Prawo ma służyć obywatelowi, a nie urzędnikowi, który je stosuje. Musi być zrozumiałe dla każdego. Można to skwitować parafrazą przysłowia: „Nie Pac dla pałaca, tylko pałac dla Paca”. Procedura karna nie jest bowiem stworzona ani dla sądów, ani dla oskarżyciela dla ułatwienia im pracy, lecz właśnie dla oskarżonego i jego prawa ma gwarantować.
Z ciekawością przeczytałem dyskusję o problemie, który sam zasygnalizowałem („Oskarżony nie dowie się o wyroku? Za nieobecność na rozprawie trzeba dużo zapłacić”, DGP z 8 sierpnia 2018 r.). Dotyczy ona stosowania art. 402 kodeksu postępowania karnego (k.p.k.) i okoliczności, w której oskarżony może dowiedzieć się o wydaniu w stosunku do niego wyroku skazującego dopiero z wezwania do zakładu karnego, a sytuacja taka jest zgodna z prawem.
Zapoznałem się ze stanowiskiem redakcji prezentowanym przez Piotra Szymaniaka („Nieobecność kosztowna nie tylko dla oskarżonych”, DGP z 9 sierpnia 2018 r., „Postępowanie dwuinstancyjne nie może być fikcją”, DGP z 16 sierpnia 2018 r.), ale moje szczególne zainteresowanie wzbudził artykuł sędziego Marka Krysztofiuka pt. „Oskarżeni to nie dzieci we mgle” (DGP z 14 sierpnia 2018 r.).
Praktyka sobie, teoria sobie
Abstrahując od stanowiska pana sędziego dotyczącego sposobu doręczania pism sądowych (jest to kolejny bulwersujący problem wart osobnych rozważań), który w zasadzie się nie zmienił i nie wiąże się ze stosowaniem art. 402 k.p.k., problemy, które zasygnalizował pan sędzia, są dwa, a wnioski są następujące:
1. Oskarżeni są pouczani o swoich uprawnieniach w toku postępowania – zarówno przygotowawczego, jak i jurysdykcyjnego.
2. Mają oni obowiązek wykazywać aktywność w postępowaniu w celu obrony swoich praw.
Zagadnienie to ma dwa aspekty – praktyczny i teoretyczny.
Najpierw zajmiemy się aspektem praktycznym wywodów autora. Można go zamknąć w trzech pytaniach.
1. Po pierwsze, czy byłby w stanie wymienić treść wszystkich artykułów, o których poucza się podejrzanego zgodnie z art. 300 par. 1 k.p.k. i art. 386 par. 1 k.p.k., z pamięci?
2. Po drugie, czy próbował kiedykolwiek dodzwonić się do sądu lub też dostać się osobiście do punktu obsługi interesanta w jakimkolwiek sądzie w celu uzyskania informacji o jakiejkolwiek sprawie?
3. Po trzecie, skąd wniosek, że oskarżony jest pouczany przez sąd o treści art. 402 k.p.k.? Artykuł 386 k.p.k. takiego pouczenia nie przewiduje!
Wydaje się, że na dwa pierwsze pytania odpowiedź jest negatywna, i to w sposób niebudzący wątpliwości. Jeśli chodzi o powtórzenie treści przepisów wymienionych w art. 300 par. 1 k.p.k. to, jak zapewne autorowi wiadomo, jest to pouczenie składające się z dwóch stron formatu A4 zadrukowanych drobnym druczkiem (podobnie jak w przypadku umów o abonament telefoniczny). Zapewniam, że za poznanie się z tymi zapisanymi drobnym maczkiem stronnicami przekracza możliwości człowieka o przeciętnym wykształceniu. Można by tu zapytać, czy ktokolwiek z nas zapoznał się z treścią umów o abonament telefoniczny, np. czy przeczytał ogólne warunki umowy. Sądzę, że nie.
To samo dotyczy treści pouczenia udzielanego przez sąd na podstawie art. 386 par. 1 k.p.k. Liczba artykułów, które sąd wymienia, ich rozległość i zmienność w czasie, specyfika języka prawniczego przekraczają możliwości percepcji normalnego człowieka, a nawet zaryzykuję twierdzenie – doświadczonego prawnika.
Wynika z tego, iż kwestia pouczeń, do których tak dużą wagę przykłada pan sędzia, jest iluzoryczna. Jest formalnym „odfajkowaniem problemu”, który w żaden sposób nie chroni praw stron postępowania, a w szczególności oskarżonego. Należy tutaj także zwrócić uwagę na art. 300 par. 2 k.p.k., który pokrzywdzonemu stawia równie wysokie wymagania. W zasadzie można by wręczyć każdemu z nich po egzemplarzu kodeksu postępowania karnego i uznać, że w związku z tym znają jego treść.
