Fakt, że podczas ważnego głosowania był rwetes, a mieszkańcy zaglądali sobie w karty, nie oznacza jeszcze, że procedura była niezgodna z prawem spółdzielczym.
Stwierdził tak Sąd Apelacyjny w Krakowie w sprawie istotnej dla wielu spółdzielni mieszkaniowych w Polsce oraz ich członków. Chodziło bowiem o interpretację budzącego wątpliwości art. 35 par. 2 ustawy – Prawo spółdzielcze (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1285 ze zm.). Określa on, że
wybory do najważniejszych organów spółdzielni dokonywane są w głosowaniu tajnym. Czy jednak można mówić o tajności, gdy na niewielkiej powierzchni gromadzi się wiele osób i sąsiad sąsiadowi dyszy w kark?
Definicja tajności
Z tą sprawą zmierzył się krakowski
sąd apelacyjny. Niezadowoleni z wyników wyborów spółdzielcy jednej ze spółdzielni wnieśli do sądu powództwo o unieważnienie uchwał. Przekonywali m.in., że naruszono ustawową i przeniesioną do statutu zasadę tajności. Wskazywali również, że podczas głosowania prowadzona była agitacja za niektórymi kandydatami.
W obu instancjach jednak powodowie przegrali.
„O braku tajności można mówić wówczas, gdy wbrew woli głosującego treść aktu głosowania jest w chwili jego podejmowania znana innym członkom zgromadzenia, czy to z przyczyn organizacyjnych, niezapewniających swobody procesu decyzyjnego, czy będąc następstwem nieuprawnionego wpływu osób postronnych na ostateczną treść głosu uprawnionego” – wyjaśnił sąd apelacyjny w niedawno opublikowanym uzasadnieniu wyroku.
Z taką sytuacją zaś nie mamy miejsca, gdy na sali po prostu jest dużo osób, przez co niektórzy mogą dojrzeć, jak ktoś głosował. Zdaniem sądu osoby, którym przeszkadzała obecność sąsiadów, mogły przecież wyjść np. na korytarz (na którym zresztą też było tłoczono) albo poczekać, aż większość osób odda głos i zrobi się spokojniej.
Nie można też naruszenia
prawa widzieć w prowadzonej podczas procedury wyborczej agitacji.
„Fakt, że podczas zebrania głosujący wymieniali poglądy co do zasadności głosowania na określone osoby, czy wręcz podejmowali próby namawiania do głosowania na określonych kandydatów, nie może być traktowany na równi z taką sytuacją wyłączającą swobodę oddania głosu na określonego kandydata” – czytamy w uzasadnieniu. Prawo spółdzielcze nie ustanawia ani ciszy wyborczej, ani terenów wyłączonych z możliwości agitowania za popieranymi kandydatami. Jest to więc dozwolone, o ile nie przybiera formy przymuszania do zagłosowania na określoną osobę. Wówczas – co zaznaczył sąd – mielibyśmy do czynienia z przesłankami którejś z wad oświadczenia woli, gdyby ludzie głosowali pod wpływem przymusu fizycznego lub groźby bezprawnej. Wtedy też nie dałoby się określić, jaki byłby rezultat
wyborów, gdyż chęć odmiennego głosowania od dokonanego mogłyby mieć osoby, które uchwały nie zaskarżyły. I w takiej sytuacji unieważnienie podjętych uchwał byłoby zasadne. Do takiego zdarzenia jednak w opisywanej sprawie nie doszło.
Niepotrzebny hangar
– Mądry wyrok – komentuje adwokat Radosław Płonka, wspólnik w kancelarii Płonka Ozga i ekspert prawny BCC. Wskazuje, że oręż w postaci unieważnienia uchwały ma największy kaliber, zatem powinien być stosowany przez
sądy ze szczególną ostrożnością.
– Przede wszystkim warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ewentualne uchybienia mogłyby doprowadzić do innego wyniku wewnątrzspółdzielczych wyborów. Jeśli nie, z unieważnienia uchwał wynika więcej złego niż dobrego – przekonuje prawnik.
Jego zdaniem zresztą w niniejszej sprawie o naruszeniu procedury mówić nie należy. A to dlatego – wskazuje Płonka – że tajności głosowania nie można sprowadzać do absurdu, który wymuszałby na władzach spółdzielni wynajmowania wielkich hal.
– Wydaje mi się, że lepiej, gdy zgromadzenie odbywa się w trochę mniejszej sali, za to na terenie spółdzielni lub w jej bezpośrednim pobliżu, niż w ogromnym hangarze oddalonym o kilka kilometrów od miejsca zamieszkania spółdzielców – mówi adwokat.
Popiera też stanowisko sądu co do możliwości agitacji wyborczej przy spółdzielczej urnie.
– Jakkolwiek można sobie wyobrazić wewnątrzspółdzielcze regulacje ustanawiające pewne ograniczenia, choćby o charakterze porządkowym, to jeśli ich nie ma – nie można z tego argumentu czynić podstawy do unieważnienia uchwały. A jednocześnie nie widzę powodu, by wprowadzić ustawowy zakaz agitacji wyborczej w spółdzielniach. Regułą jest przecież, że ludzie spotykają się na wyborach raz, przekonują do siebie i swoich racji sąsiadów – argumentuje mec. Płonka. I dodaje, że trudno uznać za lepsze rozwiązanie sytuację, w której ustawodawca zmusiłby zainteresowanych spółdzielców do prowadzenia kampanii wyborczych na terenie betonowych molochów.
orzecznictwo
Wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 10 maja 2018 r., sygn. akt I ACa 1255/17. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia