Żeby móc rozmawiać z politykami, pokazywać im ustrojowy, prawny, prawnofilozoficzny kontekst, trzeba różne pomysły poddać pod środowiskową ocenę.



Wostatnich dwóch felietonach przedstawiałem głosy, które padały podczas konferencji „Jak przywrócić państwo prawa” zorganizowanej w połowie stycznia przez Zespół Ekspertów Prawnych i Forum Idei Fundacji im. Stefana Batorego, i inspirowane nimi refleksje. Było o propozycjach dotyczących uporządkowania spraw wokół Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa, Sądu Najwyższego i sądów powszechnych. Zaproponowałem także formułę nowego otwarcia, uważam bowiem, że przywracanie państwa prawa nie powinno się ograniczać do usuwania rozstrzygnięć niezgodnych z konstytucją. Powinno iść dalej, ponieważ jest co reformować. I było przed jesienią 2015 r. Ale także warto moim zdaniem szukać jakiegoś obywatelskiego porozumienia prawników, nawet jeśli nie wszystkich… Pęknięcie, z jakim mamy do czynienia, jest nieznośne, a podział na dwa obozy póki co ciągle się pogłębia. Gdyby jesienne wybory parlamentarne wygrały siły prokonstytucyjne, będą musiały się zmierzyć z trudną sytuacją i od ich zachowania będzie zależeć, czy podział będzie się utrwalał, czy może uda się go zahamować. Zostawiam na boku rozważania polityczne o parlamentarnych większościach, relacjach z prezydentem (bo wybory na ten urząd odbędą wiele miesięcy później). Interesuje mnie problem możliwości wprowadzenia rozwiązań prawnych, które idą choć nieco w poprzek dychotomicznego podziału. Które częściowo (bo nie da się zadowolić wszystkich) odpowiadają na postulaty różnych stron. Stąd „nowe otwarcie”, a nie „powrót do przeszłości”.
Co może być wspólnym mianownikiem, punktem odniesienia dla takich zmian? Wspomniana konferencja zakończyła się panelem „Czy możliwe jest porozumienie wokół podstawowych wartości?”. Poniżej prezentuję niektóre z poglądów wypowiedzianych zarówno przez panelistów i moderatora (profesorowie Tomasz Tadeusz Koncewicz, Ewa Łętowska, Grażyna Skąpska, Aleksander Smolar, Mirosław Wyrzykowski), jak i w czasie dyskusji z uczestnikami konferencji.

My, naród

Podczas konferencji dotarła do nas wiadomość o śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Stał się i On punktem odniesienia. Rozpoczynający panel prof. Tomasz Tadeusz Koncewicz przypomniał, że kiedy obecnie rządzący nie przyznali funduszy na planowane obchody 30-lecia TK w 2016 r., to właśnie prezydent Gdańska wyszedł z inicjatywą organizacji obchodów na Wybrzeżu i przyjął TK „na wygnaniu”. Dlaczego w Gdańsku, kolebce Solidarności? Bo dorobek trybunału to dobro wspólne, kształtowane przez lata przez różnych sędziów wybieranych przez różne składy kolejnych parlamentów.
Refleksje prof. Koncewicza optymistyczne nie były. Na pytanie o konsensus odpowiedział krótko – nie wydaje się możliwy. Bo czy można mówić o porozumieniu, jeśli jedna strona sporu nie włącza drugiej do pojęcia narodu, twierdząc, że tylko ludzie o określonych wartościach (czytaj „my”) do niego należą? Panelista wskazał też na różnice poglądów co do roli państwa i jego legitymizacji. Jedna ze stron sporu (moim zdaniem w wersji skrajnej i jednak w pewnym uproszczeniu) twierdzi, że przed 2015 r. nie było państwa polskiego, że twór, który istniał wyrósł na „zgniłym kompromisie okrągłostołowym”. Trudno o konsensus z kimś, kto kwestionuje podstawy państwowości.
Minimalnym nośnikiem wspólnych wartości powinna być konstytucja – taka jest właśnie jej funkcja. Wedle prof. Koncewicza ustawa zasadnicza jest de facto odrzucana i przestaje odgrywać wyznaczoną jej rolę. Nie udało się zbudować w Polsce patriotyzmu konstytucyjnego. Nasza demokracja liberalna po 1989 r. nigdy nie została skonsolidowana. Nie udało się przekonać wszystkich obywateli, wytłumaczyć im, że konstytucja jest po to, by ich bronić. „Nie udało się przejść od tekstu do kontekstu”.
Taką diagnozę podziela prof. Ewa Łętowska. Mówi, że w Polsce demokracja była oktrojowana (nadana) przez elity. I dzisiaj mamy do czynienia, jak to ujął gość konferencji, amerykański konstytucjonalista prof. Samuel Issacharoff, z konfliktem demokracji i państwa prawa.
Zdaniem socjolożki prawa prof. Grażyny Skąpskiej proces tworzenia państwa prawa był w Polsce naskórkowy. Owszem, zbudowaliśmy system instytucji, ale nawet one – jak TK czy SN – w swoich wyrokach wskazywały, że stworzony system nie jest w 100 proc. realizacją państwa prawa. Z kolei z punktu widzenia obywateli państwa prawa nie było. Suweren wobec instytucji był krytyczny, a jego zaufanie do sądów powszechnych niskie. Profesor Skąpska wskazała na badania, zgodnie z którymi nie ma wartości wspólnych dla wszystkich obywateli, a liberalny konstytucjonalizm nie dla wszystkich ma znaczenie.
Podobnymi refleksjami podzielił się prof. Adam Strzembosz. – Nie oczekujmy od ludzi, którzy zarabiają 2 tys. zł, że się przejmą Trybunałem Konstytucyjnym – mówił. Jego zdaniem mieliśmy i mamy czasem do czynienia z nutą wyższości (a może nawet pogardy) liberalnych elit wobec innego światopoglądu, innych wartości. Jako przykład podał zerowe przez lata zainteresowanie rodzinami wielodzietnymi i ich potrzebami.
Do konstytucji jako nośnika wspólnych wartości odwoływał się także prof. Mirosław Wyrzykowski, dodając Europejską Konwencję Praw Człowieka i Kartę Praw Podstawowych UE. Tam podstawowe wartości są jasno wyłożone – to demokracja, rządy prawa, zbiór praw i wolności jednostki.
Panelista zwrócił uwagę na „intelektualne oszustwo” – zmienianie znaczenia znanych terminów. Czy możemy zatem porozumieć się co do podstawowych pojęć? Ten ewentualny wspólny mianownik może być zdaniem Wyrzykowskiego „żenująco słaby” i on sam nie jest gotów na ograniczenia, poza tym druga strona nie czuje potrzeby porozumienia.