Wniosek z tego taki, że pouczenia, które mają być podstawą do zwiększenia wobec stron procesu karnego wymogów formalnych, w istocie mają charakter pozorny.
Proszę porównać prostą i jasną treść art. 386 i 300 k.p.k. sprzed 1 lipca 2015 r. z obowiązującymi przepisami. Obecnie pouczenia bez zastępowania strony przez obrońcę lub pełnomocnika są w zupełności bez znaczenia.
Dzwoń na Berdyczów
Gdyby ktoś zatelefonował do punktu obsługi interesanta któregokolwiek z większych sądów, dowiedziałby się, że jest 29 w kolejce. Po odczekaniu na linii jakichś dwóch godzin (czasem dłużej) mógłby dopiero sprawdzić, co dzieje się w jego sprawie. Oczywiście pod warunkiem, że otrzyma te informacje. Jest przecież ustawa o ochronie danych osobowych i na przykład nazwisk świadków, którzy mieliby być wzywani lub byli przesłuchani, punkt informacji przez telefon nie poda. Można je uzyskać wyłącznie po zapoznaniu się z aktami. W tym celu oskarżony z miejscowości na przykład Zawoja musi jechać do Krakowa (wiele spraw należy do właściwości sądów okręgowych). To około 100 km i trasa ta zajmuje dwie godziny (nie licząc czasu przeznaczonego na poruszanie się po mieście).
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że punkty informacji pracują najczęściej do 15.30, w istocie wymagałoby to poświęcenia przynajmniej połowy dnia na telefoniczne ustalenie terminu i wskazania sygnatury akt, z którymi można się zapoznać, i drugiego dnia na przyjazd do sądu i zapoznanie się z dokumentami. A są przecież miejscowości jeszcze dalej położone od siedziby sądu okręgowego (nie mówiąc już o apelacyjnych). Choć w mniejszych jednostkach jest nieco lepiej, nie zmienia to znacznie obrazu sytuacji.
Tak więc z praktycznego punktu widzenia wszystkie uwagi autora są nieprzydatne, gdyż kodeksowe deklaracje o pouczeniu kogoś i możliwości zapoznania się z aktami sprawy w praktyce stwarzają zbyt dużo trudności dla przeciętnego obywatela.
Nie rozumiesz? Tak ci się wydaje!
Należałoby jeszcze odnieść się do poglądu pana sędziego, że argument, jakoby strona procesu karnego z pouczenia niewiele rozumiała, opiera się na osobistych odczuciach komentatora (ergo w rzeczywistości jest inaczej). Argument ten jest błędny. Można by zapytać, z iloma stronami procesu rozmawiał autor, aby sprawdzić, co zapamiętały z pouczenia sądu. W rzeczywistości mało kto rozumie właściwie pouczenia sądu czy prokuratora, a tym bardziej zdaje sobie sprawę z tego, jakie powoduje to konsekwencje.
Wniosek jest taki, że prawo ma służyć obywatelowi, a nie urzędnikowi, który je stosuje. Musi być zrozumiałe dla każdego. Problem ten można skwitować krótkim przysłowiem: „Nie Pac dla pałaca, tylko pałac dla Paca”.
Przepis jakby mimochodem
W odniesieniu do aspektu teoretycznego zagadnienia należy wskazać następujące trzy problemy.
1. Po pierwsze, ustawodawca, wprowadzając w art. 402 k.p.k. możliwość przerwania posiedzenia bez zawiadamiania stron o nowym terminie, ustawą z 27 września 2013 r. wprowadził dwa wyraźne zabezpieczenia. Jednym jest możliwość ustanowienia adwokata dla każdego, kto tego żąda (art. 78 par. 1 k.p.k. w brzmieniu sprzed 16 lutego 2016 r.), drugim – obowiązek doręczania wyroków zapadłych pod nieobecność oskarżonego (art. 100 par. 3 k.p.k. w brzmieniu sprzed 16 kwietnia 2016 r.). Oba te przepisy zostały uchylone ustawą z 11 marca 2016 r. odwracającą reformę kontradyktoryjną.
2. Po drugie, tą samą ustawą ustawodawca zmienił treść art. 402 k.p.k., dodając art. 402 par. 1a k.p.k., który jest jedną z przyczyn istniejących nieprawidłowości. Nadał mu brzmienie, iż oskarżonego nie wzywa się na rozprawę przerwaną w sytuacjach określonych w art. 376 lub 377 k.p.k., jeżeli uniemożliwia to jego wezwanie oraz stawienie się na rozprawie po przerwie.
