Na rozpoczynającym się dziś posiedzeniu Sejm najprawdopodobniej zajmie się poselskim projektem nowelizacji ustawy o czasie urzędowym na obszarze RP.
Według propozycji posłów Polskiego Stronnictwa Ludowego (popieranej przez sejmową komisję) Polska miałaby na stałe przejść na czas letni środkowoeuropejski. To oznacza, że przestawianie dwa razy do roku zegarków – w ostatnią niedzielę marca o godzinę do przodu i w ostatnią niedzielę października o godzinę do tyłu – może odejść do lamusa.
– Dwukrotna zmiana czasu w każdym roku nie znajduje obecnie ani uzasadnienia społecznego, ani ekonomicznego. Jej utrzymanie stanowi anachronizm i przyczynia się do wielu negatywnych skutków o charakterze zdrowotnym i gospodarczym – twierdzą wnioskodawcy.
Argumentując, że zmiana czasu prowadzi do rozregulowania zegara biologicznego i wpływa niekorzystnie na samopoczucie, objawiając się m.in. kłopotami ze snem czy problemami z koncentracją. Poza tym zmiana czasu nie spełnia już celów, z powodu których ją wprowadzono – czyli nie prowadzi do oszczędności energii.
Zniesienie sezonowych zmian czasu zaproponowała we wrześniu ub.r. również Komisja Europejska. Według jej planu każde państwo członkowskie miałoby swobodę decydowania o tym, czy stosować czas letni czy zimowy. Poszczególne kraje powinny do kwietnia powiadomić KE o swoim wyborze. Wówczas ostatnia obowiązkowa zmiana czasu na letni odbyłaby się w niedzielę 31 marca 2019 r. Później te z państw, które zdecydowałyby o stosowaniu czasu zimowego, mogłyby po raz ostatni przejść na niego 27 października tego roku. Po tym terminie sezonowe zmiany czasu nie byłyby już możliwe.
Decyzję KE poprzedziły konsultacje publiczne. 84 proc. biorących w nich udział obywateli UE (4,6 mln osób, co było rekordem w historii eurokonsultacji) opowiedziało się przeciwko przestawianiu zegarów.