Ochrona wód przed szkodliwymi dla zdrowia i środowiska azotanami szwankuje – donosi Najwyższa Izba Kontroli w najnowszym raporcie „Zapobieganie zanieczyszczeniu wód związkami azotu ze źródeł rolniczych”, do którego dotarł DGP.
Izba nie ma wątpliwości – dotychczasowe działania administracji, na której spoczywa obowiązek wdrożenia postanowień dyrektywy azotanowej, pozostawiają wiele do życzenia. Tymczasem prawo unijne zobowiązuje nas do podjęcia działań, które ochronią wody przed napływem szkodliwych związków powszechnie wykorzystywanych przy nawożeniu płodów rolnych. W praktyce oznacza to m.in. wyznaczenie stref wrażliwych na zanieczyszczenia i wdrożenie programów ochronnych dla takich obszarów szczególnego narażenia (OSN).
I tu właśnie mamy na koncie solidne zaniedbania. Z krytyczną oceną spotkały się przede wszystkim działania ministerstw: środowiska, a także rolnictwa i rozwoju wsi, oraz organów kontrolnych, czyli wojewódzkich inspektoratów ochrony środowiska.
Oba resorty miały za zadanie wyznaczyć obszary zagrożone zanieczyszczeniami. Problem w tym, że rządzący objęli ochroną tereny, które łącznie stanowiły niecałe 7 proc. powierzchni kraju. W tzw. trzecim cyklu realizacji dyrektywy azotanowej (przypadał on na lata 2012-2016) w sumie wyznaczono bowiem tylko 312 wód wrażliwych i 95 OSN.
Jak twierdzi NIK decyzje te zapadały bez merytorycznych przesłanek, a głównie w obawie przed protestami rolników. Przyczyniło się to do zawężenia obszarów, gdzie obowiązywałyby bardziej restrykcyjne wymogi środowiskowe i należałoby usprawnić nadzór inspekcji.
„Proces ustalania wód wrażliwych i OSN zdeterminowały decyzje podejmowane z pominięciem przesłanek merytorycznych wynikających z przepisów prawa krajowego i dyrektywy azotanowej. Wynikiem tego było nieuwzględnienie przez dyrektorów regionalnych zarządów gospodarki wodnej (organy te były przed reformą Prawa wodnego pod nadzorem ministra środowiska – przyp. red.) przy określaniu wód wrażliwych i OSN wszystkich wymagań określonych w przepisach prawa krajowego oraz dyrektywie azotanowej” – czytamy w raporcie.
Izba odnotowuje, że wiele tych zaniedbań zostało już naprawionych. Jednak w czwartym cyklu realizacji dyrektywy poprawa nastąpiła, ale głównie dlatego, że to nie urzędy, a podmioty zewnętrze (instytuty naukowe bądź specjalistyczne firmy), na zlecenie poszczególnych dyrektorów Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej wzięły na siebie merytoryczne opracowanie dokumentów. W oparciu o nie organy wyznaczyły potem już prawie 1,5 tys. wód wrażliwych i objęły ochroną tereny o powierzchni stanowiącej ponad 83 proc. powierzchni kraju.
„Tym samym, przy niezmienionym stanie prawnym i podobnych uwarunkowaniach co do stanu wód i presji rolniczej, w czwartym cyklu wdrażania dyrektywy azotanowej zwiększono powierzchnię OSN na obszarze kraju ponad 12-krotnie w stosunku do trzeciego cyklu” – czytamy w raporcie.
NIK krytycznie ocenia też prace wojewódzkich inspektorów ochrony środowiska (WIOŚ). Wylicza, że w kontrolowanym okresie ani jeden pracownik WIOŚ nie postawił stopy na terenie niemal 1/3 wszystkich OSN.
Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy był, jak wskazuje NIK, brak stosownych ewidencji dotyczących rolników i podmiotów korzystających z nawozów na terenach OSN. Izba podkreśla, że w żadnym z kontrolowanych WIOŚ nie posiadano pełnej wiedzy o liczbie gospodarstw wytwarzających, przechowujących i stosujących nawozy naturalne na OSN, na których dyrektorzy RZGW wprowadzili programy działań. W okresie objętym kontrolą inspektorzy dysponowali wiedzą jedynie o kilkuset takich podmiotach.
Na plus NIK zalicza natomiast działalność Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR), która w latach 2014-2017 przeprowadziła ponad dwa tysiące kontroli u rolników. Stwierdziła ponad 600 naruszeń dotyczących przestrzegania wymagań dyrektywy azotanowej. Łączne kwoty nałożonych kar administracyjnych z powodu takich zaniedbań wyniosły blisko milion złotych.