My, Europejczycy

Zjawiska, o których dyskutujemy w Polsce, przesilenie, z jakim mamy do czynienia, nie dotyczy tylko naszego kraju – podkreślił prof. Aleksander Smolar. To jest poważny kryzys systemu zbudowanego po II wojnie światowej.
Profesor Koncewicz przypomniał, że budowa Unii Europejskiej zaczęła się w 1950 r. od kilku wspólnych wartości, które filozof prawa John określał później jako „constitutional essentials” – wartości publiczne, jak wolności i równość obywateli, sprawiedliwe zasady współpracy/umowy społecznej, do których obywatele mogą się odwołać (zob. ramka 1). Zgoda na te wartości to nie była zgoda na tekst, to był właśnie kontekst, długo budowane standardy. Dzisiaj jest to podważane, rządy Polski czy Węgier odchodzą od wspólnoty, podkreślają różnice, wieszczą koniec demokracji liberalnej, tworzą koncept demokracji nieliberalnej (zob. ramka 2). To prowadzi do nieuchronnego zderzenia. Co więcej, jest ono dla Unii ogromnym zaskoczeniem, bo wedle słów prof. Koncewicza została ona powołana jako „celebracja demokracji liberalnych” i zakładano, że nie będzie państwa, które to zakwestionuje. Stąd zresztą „anemiczne działania” samej Unii przez ostatnie trzy lata. Nie umie się ona bronić przed niebezpieczeństwami, o których nikt w roku 1950 i później nie pomyślał (co zrobić, jeśli państwo członkowskie nie rozumie podstawowych wspólnych wartości na poziomie kontekstu?). To błąd, który popełniono.
Polska, kiedy stała się członkiem Unii w 2004 r., zobowiązała się do szacunku dla wspólnych wartości. Dlatego to, co unijne instytucje starają się obecnie robić, nie jest narzucaniem swojej woli, lecz przypomnieniem naszych własnych zobowiązań. To my sami, decyzją suwerena, oddaliśmy część uprawnień kontrolnych na zewnątrz, zabiegając o członkostwo i uzyskując je najpierw w Radzie Europy, z jej systemem kontrolnym, w tym sprawowanym przez Europejski Trybunał Praw Człowieka, a potem w Unii Europejskiej, z jej własnym systemem, w tym sprawowanym przez Trybunał Sprawiedliwości UE. Trzeba o tym przypominać.

