w takim razie również nie skorumpowanego urzędnika? I tak dalej.
Zdaniem wielu osób domniemanie niewinności upadło wraz z przyznaniem się przez zatrzymanego do zarzucanego mu czynu. Tak uważa chociażby Patryk Jaki. Tu zresztą objawiła się płytkość myślowa pana ministra, gdyż w chwili zatrzymania Jakub A. nie dość, że się jeszcze nie przyznał, to nie był nawet podejrzany (stał się nim dopiero w trakcie przesłuchania). Warto jednak pamiętać, że do winy przyznawali się także Tomasz Komenda (już prawomocnie uznany za niewinnego, odsiedział niesłusznie 18 lat) oraz Piotr Mikołajczyk (dalej siedzi w więzieniu, co jest skandalem – został skazany wyłącznie na podstawie przyznania się do winy, mimo że inne dowody świadczą na jego korzyść). Ten pierwszy nazywany był przez polityków zbirem i bandytą, a „ulica” domagała się dla niego kary śmierci. W nauce o kryminalistyce wielokrotnie już wykazywano, że samo przyznanie się jest dowodem mizernym. Sąd Najwyższy wielokrotnie wskazywał, że nie wolno zawierzać mu bezgranicznie. Polski proces karny jest zresztą tak skonstruowany, że w początkowej fazie postępowania z reguły wszystko przemawia przeciwko zatrzymanemu. Dowody zbierają prokuratura i policja, powstaje układanka. Dopiero na późniejszym etapie obrońcy oskarżonego wyjmują poszczególne puzzle. Czasem wyjmą jeden i na obrazku nadal będzie widoczny oskarżony. Niekiedy wyjętych zostanie tyle elementów, że nie sposób będzie na pozostałym obrazie dostrzec kogokolwiek. I dla jasności: nie bronię Jakuba A. Nie wiem, czy on zabił dziecko. Ale właśnie, kluczowe słowa: „nie wiem”. Podziwiam tych, którzy już wiedzą.
Zarazem nie w naruszeniu domniemania niewinności jest największy kłopot. Byłby on taki sam, gdybyśmy nawet mieli 100 proc. pewności, że to Jakub A. zabił. Bo zabójca w państwie prawa też ma swoje prawa, choćby niektórym to się nie podobało. Państwowość nie może opierać się na samosądzie. Pokusa samodzielnego wymierzania sprawiedliwości jest atawistyczna. Zasmucające jest to, że wiele osób – i tu znów: politycy i niektórzy dziennikarze także – cieszy się na myśl osadzenia Jakuba A. wśród zabójców i gwałcicieli. Doprawdy chcemy tego, by „sprawiedliwość” w imieniu Polski wymierzał skazany oprych? A sprawiedliwość ta ma polegać na pobiciu kogoś? Już się tak cieszyli niektórzy, że tłuką Tomasza Komendę. I jestem przekonany, że część radujących się kilkanaście lat temu na myśl, że brutalny gwałciciel wreszcie poczuł na swojej gębie „sprawiedliwość”, niedawno z niedowierzaniem otwierała usta i pytała, „jak można było tak potraktować biednego Komendę”. A przecież w jego przypadku mówiliśmy o prawomocnie skazanym człowieku, a nie o dopiero podejrzanym.
Niestety to, że część społeczeństwa najchętniej chwyciłaby za kamienie, jest naturalne. Naturalne w tym znaczeniu, że w każdym społeczeństwie jest grupa osób zachwycona możliwością zobaczenia, jak komuś innemu jest źle. Są też tacy, którzy twierdzą, że mordercy należy odpłacać morderstwem, a gwałcicielowi najlepiej zgwałceniem. Źle się jednak dzieje, gdy do kamieni ustawiają się – w pierwszym rzędzie, by wszyscy doskonale widzieli, kto będzie rzucał – politycy. Banda penalnych populistów.
W ostatnich dniach podstawowa zasada, jaką jest domniemanie niewinności podejrzanego – bo Jakub A. nie jest jeszcze nawet oskarżony – upadła po raz kolejny