Do PKW i komisarzy wyborczych zgłosiło się o ponad jedną czwartą mniej komitetów niż przed czterema laty. To efekt zmian w ordynacji wyborczej.
Komitety partyjne zarejestrowane w PKW / Dziennik Gazeta Prawna
Do 27 sierpnia, czyli ostatecznego terminu wyznaczonego przez Państwową Komisję Wyborczą (PKW), wpłynęły dokładnie 9143 zawiadomienia o utworzeniu komitetów wyborczych. Teraz trwa ich rejestracja. Proces przebiega sprawnie – zgodnie ze stanem na wczorajsze popołudnie zarejestrowano już ponad 9 tys. z nich, a – jak wynika z naszych ustaleń – tylko w czterech przypadkach odmówiono rejestracji komitetu.
Choć w skali kraju wydawać się to może sporo, to jednak już widać istotną różnicę między tegorocznymi wyborami a tymi z 2014 r. Wówczas zgłosiło się aż 12 548 komitetów. To oznacza, że w tym roku ich liczba jest mniejsza aż o 27 proc. Podobna różnica jest w porównaniu z elekcją z 2010 r. (wówczas zgłoszeń było 12 511). W 2006 r. było ponad 13,2 tys. zawiadomień o utworzeniu komitetów, a rekordowy był rok 2002, gdy zgłoszono ich ponad 27 tys. (22 polityczne, 2 koalicji politycznych, 426 organizacji i aż 26 624 komitetów wyborców). To trzykrotnie więcej niż obecnie.
Co takiego się stało? Socjolog polityki Jarosław Flis uważa, że to przede wszystkim efekt tegorocznych zmian w ordynacji wyborczej, która ograniczyła jednomandatowe okręgi wyborcze do gmin, w których mieszka nie więcej niż 20 tys. mieszkańców. – Nie ma więc sensu, a właściwie nie da się już rejestrować komitetów dla pojedynczych kandydatów w takiej skali jak kiedyś. W dodatku ludzie, tworząc niegdyś masowo komitety wyborcze, nie zdawali sobie sprawy, że w jednomandatowych okręgach wyborczych wcale nie jest tak łatwo wygrać, a to działa zniechęcająco – ocenia ekspert.
Anna Godzwon, współautorka książki „Konsekwencje w prawie wyborczym, czyli jak postawić krzyżyk i dlaczego w kratce”, zwraca uwagę, że podczas gdy liczba komitetów partyjnych utrzymuje się na względnie podobnym poziomie, to wyraźnie ubywa komitetów lokalnych zgłaszanych przez grupy wyborców. – Do startu zniechęcić mogły je przepisy nowego kodeksu wyborczego, które zmieniano ledwie kilka miesięcy temu i który nie jest prosty do zrozumienia – uważa ekspertka. Jej zdaniem samorządy stają się także coraz bardziej upolitycznione. – A ludziom nie chce się bawić w politykę, bo dostrzegają, że sprawy polityczne zaczynają schodzić na poziom władzy lokalnej. Coraz trudniej klinem wejść w ten układ – uważa Godzwon.
Mniejsza liczba zgłoszonych komitetów wyborczych nie musi z automatu oznaczać, że w skali kraju będzie także dużo mniej chętnych do zostania radnym czy wójtem. Osoby startujące niegdyś z osobnych komitetów dziś mogą próbować swoich sił, kandydując pod jednym sztandarem. Ale przed tegorocznymi zmianami w ordynacji na listach komitet mógł wystawić dwukrotnie więcej osób niż liczba mandatów do zdobycia (zasada n x 2). Teraz może wystawić tylko o dwóch więcej (n + 2). Ilu ostatecznie będzie chętnych, przekonamy się we wrześniu – do 16. dnia tego miesiąca należy zgłosić listę kandydatów na radnych, a 26. mija termin na zgłaszanie gminnym komisjom wyborczym kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.