Czas walki

Inne od prawniczego spojrzenie na przedmiot debaty zaproponował w dyskusji były poseł i wicemarszałek Sejmu Jan Król. Jego zdaniem nie mamy do czynienia z podziałem na wartości demokracji liberalnej i nieliberalnej (ta druga zresztą to sztuczny koncept). Zderzają się natomiast demokracja z autokracją. I ten podział dotyczy i elit, i społeczeństwa. Zdaniem Króla społeczeństwo dzieli się w przybliżeniu na 30 proc. zwolenników demokracji, 30 proc. zwolenników autokracji, a pozostałe 40 proc. to labilna większość, o którą idzie walka. Bo współczesna Polska to właśnie pole walki, która wymaga solidarności podzielonych demokratów. Po to, by wygrać wybory polityczne i pokazać społeczeństwu, jak funkcjonuje demokracja, a także przekonać do niej część autokratów.

Czas nauki

Wspólnych wartości poszukiwała prof. Grażyna Skąpska. Przyznała, że tragiczne wydarzenia z Gdańska zmieniły koncepcję jej wystąpienia, bo chciała się odwołać do platformy wspólnych działań i wartości wyzwalanych przez ruch Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, do empatii, odruchu pomocy jako tego, co łączy niezależnie od poglądów. A w takim momencie było o to trudno.
Wedle pani profesor jako obywatele przechodzimy bolesny, ale konieczny etap uczenia się. Zaproponowała ona spojrzenie na obecny kryzys jako proces, który wydarzył się po to, żebyśmy dojrzeli jako społeczeństwo. Słowo „konstytucja” na plakatach, koszulkach, egzemplarze ustawy zasadniczej znikające z księgarni to dowody na społeczną edukację, na publiczne moralne dojrzewanie. To pierwszy czynnik, do którego można się odwołać, poszukując wspólnych punktów odniesienia. Drugim jest Unia Europejska i wartości, jakie niesie. A Unia też się uczy, bo obecny kryzys to dla niej nowa sytuacja. Trzecim czynnikiem, który wymusza konsensus wobec państwa prawa, jest ekonomia – zaufanie inwestorów. By się rozwijać gospodarczo, przyciągać inwestycje, być traktowanym partnersko w biznesie, trzeba szanować pewne wspólne zasady.

Czas pracy

W opinii prof. Koncewicza istnieje potrzeba budowy i działań koalicji prawników w obronie wartości liberalnych. Obecny kryzys postawił nas przed wielkimi wyzwaniami. Trzeba lokalizować problemy, archiwizować wydarzenia, interpretacje, postawy, by potem móc wskazać remedium. I mieć świadomość, że mimo wszechobecnej retoryki walki wrogiem nie są czołgi, lecz „prawnicy na usługach”, którzy odwracają sens pojęć i próbują cynicznie legitymizować działania bezprawne. W sensie społecznym trzeba budować to, co Alexis de Tocqueville nazywał „nawykami serca” (wykreowanie wzorów zachowań obywateli, określonych sposobów myślenia oraz działania), muszą one uzupełnić koncept demokracji liberalnej (zob. ramka 3). Konsensus jest możliwy tylko wtedy, jeśli będziemy wiedzieli, czego ma dotyczyć, i rozumieli podstawowe wartości, np. poszanowanie praw różnych mniejszości.
Zdaniem prof. Wyrzykowskiego potrzebna jest praca na miarę niezwykłego dzieła Victora Klemperera „Lingua Tertii Imperii – notatnik filologa”. Książki, która była studium semantycznym analizującym Trzecią Rzeszę i obyczajowość totalitarnego państwa przez pryzmat języka. Klemperer zwracał uwagę na zjawisko społecznej neutralizacji zła za pomocą semantycznych manipulacji. Analizował metody propagandy za pomocą mediów i monopolu informacyjnego. W Polsce takie prace prowadził prof. Michał Głowiński. Jego książka „Zła mowa” (szkice pisane przez ponad 20 lat do szuflady i opublikowane po przemianach w latach 90.) to analiza PRL-owskiej nowomowy i propagandy. Wydarzenia z czasów PRL zostały ułożone chronologicznie (ale mają walor słownikowy – uwaga, mówimy o 359 tekstach) i pokazane poprzez sposób, w jaki były przedstawiane, komentowane przez media epoki. Skądinąd książka została trzy lata temu wznowiona, znak czasów…

Czas zadośćuczynienia

W dyskusji pojawiał się problem rozliczeń, zemsty, zadośćuczynienia. Do opinii publicznej przebił się, rozdmuchany przez media i skutkujący wszczęciem dyscyplinarnego postępowania wyjaśniającego, cytat z sędzi NSA w stanie spoczynku Ireny Kamińskiej, która użyła słowa „zemsta”, jednocześnie zaznaczając, że pomimo takich pokus u niektórych ludzi, jest ona niemożliwa, bo działać trzeba wedle reguł prawnych. Zdaniem prof. Wyrzykowskiego wyrządzono w ostatnich latach w Polsce wiele krzywd nieodwracalnych. Ale tam, gdzie się da, trzeba próbować zadośćuczynić skrzywdzonym. I nie po to, by odtworzyć stan przeszły, bo tego się zrobić nie da, ale by uczynić zadość zasadom etyki.

