Uznanie, że przerobienie dokumentu i zmuszenie pracownika sądu do udziału w przekręcie, nie jest przestępstwem, było błędem. Stwierdził tak Sąd Najwyższy-Sąd Dyscyplinarny, oceniając orzeczenie Sądu Apelacyjnego-Sądu Dyscyplinarnego.
Sprawa rozpoczęła się między październikiem 2015 r. a kwietniem 2016 r. (dokładny czas nieustalony). Pewnego dnia sędzia przerobił w protokole rozprawy zeznania jednego ze świadków. Następnie wykorzystał swą pozycję i polecił pracownikowi sekretariatu usunąć z akt sprawy oryginalną kartę, zniszczyć ją i zastąpić przerobionym dokumentem. Poprawki sędziego były jedną z głównych przyczyn, dla których zapadł w sprawie taki, a nie inny wyrok.
Jego przekręt wyszedł na jaw. Prokurator chciał postawić sędziemu zarzuty z art. 231 par. 1 kodeksu karnego („Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”) oraz art. 270 par. 1 kodeksu karnego („Kto, w celu użycia za autentyczny, podrabia lub przerabia dokument lub takiego dokumentu jako autentycznego używa, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”). Aby jednak to uczynić, zgodę na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej wyrazić musiał sąd dyscyplinarny. Wynika to z art. 80 par. 2c prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 23 ze zm.). Przepis ten stanowi, że sąd dyscyplinarny wydaje uchwałę zezwalającą na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej, jeżeli zachodzi dostatecznie uzasadnione podejrzenie popełnienia przez niego przestępstwa.
Sąd, do którego trafiła sprawa sędziego podrabiacza, uznał, że nie musi on zasiadać na ławie oskarżonych. A to dlatego, że nawet jeśli protokół z rozprawy podrobił i zmusił do nielegalnego działania pracownika sądu, to są to czyny o znikomej społecznej szkodliwości. A zatem - do przestępstwa nie doszło.
Na uchwałę zażalenie wniósł prokurator. Sprawa trafiła więc do Sądu Najwyższego-Sądu Dyscyplinarnego (orzekający jako sąd drugiej instancji).
„W niniejszej sprawie, mając na uwadze argumenty Sądu Dyscyplinarnego oraz racje prokuratora przedstawione w zażaleniu, uznać należy, że nie wykazano, że stopień społecznej szkodliwości zarzucanych sędziemu czynów był w oczywisty sposób znikomy” – czytamy w niedawno opublikowanym uzasadnieniu uchwały SN-SD.
Sędziowie przypomnieli, że zadaniem sądu dyscyplinarnego nie jest orzekanie o odpowiedzialności karnej, lecz o tym, czy dany sędzia może być do tej odpowiedzialności w ogóle pociągnięty. I oczywiście już na tym etapie sąd powinien oceniać wniosek nie tylko pod kątem realizacji znamion przedmiotowych i podmiotowych zarzucanych czynów, lecz także musi odnieść się do nich w optyce m.in. stopnia społecznej szkodliwości. Tyle że przyjęcie założenia, że sfałszowanie protokołu, które miało wpływ na wydany w sprawie wyrok, na pewno nie jest społecznie szkodliwe w stopniu większym niż znikomy, jest zbyt daleko idące. Najlepiej dla wymiaru sprawiedliwości będzie, jeśli ustaleń takich dokona sąd karny – osądzając sędziego tak, jak osądzany byłby inny funkcjonariusz publiczny, który immunitetu nie posiada.

orzecznictwo

Uchwała Sądu Najwyższego z 16 maja 2018 r., sygn. akt SNO 18/18