Ewangelie kanoniczne potwierdzają, że podczas postępowania, jakie Poncjusz Piłat przeprowadził około roku 33 n.e. w sprawie Jezusa z Nazaretu, odwołano się do tyleż dziwnej, co nieracjonalnej procedury. Kim dla Rzymian i Żydów mogli być oskarżeni Jezus i Barabasz?
Reprezentant rzymskiej władzy na terenach Palestyny postawił przed rozsierdzonym tłumem dwóch więźniów: Jezusa z Nazaretu i Barabasza. Powołując się na długotrwałą tradycję, zgodnie z którą z okazji święta Paschy uwalniany był jakiś więzień, zwrócił się do tłumu z prośbą o dokonanie wyboru. Na tle standardowych praktyk stosowanych przez Rzymian na podbitych terenach zachowanie namiestnika wygląda nielogicznie, nieprofesjonalnie i zupełnie... nie po rzymsku.
Chrystus
Rzymianie zdawali sobie sprawę, jak bardzo nienawistna jest w oczach Żydów ich obecność na świętej ziemi Abrahama i Izaaka. Nie byliby jednak panami wszechświatowego imperium, gdyby uznali tę okoliczność za przeszkodę w procesie konsekwentnego umacniania tam rzymskiej władzy. Podstawowymi celami lokalnej administracji były zachowanie za wszelką cenę spokoju oraz zapewnienie płynności w procesie pobierania danin publicznych. Dlatego z uzurpatorami, buntownikami, wichrzycielami oraz sprawcami zamieszek rozprawiano się szybko i bezwzględnie. W praktyce administracyjnej Rzymian na podbitych terenach nie istniała zasada domniemania niewinności. To obwiniony o antypaństwową działalność musiał wycisnąć z siebie siódme poty, by dowieść, że nie stanowi zagrożenia dla władzy, a przez to – że zasługuje na darowanie życia.
Jezusa z Nazaretu, zwanego również Chrystusem, aresztowano w czwartek wieczorem, dwa dni przed świętem Paschy, na które zjeżdżali zewsząd pobożni Żydzi. Dla Rzymian, czego wielokrotnie dowiodły wydarzenia przeszłe i potwierdziły przyszłe, okres ten stanowił czas podwyższonego ryzyka. Zatrzymanie nastąpiło wprawdzie z inicjatywy żydowskiej starszyzny, która widziała w Chrystusie anarchistę i bluźniercę, ale zarzuty, które postawiono mu przed Piłatem, miały charakter wybitnie polityczny. Obwiniono go o ogłaszanie się królem, podżeganie do buntu oraz zachęcanie do niepłacenia podatków. Za wszystkie wymienione wyżej czyny Rzymianie karali oskarżonych śmiercią, nawet jeżeli nie mieli stuprocentowej pewności co do ich winy. Specyficznie rozumiana profilaktyka kazała w podobnych sytuacjach raczej stracić niewinnego niż go oszczędzić. Dylematów nie było, zwłaszcza w przypadku nieposiadających obywatelstwa rzymskiego przedstawicieli niższych warstw społecznych.
Piłat nie miał więc powodu, by rozczulać się nad historią człowieka, który stał się idolem galilejskiej biedoty i społecznego marginesu. Życie kogoś takiego, jak Jezus Chrystus, któremu biblista John Dominic Crossan nadaje brutalną etykietę „chłopski nikt”, nie było w oczach rzymskiego urzędnika wiele warte. W przeciwieństwie do porządku publicznego w Palestynie, którego strzegł w imieniu cesarza. Ten był bezcenny.
Barabasz
Kim był człowiek, którego Piłat postawił przed tłumem jako wyraziciela wartości skrajnie odmiennych od tych głoszonych przez Chrystusa? Ewangeliści Marek i Łukasz piszą, że do więzienia wtrącono go za bunt i zabójstwo. Mateusz ogranicza się do podkreślenia, iż był on w oczach rzymskich okupantów więźniem ważnym. Jan poprzestaje na „bandycie”.
