„Szanowni Państwo, proszę nam wybaczyć, ale to będzie kolejna informacja, którą z pewnością dostali Państwo w ostatnim czasie w związku z tzw. RODO. Firma X posiada w swoich zasobach Państwa dane osobowe związane z wykonywaniem zawodu dziennikarza. Dane te pozyskaliśmy z publicznie dostępnych źródeł i wykorzystujemy wyłącznie w celach związanych z działalnością spółki o charakterze public relations, w tym w szczególności w związku z przekazywaniem Państwu komunikatów lub informacji prasowych"

"W każdej chwili mają Państwo możliwość wglądu do tych danych, żądania ich poprawienia bądź usunięcia z naszych zasobów. Zachęcamy jednak do pozostania z nami. (...) W celu realizacji obowiązku informacyjnego, zgodnie z art. 13 Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. poniżej przekazujemy klauzulę informacyjną z prośbą o zapoznanie się”.
Takiej treści wiadomość znalazłem w mojej redakcyjnej skrzynce pocztowej. I rzeczywiście była to „kolejna informacja”, którą dostałem w związku z RODO. Pewnie sześćdziesiąta. Mój zawód oraz miejsce pracy sprawiają, że kontaktów z rozmaitymi firmami (kancelariami, ale także agencjami PR, wydawnictwami itp.) na co dzień mi nie brakuje. Piszę te słowa 24 maja, na dzień przed wejściem w życie rozporządzenia, a że sam przyłożyłem rękę do niejednego tekstu na temat nowych zasad i rygorów ochrony danych, to właściwie nie powinienem być zdziwiony. A jestem.
Po pierwsze tym, że najwyraźniej nie zdawałem sobie sprawy z rozległości swoich „kontaktów” – w cudzysłowie, bo w znaczącej części są to kontakty jednostronne: ktoś ma moje nazwisko i adres w bazie danych, bo kiedyś wymieniliśmy jakąś korespondencję, a dalece częściej nie wymieniliśmy niczego, bo temat pierwszego e-maila, np. od agencji PR, mnie nie zainteresował. A że adresatem nie byłem tylko ja (każdy zna wiadomości typu „wyślij wszystkim”), to nawet nie odpowiadałem grzecznym, acz zdawkowym „dziękuję za informację, nie jestem zainteresowany”.
Po drugie pospolitością ruszenia, które właśnie się odbywa. Powinno być dla mnie oczywiste, że każda firma, która poważnie traktuje prawo, postara się wypełnić obowiązek informacyjny (który wszak jest tylko jedną z nakładanych na nią przez rozporządzenie powinności – stąd nadzieja, że i pozostałe, a zwłaszcza ochrona moich danych, będą wypełniane z równą starannością). Nie spodziewałem się jednak, zapoznając się z tymi przepisami, że przynajmniej na początku ich wykonanie sprowadzi się do kolejnego e-maila „wyślij wszystkim” – jako żywo przypominającego te, które wcześniej pracowicie wrzucałem do elektronicznego kosza.
Oprócz skrzynki redakcyjnej mam oczywiście także prywatną. Któż nie ma. Tam dopiero się dzieje! Nie ukrywam, choć może powinienem, bo to wyznanie może posłużyć jakiejś kolejnej agencji do stworzenia mojego profilu (tyle że oni już to pewnie wiedzą), że zdarza mi się coś kupić przez internet. Parę razy w życiu dałem się też skusić na programy lojalnościowe rozmaitych sprzedawców. Teraz wszyscy do mnie piszą, że w związku z wejściu w życie RODO...
W sprawach mniej i bardziej dla mnie ważnych dostaję też newslettery. Do grona kontaktujących się ze mną w sprawie RODO dochodzą więc rozmaite fundacje i stowarzyszenia, które starają się zresztą szczególnie, a to z obawy, by jakiekolwiek uchybienie nie stało się pewnego dnia (dnia kontroli) powodem do cofnięcia im uprawnień przysługujących OPP. Zdaje się, że przynajmniej na razie nie byłoby do tego podstaw prawnych, ale one wiedzą, że lepiej dmuchać na zimne.
Co mnie natomiast zupełnie nie zdziwiło? Inne pospolite ruszenie, którego nie sposób było przeoczyć. Czy do Państwa również przez ostatnie dwa miesiące dzwoniło codziennie po dwóch, trzech pracowników call center z radosnymi wiadomościami, że mianowicie wygrali Państwo właśnie kamerkę samochodową, garnki do zdrowego gotowania, bezpłatne badanie ogólnej kondycji zdrowotnej itp., pod warunkiem wszakże, że przyjdą Państwo na spotkanie informacyjne/uroczystą galę wręczenia upominków? Pewna część przedsiębiorców hasło „zdążyć przed RODO” zrozumiała zupełnie inaczej niż „nie zaspać gruszek w popiele i przygotować się do nowych obowiązków”. Raczej: „nałapać frajerów, ile się da”.
Ciekawe, ile takich telefonów będę odbierał od jutra. I jak skutecznie będę mógł się z baz danych wypisać (do tej pory udało mi się tylko raz, kiedy okazało się, że pewna firma z nazwy udająca państwową instytucję przeznaczoną do produkcji pieniędzy kupiła moje dane od innej firmy, która kiedyś prowadziła księgarnię, ale przestała, bo się nie opłacało). I wreszcie ciekawi mnie, ilu z Państwa na widok tematu wiadomości „W związku z RODO” zareagowało automatycznie przerzuceniem jej do kosza.
Na wszelki wypadek, proszę nie odpowiadać na to pytanie. Nagród nie ma, a jeszcze się okaże, że będziemy musieli sobie wzajemnie wysłać jakieś oświadczenia o posiadaniu danych...
PS. Szanowni Autorzy „Prawnika”, proszę wybaczyć, od nas też Państwo dostali e-mail „W związku z RODO”.