Jeżeli ktoś sądzi, że przepis ten w pełni gwarantuje prawa oskarżonego, niech odwoła się do projektu ustawy z 11 marca 2016 r. (druk nr 207). Wynika z niego w sposób niebudzący wątpliwości, iż ustawodawca, proponując taki przepis, miał na myśli co innego, mianowicie przypadek tzw. przerwy technicznej, krótkiej, w toku jednego dnia rozprawy, kiedy nie ma możliwości wezwania lub zawiadamiania pisemnego oskarżonego (uzasadnienie do druku nr 207, karta 5). W praktyce ustawodawcy wyszedł twór, który pozwala sądowi na niezawiadamianie, a tym bardziej niewzywanie stron, nawet oskarżonego, w sytuacji wyznaczania nowego terminu rozprawy w okresie do 35 dni. Trudno bronić rozwiązania, które pojawiło się przypadkiem, mimochodem, wbrew zamierzeniom ustawodawcy i prowadzi do skutków sprzecznych z prawem oskarżonego do obrony i innymi podstawowymi zasadami prawa.
3. Po trzecie, należy stwierdzić, że żadna inna procedura obowiązująca w naszym kraju nie przewiduje takiej sytuacji. Procedura cywilna (art. 214 k.p.c.), administracyjna (art. 64 k.p.a.) i kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia (art. 71, 79 i 1 k.p.w.) określają bowiem konieczność i obowiązek zawiadamiania stron o każdym posiedzeniu wyznaczonym w sprawie.
A jeśli przydarzy się to tobie
Na koniec rzecz najważniejsza, którą pomijają wszyscy zwolennicy szybkiego procesu karnego, surowego karania przestępców, ograniczania praw oskarżonych (wszak są to osoby, które naruszyły prawo i muszą się liczyć z konsekwencjami) i bezzwłocznego wymierzania wysokich kar. Otóż oskarżonym może stać się w każdej chwili każdy człowiek (stąd parafraza tytułu książki Wiktora Woroszylskiego w tytule tego artykułu). Wystarczy na przykład chwila nieuwagi za kierownicą. Każdy może być także oskarżony niesłusznie. Wówczas zorientuje się, jakie znaczenie mają gwarancje procesowe i czy rzeczywiście są niepotrzebnym utrudnianiem pracy sądów i prokuratorów.
Podstawową rolą procedury, w szczególności karnej, jest jej charakter gwarancyjny. Ma ona zapewnić obywatelowi (który przecież do czasu wydania wyroku jest uważany za niewinnego) jego podstawowe prawa oraz to, że nie będą naruszane i zagwarantują sprawiedliwy proces (art. 2 par. 1 pkt. 1 k.p.k.). Prawa, które zrozumie i do których będzie mógł się dostosować.
Wbrew niewypowiedzianemu wyraźnie wnioskowi, lecz wynikającemu z artykułu, procedura karna nie jest więc stworzona ani dla sądów, ani dla oskarżyciela dla ułatwienia im pracy, lecz właśnie dla oskarżonego i jego prawa ma ona gwarantować. Zapewniam – bo spotkałem się z takimi sytuacjami wielokrotnie – że poglądy osób stosujących prawo (urzędników, policjantów, prokuratorów, sędziów), którzy stają się stroną jakiegokolwiek postępowania, nie są już tak rygorystyczne.
Naruszenia prawa europejskiego
Należy jeszcze przypomnieć wymagania, jakie stawia procesowi sądowemu Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności podpisana w Rzymie w 1950 r., gdzie w art. 6 jest mowa o rzetelnym procesie. Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził wielokrotnie wyraźnie, że jeżeli sąd I instancji rozpoczyna sprawę karną pod nieobecność oskarżonego i wydaje po takim rozpoznaniu sprawy wyrok, zawsze stanowi to naruszenie art. 6 par. 1 oraz art. 6 ust. 3 Konwencji. Nawet jeśli nieobecność oskarżonego na rozprawie można usprawiedliwić z punktu widzenia wymogów art. 6 ust 1 Konwencji, to nie można jej usprawiedliwić z punktu widzenia prawa do obrony (art. 6 ust. 3b i 3c) oraz prawa do aktywnego uczestnictwa w postępowaniu dowodowym (art. 6 ust. 3d) (por. wyrok Trybunału z 2 listopada 1993 r. Poitrimol przeciwko Francji Serie A, wyrok Trybunału z 12 października 1992 r. T przeciwko Włochom i inne).
Na zakończenie należałoby zapytać, w ślad za redaktorem Szymaniakiem, jaka jest różnica między przerwą trwającą 35 dni a odroczeniem trwającym 36 dni. Czy sytuacje takie czymś się różnią? Tymczasem w tym pierwszym przypadku można oskarżonego nie zawiadamiać. Tego nie da się uzasadnić logicznie.
Rolą procedury karnej jest jej charakter gwarancyjny. Ma ona zapewnić obywatelowi (który do czasu wydania wyroku jest uważany za niewinnego) jego podstawowe prawa oraz to, że nie będą naruszane i zagwarantują mu sprawiedliwy proces