Według apologety Orygenesa we wczesnych manuskryptach Ewangelii można było spotkać imię Jezus Barabasz, co stało się powodem do wysunięcia hipotezy, że w istocie przed rzymskim namiestnikiem postawiono tylko jednego człowieka, którego pełne personalia brzmiały – Jezus Chrystus Syn Ojca (Bar Abbas). Orygenes uzasadnia późniejsze korekty twierdzeniem, że imię Jezus nie było odpowiednie dla tak plugawego indywiduum, dlatego zrezygnowano z jego powielania.
Przyjmijmy jednak, że przed namiestnikiem pojawiły się dwie osoby, z których jedną, Barabasza, Jan Ewangelista określa mianem „lestes” (bandyta, robójnik). W oficjalnym języku imperialnej propagandy rzezimieszkami i bandytami (nie znano wówczas jeszcze pojęcia terrorysty) byli wszyscy, którzy ośmielili się rzucić wyzwanie rzymskiej władzy. W I wieku n.e. na terenach palestyńskich we znaki dawali się jej zwłaszcza sikariusze – bezwzględni nożownicy, którzy w walce o przywrócenie żydowskiego panowania w Palestynie nie cofali się przed niczym. Preferowali akty terroru, a do ich specjalności należały morderstwa dokonywane publicznie i w biały dzień. Barabasz mógł być jedną z ważnych figur tego ruchu.
To nie przypadek, że postawiono obok siebie uznanego przez uczniów i zwolenników za mesjasza Chrystusa oraz właśnie Barabasza. Jezus rozumiał swoje posłanie w sposób nowatorski. Był mesjaszem, który miał odrodzić duchowo lud Izraela, a jego królestwo nie było z tego świata. Barabasz miałby być mesjaszem w sensie tradycyjnym. Obiecał, że zorganizuje zbrojny opór, który zmiecie Rzymian z palestyńskiej ziemi. Trudno powiedzieć, dlaczego okupanci trzymali go przy życiu. Może liczyli na wydobycie ważnych informacji? Może chcieli go skompromitować w oczach zwolenników? Może szykowali mu pokazowy proces i kaźń, która miała rzucić strach na niepokornych mieszkańców Jerozolimy?
Dziwny zwyczaj
Według relacji ewangelicznych w piątek przed południem, po krótkim przesłuchaniu przypominającym raczej dysputę filozoficzną niż standardowe dochodzenie w sprawach politycznych, Piłat nabrał trudnego do wyjaśnienia przekonania, iż postawiony przed nim Jezus z Nazaretu jest niewinny. Co więcej, zaczął mu sprzyjać. Z surowego reprezentanta władzy Rzymu w Judei stał się mediatorem usiłującym doprowadzić do ugody pomiędzy oskarżonym i oskarżającymi. Obecni ze zdziwieniem musieli zareagować na widok cesarskiego urzędnika, który zszedłszy z kurulnego krzesła, pojawiał się przed zgromadzonym tłumem, by informować o przebiegu dochodzenia.
Jeszcze większe zaskoczenie budzi wydarzenie, które ewangelista Mateusz streszcza następująco: „A był zwyczaj, że na każde święto namiestnik uwalniał jednego więźnia, którego chcieli. Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia, imieniem Barabasz. Gdy się więc zebrali, spytał ich Piłat: »Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?«. Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali. (...) Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Pytał ich namiestnik: »Którego z tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił?«. Odpowiedzieli: »Barabasza«. Rzekł do nich Piłat: »Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?«. Zawołali wszyscy: »Na krzyż z Nim!«. Namiestnik odpowiedział: »Cóż właściwie złego uczynił?«. Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: »Na krzyż z Nim!«. Piłat widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: »Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz«. A cały lud zawołał: »Krew Jego na nas i na dzieci nasze«”.
