Osoba, która udzieliła prasie wypowiedzi, będzie musiała dokonać jej autoryzacji najpóźniej w ciągu siedmiu dni. Obowiązkiem rejestracji wydawniczej w sądzie zostaną objęte także wydawnictwa internetowe. Redakcyjny komentarz do sprostowania nie będzie mógł ukazać się w tym samym numerze.
Ograniczenie czasu na autoryzację do siedmiu dni, zastąpienie prawa do sprostowania oraz prawa do odpowiedzi jedną instytucją - sprostowaniem, wyznaczenie terminu publikacji sprostowania i określenie jego maksymalnej objętości - to tylko niektóre propozycje zmian prawa prasowego. Ich autorem jest Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Uprzywilejowane sprostowania

Duże zmiany, w stosunku do obowiązujących obecnie przepisów z 1984 roku, planowane są w stosunku do instytucji sprostowania. Resort kultury proponuje, by tekst sprostowania nie mógł przekroczyć dwukrotnej objętości fragmentu materiału prasowego, którego dotyczy. Mimo że podobne rozwiązania już funkcjonują, zdaniem ekspertów przepis ten może budzić wątpliwości interpretacyjne.
- Nie wiadomo do końca, jak rozumieć pojęcie fragment materiału prasowego. Jeżeli np. sprostowanie odnosi się do całego artykułu, to oznaczałoby to, że redakcja ma obowiązek zamieścić sprostowanie w podwójnej objętości, jaką miał artykuł - krytykuje zmianę sędzia Waldemar Żurek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Krakowie.
I podaje inną możliwość rozwiązania tego problemu.
- Można by na przykład wprowadzić obowiązek publikowania pod treścią sprostowania odesłania do strony internetowej, na której znajdowałoby się sprostowanie w pełnej objętości. Jeżeli chodzi o publikacje w internecie, to nie występują tutaj takie ograniczenia objętościowe, jak w przypadku wydań papierowych - mówi Waldemar Żurek.
Najwięcej kontrowersji wzbudza jednak propozycja zniesienia ograniczeń co do objętości sprostowań, które pochodzą od naczelnych i centralnych organów państwowych.
- Przywilej nieograniczonych objętościowo sprostowań dokonywanych przez centralne i naczelne organy państwowe jest reliktem mającym uzasadnienie w założeniu nieomylności i omnipotencji tych organów, prymatu forsowanej przez nie ideologii, dyspozycyjności prasy i braku potrzeby liczenia się z kosztami publikacji oraz czytelnikami - ocenia prof. Jan Błeszyński z kancelarii Błeszyński i Wspólnicy.
Podobnego zdania są inni eksperci prawni.
- Brak ograniczeń dla centralnych organów państwowych będzie rodzić spory sądowe. Powstaną kuriozalne sytuacje, w których organy będą domagać się sprostowania na kilka stron, a gazety nie będą chciały tego drukować z uzasadnionych względów finansowych. Zdecydowanie nie jest to dobre rozwiązanie - podsumowuje Waldemar Żurek.
Resort kultury w prawie prasowym chce sprecyzować terminy obowiązku zamieszczenia sprostowania. W przypadku dziennika ma ono ukazać się w ciągu siedmiu dni od dnia jego otrzymania. W czasopiśmie trzeba będzie opublikować sprostowanie w najbliższym numerze przekazywanym do druku po jego doręczeniu.
- Jest to zmiana uzasadniona. Do tej pory istniała w tej sprawie duża dowolność, która rodziła nadużycia - uważa Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie.



Rezygnacja z odpowiedzi

Sprostowanie ma być jedyną formą polemiki z tekstem dziennikarskim. Do tej pory obok sprostowania istniało prawo do odpowiedzi. Zmianę chwalą eksperci, którzy uważają za niecelowe utrzymywanie takiego dualizmu.
- Opowiadam się za wprowadzeniem jednej instytucji, która zapewni większą skuteczność jej funkcjonowania. Wzrosną szanse na to, że redakcje chętniej zamieszczą taki materiał. W tej chwili mamy sytuację, że granica między sprostowaniem a odpowiedzią jest płynna. Redakcje je odrzucają, bo twierdzą, że to nie jest sprostowanie, tylko odpowiedź - mówi Maria Łoszewska-Ołowska, dr z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.
Ponadto zostanie wprowadzony zakaz komentowania przez redakcję tekstu sprostowania w tym samym wydaniu.
- Zmiana ta bardzo mnie cieszy. Możliwość opublikowania komentarza odredakcyjnego w numerze, w którym pojawi się sprostowanie, wprowadza nierówność. Autor sprostowania nie może bowiem natychmiastowo zareagować na treść polemiki zamieszczonej przez redakcję - mówi Marek Celej.

Terminowa autoryzacja

Ważną zmianą ma być określenie terminu, w jakim osoba udzielająca informacji prasie może dokonać autoryzacji swojej wypowiedzi. Zgodnie z propozycją będzie musiała to zrobić niezwłocznie, nie później jednak niż w ciągu siedmiu dni od daty otrzymania wypowiedzi przekazanej do autoryzacji.
- Uważam, że termin siedmiu dni jest zbyt długi, zwłaszcza w przypadku dzienników, które opisują wydarzenia z danego dnia. Jeżeli wszyscy zaczną wykorzystywać ten maksymalny termin, to wydawanie gazet codziennych straci sens, bo nie będą w stanie uzyskać informacji na czas - uważa sędzia Waldemar Żurek.
Dodaje, że termin autoryzacji mógłby zostać zróżnicowany, w zależności od tego, w jakiej gazecie wypowiedź miałyby zostać opublikowana.
- Myślę, że w przypadku dzienników mógłby to być jeden dzień. Natomiast jeśli chodzi o tygodniki, to termin siedmiodniowy byłby odpowiedni - podkreśla Waldemar Żurek.
Tymczasem w opinii Wojciecha Machały, doktora prawa i adwokata, w zupełności wystarczyłby termin trzydniowy.
- Należałoby wypracować taki model autoryzacji, który pogodzi dwa przeciwstawne interesy - osoby udzielającej wypowiedzi oraz prasy, która dąży do szybkiej publikacji - podsumowuje Wojciech Machała.

Obowiązki rejestracyjne

Kolejną propozycją jest wprowadzenie obowiązku powiadamiania organu rejestracyjnego o fakcie posiadania elektronicznej postaci wydawanej prasy. Ponadto planuje się objęcie koniecznością rejestracji tytułów publikacji prasowych ukazujących się w formie elektronicznej.
- W mojej opinii ta zmiana wynika z potrzeby rynku. Jest odpowiednią reakcją ustawodawcy na obecnie zachodzące zjawiska. Jest coraz więcej wydawnictw internetowych, których liczba wzrasta w zawrotnym tempie - chwali zmianę Waldemar Żurek.