Wostatnim roku służby podsłuchiwały 600 osób więcej niż w roku poprzednim. Tymczasem wiceminister sprawiedliwości ubolewa nad tym, że Sąd Najwyższy hamuje rządowe zapędy w zakresie korzystania z inwigilacji wtórnej.
Tydzień temu dr hab. Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, na łamach DGP przedstawił publicystyczną polemikę z uchwałą siedmiu sędziów Sądu Najwyższego z 28 czerwca 2018 r. Autor niestety nie polemizuje z argumentami, które wyraził SN, ale z tym, jak chciałby te argumenty rozumieć. Co więcej, dorzuca do tego sugestię, że siedmiu sędziów SN uchwałą z 28 czerwca 2018 r. broni innych sędziów (rzeczniczka PiS powiedziałaby „kolesi”) przed odpowiedzialnością karną.
Uchwała SN dotyczy zmian wprowadzonych w 2016 r., których celem było „odwrócenie” reformy procedury karnej. Pierwotnie planowano uchylić przepis zakazujący wykorzystywania nielegalnych dowodów (art. 168a k.p.k.). Na etapie prac w sejmowej podkomisji projektodawca zmienił jednak zdanie, tj. zachował art. 168a k.p.k. (całkowicie odwracając jego sens i cel), ale postanowił uchylić procedurę następczej zgody sądu na wykorzystanie materiałów zgromadzonych „przy okazji” prowadzenia podsłuchów w innej sprawie. Procedurę – co równie ważne – wprowadzoną w wyniku orzeczenia Sądu Najwyższego z 2007 r. (sygn. akt I KZP 6/07).
Tak oto powstał art. 168b k.p.k. („Jeżeli w wyniku kontroli operacyjnej zarządzonej (…) uzyskano dowód popełnienia przez osobę, wobec której kontrola operacyjna była stosowana, innego przestępstwa ściganego z urzędu lub przestępstwa skarbowego niż przestępstwo objęte zarządzeniem kontroli operacyjnej lub przestępstwa ściganego z urzędu lub przestępstwa skarbowego popełnionego przez inną osobę niż objętą zarządzeniem kontroli operacyjnej, prokurator podejmuje decyzję w przedmiocie wykorzystania tego dowodu w postępowaniu karnym” – red.). Na podstawie tego przepisu już nie sąd, ale prokurator będzie decydował, co zrobić z tym „dodatkowym materiałem”. Przepis sprowadza się w zasadzie do tego, że można wykorzystać materiały dotyczące popełnienia wszelkich innych przestępstw (np. drobnych kradzieży) przez kogokolwiek (nawet przypadkowe osoby). Istotne jest przy tym to, że podsłuchy można stosować jedynie w przypadku ścigania określonych (tj. wymienionych w katalogu w ustawie o Policji – t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 2067 ze zm.) najpoważniejszych przestępstw. Tak więc można podsłuchiwać w sprawie o korupcję, ale już nie w sprawach o prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwości. Tymczasem skutkiem wprowadzenia art. 168b k.p.k. może być zatem że to, czego (pierwotnie) służby nie mogły podsłuchać, ostatecznie będzie jednak można podsłuchać i następnie wykorzystać, a decydować o tym będzie prokurator.
Sąd Najwyższy w uchwale siedmiu sędziów z 28 czerwca 2018 r. wytknął temu rozwiązaniu większość logicznych i konstytucyjnych mankamentów. Zarówno w świetle konstytucji, jak i prawa międzynarodowego nie można stosować podsłuchów w sytuacji ścigania każdego przestępstwa, a jedynie tych najpoważniejszych. Sąd Najwyższy uznał, że obchodzenie tych ograniczeń przy pomocy art. 168b k.p.k. jest niedopuszczalne.