Czas dialogu

Konkretne propozycje sformułowała jak zawsze praktyczna prof. Ewa Łętowska. Zaproponowała spojrzenie oddolne, swego rodzaju lokalne dialogi, które warto podejmować i które powinny zbliżać do siebie ludzi z pożytkiem dla wszystkich. Dała kilka przykładów. Dialog społeczeństwa obywatelskiego, występujących jako przyjaciele sądu (amicus curiae) organizacji społecznych z sądami („Jedni niech się uczą, jak pisać, drudzy niech się uczą, jak ich poważnie traktować”). Dialog sędziów między sobą, zwłaszcza dwóch grup określanych czasem publicystycznie jako sędziów pałacowych i liniowych (różne dyskusje w mediach społecznościowych świadczą o tym, że taka rozmowa jest niezbędna). Dialog sądów polskich z międzynarodowymi (ten się ostatnio nasilił dzięki pytaniom prejudycjalnym zadawanym TSUE). Dialog świata nauki i sądów – prawoznawstwo zbyt często skupia się tylko na dogmatyce, naukowcy nie dostrzegają społecznego skutku prawa i rozstrzygnięć.
Profesor Łętowska zwraca dodatkowo uwagę na potrzebę komunikacji, pokazywania dorobku sądów. Dialog sądów i obywateli przejawia się ostatnio w ok. 600 sprawach wykroczeniowych, w których sądy chronią prawa obywatelskie – do wolności słowa i zgromadzeń. Ale nie tylko w tych sprawach sądy, zwłaszcza najwyższe, powinny tłumaczyć się ze swojej linii orzeczniczej, informować o wyrokach ważnych dla ludzi, opracowywać sprawozdania dla mediów, dla obywateli. Powinny poza tym kształcić u siebie wrażliwość obywatelską („mogą zapunktować” w wielu sprawach, a tego nie robią). Dobry przykład to sprawy, w których sądy przekształcają umowy śmieciowe w umowę o pracę, co powoduje, że potem pracownik musi zapłacić jako bezpodstawne wzbogacenie składki, których nie wpłacił.

Czas poszukiwań

Dyskusję prawników skomentował ekonomista i wiceminister finansów z czasów przełomu Stefan Kawalec. Jego zdaniem omawiane prawnicze scenariusze pokazują dramatyzm sytuacji, bo choć prawnicy twierdzą, że przywracanie państwa prawa powinno się odbywać w zgodzie z konstytucją, to jednak rozważają de facto działania na granicy konstytucji (a na pewno tak oceniane przez druga stronę sporu). To niesie ryzyko, o którym mówił także prof. Issacharoff, że przy każdej kolejnej zmianie większości parlamentarnej i rządu zmieniać się będzie i Trybunał Konstytucyjny, i wszystko inne. Że miast trwałości państwa będziemy mieli za każdym razem rewolucję. Stefan Kawalec przypomniał, że w upadku TK swój udział miała Platforma Obywatelska, wybierając nadprogramowych sędziów, i choć polityka obecnego rządu przyniosła ogromne szkody, to nie jest on jedynym winnym. Warto zatem szukać alternatywy dla utrwalania się podziału, rozważać na przykład projekt zmiany konstytucji, który mógłby zyskać poparcie szerszych politycznych kręgów: koalicji i opozycji. Da się w przypadku różnych instytucji ustrojowych, jak Krajowa Rada Sądownictwa, takie zmiany zaproponować i warto takich rozwiązań szukać. Da to szansę na trwałość instytucji państwa.