Fragment ten przysparza historykowi prawa niemało kłopotów. W starożytności incydentalnie ogłaszano akty łaski wobec jednostek (ułaskawienia) lub zbiorowości (amnestie). Praktykę tę stosowały między innymi miasta greckie w związku z igrzyskami olimpijskimi. Na drugą szansę mogli jednak liczyć tylko sprawcy przestępstw drobniejszych. Wobec przestępców politycznych, a zwłaszcza liderów ruchów i organizacji o profilu antyrzymskim, władze zachowywały się w sposób stanowczy i bezwzględny. Bielejące na krzyżach kości zdrajców, podżegaczy i dezerterów miały być złowieszczym memento dla wszystkich, którzy poważyliby się pójść w ich ślady. To zastanawiające, że poza ewangeliami żadne inne starożytne źródło nie potwierdza stosowania ułaskawienia wobec tak niebezpiecznych dla rzymskiej racji stanu ludzi, jakimi byli Chrystus i Barabasz.
Igrzyska
Wypuszczenie Barabasza stwarzało ryzyko, że znowu zgromadzi on wokół siebie uzbrojonych zwolenników, a opromieniony sławą więźnia politycznego z łatwością poprowadzi ich do walki przeciw Rzymianom. Znów mogli zginąć ludzie, i to w liczbie o wiele większej niż dotychczas. Wypuszczenie Chrystusa, który wjechał do Jerozolimy witany jak król i którego wielu jego rodaków za króla uważało, podważało stałość rzymskiego panowania w Palestynie. Poglądy głoszone przez nauczyciela z Nazaretu godziły w utrwalony porządek społeczny oraz naruszały interesy potężnego kapłańskiego lobby związanego ze Świątynią. Nadzieja, że umilknie lub złagodzi swój przekaz, była nader iluzoryczna, dlatego wypuszczenie go byłoby z punktu widzenia rzymskiej racji stanu tak samo nieracjonalne, jak obdarzenie wolnością Barabasza. Autorzy kanonicznych relacji są jednak zgodni, że z tego przedziwnego pojedynku zwycięsko wyszedł Barabasz, który – o dziwo – odzyskał wolność.
W czasie, kiedy powstawały ewangelie, zwolennicy nowej religii walczyli o uznanie w oczach rzymskiej administracji. Trudno było je zdobyć, pokazując w świętych księgach Piłata takim, jakim był naprawdę, czyli bezdusznego biurokraty, dla którego wysłać niewinnego cudzoziemca na okrutną śmierć znaczyło nie więcej niż kichnąć. Z kłopotliwej sytuacji udało się wybrnąć przez przemycenie do historii pasyjnych ukochanego przez Rzymian motywu oddania losu jednostki w ręce tłumu. Bywalcy amfiteatrów rozkoszowali się napięciem, jakie wytwarzał moment, podczas którego cesarz znakiem kciuka przychylał się do żądań widowni bądź je odrzucał. Na szali leżało życie pokonanego gladiatora. Szantaż, o którym wspomina ewangelista Jan („jeżeli go wypuścisz, nie jesteś przyjacielem cesarza!”), a następnie symboliczne przyjęcie na siebie odpowiedzialności przez Żydów zgromadzonych przed pretorium, pozwoliły w sugestywny sposób zdjąć odpowiedzialność z rzymskiego urzędnika i obarczyć nią Żydów.
Epilog
Wciąż nie brakuje biblistów mocno wierzących w to, że relację na temat fatalnej roli, jaką Barabasz i jego rodacy odegrali w postępowaniu wobec Chrystusa, należy rozumieć w sposób dosłowny. Tymczasem papież Benedykt XVI w swojej monografii zatytułowanej „Jezus z Nazaretu” zdecydowanie powtórzył ustalenia II Soboru Watykańskiego, który w deklaracji „Nostra aetate” zdjął z Żydów krzywdzący i powielany przez wieki zarzut bogobójstwa. Znajomość przepisów prawa oraz rzymskiej mentalności w pełni koresponduje z tymi ustaleniami. Jeżeli Barabasz wyszedł na wolność w przeddzień Paschy około roku 33 n.e., nie był tym, za kogo uważali go ewangeliści. Rzymianie takim ludziom nie okazywali łaski nigdy.