Niestety krytyka orzeczenia SN ze strony wiceministra Warchoła zamiast odnosić się do argumentów podniesionych przez sąd, stanowi rozwinięcie tezy o tym, iż cel (ściganie wszystkich przestępstw bez wyjątku) uświęca środki (w tej roli art. 168b k.p.k.). Szeroka walka z przestępczością (nawet taka oparta o wątpliwy art. 168b k.p.k.) jest uzasadniona tym, jak wskazuje wiceminister Warchoł, że „wolność nie oznacza (...) swawoli”. Na szczęście na swawolę konstytucja nie pozwala również władzy publicznej. I tę właśnie regułę (zwaną również zasadą legalizmu) próbuje by-passować art. 168b k.p.k. Jak słusznie wskazuje SN, jeśli ustawodawca (lub resort sprawiedliwości) widzi potrzebę pełnej inwigilacji, powinien znieść katalog przestępstw z ustawy o Policji, który ogranicza stosowanie podsłuchów i wziąć za taką (dobrą?) zmianę odpowiedzialność (polityczną, prawną oraz wizerunkową). Tymczasem ustawodawca chce zjeść ciastko (tj. wykorzystywać wszelki materiał zgromadzony podczas prowadzenia kontroli operacyjnej) i mieć ciastko (tj. zachować pozory legalnego działania w ramach katalogu przestępstw z ustawy o Policji).
W dalszej części artykułu pojawia się argument oparty na założeniu, że „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. Zdarza się bowiem, że policja przeszukuje mieszkanie osoby niewinnej lub że podsłuchiwana jest osoba postronna, która np. kontaktuje się z przestępcą. „To się przecież zdarza” – wskazuje wiceminister Warchoł, dotykając jednego z głównych problemów związanych ze stosowaniem podsłuchów w Polsce – nie istnieją narzędzia, które posłużą do ochrony praw tych „przypadkowo” podsłuchiwanych. Brak tych narzędzi nie przeszkadza jednak wiceministrowi Warchołowi w głoszeniu tezy o potrzebie swobodnego wykorzystywania „wiórów” zgromadzonych przy okazji „piłowania” innego podsłuchu. Służby nie mają terminu, w czasie którego są zobowiązane do zniszczenia materiałów, które nie będą wykorzystane. Z kolei obywatel nie ma skutecznej skargi na fakt bycia podsłuchiwanym, która zmusiłaby służby do usunięcia zgromadzonych nielegalnie materiałów. Narzędzi tych nie ma, mimo iż na potrzebę ich stworzenia w 2006 r. wskazywał Trybunał Konstytucyjny (sygn. akt S/06), a w 2016 r. – Komisja Wenecka. Pomijam już dowolność w stosowaniu podsłuchów wprowadzoną ustawą antyterrorystyczną z 2016 r. (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 452 ze zm.), która do podsłuchiwania przez ABW cudzoziemca podejrzewanego o terroryzm nie wymaga nawet zgody sądu.
Władza państwowa może dużo, ale nie może wszystkiego. Hołdowanie zasadzie, iż cel uświęca środki, jest prawdopodobnie możliwe przy prowadzeniu polityki, ale nie przy debacie na temat prawa karnego. Od dawna wiadomo, że mieszanie populizmu i prawa karnego jest niezdrowe (i nieeleganckie). SN nie chroni przestępców, tylko m.in. zarówno mnie, jak i pana wiceministra Warchoła, przed ewentualną nadgorliwością służb czy prokuratury. Dlatego w system prawa muszą być wmontowane bezpieczniki przed nieuzasadnioną inwigilacją czy błędnym podejrzeniem o popełnienie przestępstwa. Wydaje się więc, że zamiast sugerowania nieczystych intencji Sądu Najwyższego lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie skutecznych gwarancji dla obywateli, że podsłuchy nie będą wobec nich nadużywane.
SN nie chroni przestępców, tylko m.in. zarówno mnie, jak i pana wiceministra Warchoła, przed ewentualną nadgorliwością służb czy prokuratury. Dlatego w system prawa muszą być wmontowane bezpieczniki.
dr Barbara Grabowska-Moroz, Helsińska Fundacja Praw Człowieka