Czas polityków

Profesor Issacharoff zakończył dyskusję, przypominając, że choć prawnicy formułują techniczne propozycje dotyczące instytucji, jednak najważniejszych odpowiedzi udziela polityka, a w tej prawnicy nie bardzo się sprawdzają. I choć trudno odmówić temu poglądowi racji, to jednak debata pokazała, że taka środowiskowa refleksja jest bardzo potrzebna. Zresztą nie tylko w gronie prawników, bo w konferencji brali udział i zabierali głos przedstawiciele wielu dyscyplin, także (byli) politycy. Żeby jednak z politykami móc rozmawiać, pokazywać im ustrojowy, prawny, prawnofilozoficzny kontekst, trzeba różne pomysły poddać pod środowiskową ocenę. Z zaprezentowanych wyżej poglądów wynika zresztą, jak różnorodne są przemyślenia i recepty przedstawiane z różnych perspektyw (osoby zainteresowane odsyłam do zapisu wideo całej konferencji w internecie). Konferencja miała zresztą ciąg dalszy. Dwa miesiące później, już bez kamer, była kontynuowana także przy udziale polityków.
1. John Rawls, „Teoria sprawiedliwości”
Pierwsza zasada sprawiedliwości
Każda osoba winna mieć równe prawo do jak najszerszego całościowego systemu równych podstawowych wolności, dającego się pogodzić z podobnym systemem dla wszystkich.
Druga zasada sprawiedliwości
Nierówności społeczne i ekonomiczne mają być tak ułożone, (a) aby były z największą korzyścią dla najbardziej upośledzonych, pozostając w zgodzie z zasadą sprawiedliwego oszczędzania; i jednocześnie (b) aby były związane z dostępnością urzędów i stanowisk dla wszystkich, w warunkach autentycznej równości szans.
(tł. Maciej Panufnik, Jarosław Pasek, Adam Romaniuk, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994)
2. Victor Orban, fragment wykładu z 2018 r.
W tym punkcie musimy ominąć już tylko jedna pułapkę – pułapkę o charakterze intelektualnym. […] Przynętą jest twierdzenie, że i chrześcijańska demokracja może być liberalna. Radzę zachowanie spokoju – nie dajmy się złapać na ten haczyk. Gdybyśmy przyjęli to twierdzenie, walka, która dotąd prowadziliśmy, straciłaby swój sens, a więc pracowaliśmy na darmo. Powiedzmy to z pełnym spokojem: chrześcijańska demokracja nie jest liberalna. […] Można powiedzieć, że jest ona nieliberalna. Możemy to pokazać konkretnie na przykładzie trzech ważnych spraw. Demokracja liberalna popiera ideologię multikulturalizmu, demokracja chrześcijańska zaś daje pierwszeństwo kulturze chrześcijańskiej, a to jest pogląd nieliberalny. Demokracja liberalna jest stronniczką imigracji, demokracja chrześcijańska zaś jest temu przeciwna, to również myśl na wskroś nieliberalna. Wreszcie demokracja liberalna jest stronniczką różnych wariacji modelu rodziny, podczas gdy demokracja chrześcijańska stoi na fundamencie chrześcijańskiego modelu rodziny, co też jest poglądem nieliberalnym.
(orbanviktor.pl)
3. Alexis de Tocqueville „O demokracji w Ameryce”
Najpierwszą i najwyższą spośród namiętności zrodzonych przez równość możliwości jest oczywiście umiłowanie tej równości. Dlatego na początku o niej będę mówił. Każdy widzi, że w naszych czasach, szczególnie we Francji, owa namiętność równości z każdym dniem zajmuje więcej miejsca w ludzkich sercach. Powtarzano setki razy, że nasi współcześni znacznie bardziej żarliwie i uparcie rozmiłowali się w równości niż w wolności, nie sądzę jednak, aby dotąd wystarczająco wyjaśniono przyczyny tego zjawiska. Spróbuję to uczynić. Wyobraźmy sobie taką sytuację, w której wolność i równość spotykają się i łączą. Zakładam, że wszyscy obywatele biorą udział w rządzeniu, i że każdy z nich ma równe do tego prawo. Skoro nikt nie będzie tedy różnił się od swych bliźnich, nikt nie będzie mógł sprawować władzy tyrańskiej. Ludzie będą doskonale wolni, ponieważ wszyscy będą całkowicie równi, i będą doskonale równi, ponieważ będą całkowicie wolni. Ku takiemu właśnie ideałowi zmierzają społeczeństwa demokratyczne. […] Wolność polityczna daje od czasu do czasu głębokie satysfakcje pewnej liczbie obywateli. Równość co dzień dostarcza wielu małych korzyści każdemu obywatelowi. Uroki równości dają o sobie znać na każdym kroku i są dostępne dla wszystkich. Najszlachetniejsze serca nie pozostają na nie obojętne, lubują się w nich także najpospolitsze dusze. Namiętność zrodzona przez równość jest więc zarazem intensywna i powszechna. By móc cieszyć się wolnością, trzeba ją zdobyć za cenę wyrzeczeń i wielkich wysiłków. Za to radości, jakie daje równość, narzucają się same.
(tł. Marcin Król, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976)