Niedawno media obiegła informacja o postawieniu Klaudii Jachirze przez policję we Wrocławiu zarzutów karnych z art. 116 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych za bezprawne rozpowszechnianie utworu w postaci logo TVP1. Sprawa dotyczyła opublikowanych w internecie serii filmików, w których Jachira wciela się w dziennikarza TVP1 trzymającego mikrofon z charakterystycznym oznaczeniem stacji. Filmiki stanowią swoisty performance autorki, znanej ze swoich kontrowersyjnych antyrządowych i antyklerykalnych wystąpień.



Niemal wszyscy komentatorzy powyższego zdarzenia jednym tchem przywołali art. 291 ustawy o prawie autorskim, wskazując, że tego rodzaju użycie utworu stanowi przejaw dozwolonego użytku w ramach satyry czy parodii, kpiąc przy tym z wrocławskich policjantów i ich braku wiedzy w tym zakresie, skoro, nie bacząc na rzeczony przepis, postawili Jachirze zarzuty.
Powyższa sprawa obrazuje jednak o wiele bardziej istotny problem związany z praktyką stosowania szeroko pojętego prawa własności intelektualnej. Otóż, prawo to w aktualnych realiach rynkowych w wielu przypadkach z narzędzia ochrony (do czego zostało stworzone) staje się narzędziem walki z konkurentami czy podmiotami, których aktywność (z różnych przyczyn) chciałoby się ograniczyć czy wyeliminować, a poszczególne instytucje często są nadużywane lub wykorzystywane sprzecznie ze swoim celem.
Widać to na przykładzie praktyki dotyczącej poszczególnych przedmiotów ochrony w ramach tego prawa. Nierzadkie są przypadki zgłaszania do ochrony wynalazków na znane rozwiązania w celu blokowania konkurencji. Często dochodzi do nadużywania „rejestracyjnego” charakteru wzorów przemysłowych, aby w ten formalny tylko, a de facto nieuczciwy sposób uzyskać przewagę nad rywalami. Nawet jeśli zgłoszenie patentowe czy wzór przemysłowy następnie upadnie, przedsiębiorca zyskuje czas, w którym może zmonopolizować dany segment rynku.
Często też do tych celów próbuje się wykorzystywać prawo autorskie. Wszak w dzisiejszym świecie, gdy próg oryginalności, od jakiego m.in. zależy ochrona prawnoautorska, jest ustawiony na naprawdę niskim poziomie, można dojść do wniosku, że utworem jest niemal wszystko. Nie dziwi więc, że ochronę tą próbuje się wykorzystać – tym bardziej, że arsenał roszczeń autorskich jest naprawdę spory (ustanowiony zresztą w wyniku implementacji dyrektyw UE). Nie patrzy się przy tym na relacje pomiędzy poszczególnymi reżimami ochrony, a one w wielu przypadkach warunkują możliwość powołania się na daną instytucję, z wyłączeniem innej.
Nie można mieć, rzecz jasna, pretensji do uczestników rynku o to, że walczą o realizację swoich celów wszelkimi dopuszczalnymi (nominalnie) sposobami. Można natomiast wymagać, aby zrozumienie przepisów i szybkość działania na poziomie instytucjonalnym wyeliminowała patologie związane z nadużywaniem przepisów czy poszczególnych przedmiotów ochrony. Z taką zaś sytuacją, jak się wydaje, mamy do czynienia w omawianej sprawie.
Pierwsze bowiem pytanie, jakie powinno zostać zadane, to: dlaczego sprawa rozpatrywana jest akurat na gruncie przepisów o prawie autorskim?
Nie budzi wątpliwości, że mamy tu do czynienia z wykorzystaniem znaku towarowego, jakim pozostaje oznaczenie TVP1 (numer prawa ochronnego R.173655). Co więcej, oznaczenie to zostało użyte „jako znak towarowy”, a ściślej jako oznaczenie Telewizji Polskiej, a nie innego podmiotu – p. Jachira parodiowała przecież dziennikarza rzeczonej stacji. Skąd zatem pomysł na wykorzystanie prawa autorskiego? Odpowiedź jest raczej oczywista: chęć skorzystania z szerokiego wachlarza sankcji karnych, jakie ono daje, a jakiego nie daje w tych okolicznościach prawo własności przemysłowej. A przez to wytworzenie presji większej, niż tworzyłoby postępowanie cywilne.
Nie budzi jednak wątpliwości, że tego rodzaju działanie uprawnionego, a za nim policji, jest niewłaściwe. W sprawie zastosowanie winno mieć prawo własności przemysłowej i przepisy dotyczące cywilnoprawnej ochrony praw do znaków towarowych, ewentualnie przepisy o ochronie dóbr osobistych osób prawnych. Wprawdzie doktryna i orzecznictwo zgodnie wskazują, iż w przypadku spełnienia przez znak towarowy cech utworu może on korzystać z kumulatywnej ochrony wynikającej z prawa autorskiego, o tyle ochrona ta nie jest bezgraniczna i musi uwzględniać wzajemne relacje między reżimami ochronnymi.
W momencie bowiem uzyskania prawa ochronnego na znak towarowy i używania oznaczenia w takim charakterze, w tym zbudowania rozpoznawalności w relacji do świadczonych usług czy sygnowanych towarów (a nie oznaczenia jako takiego), jego ochrona może nastąpić w zasadzie tylko w reżimie prawa znaków towarowych. Możliwość powołania się na prawo autorskie będzie ograniczona, np. w kwestiach dotyczących podstaw istnienia prawa do znaku towarowego, tzn. w przypadku braku lub nieskutecznego nabycia prawa do utworu, jakim pozostaje logotyp.
Odmienne podejście do wskazanej tematyki powodowałoby, że uprawniony do znaku towarowego, w sytuacjach dozwolonego wykorzystania oznaczenia przez oponenta w reżimie prawa znaków towarowych, uniemożliwia mu działanie na podstawie przepisów prawa autorskiego. Takie dopełniające stosowanie prawa autorskiego wypaczałoby sens i potrzebę istnienia prawa znaków towarowych, a możliwość powołania się na wyjątki dotyczące dozwolonego użytku, z uwagi na komercyjny charakter działalności, byłaby w zasadzie wyłączona. W doktrynie prawa pojawiają się głosy wskazujące na potrzebę normatywnego uregulowania powyższej kwestii w celu wyeliminowania nadużyć i zachowania symetrii pomiędzy reżimami ochrony.
Chodzi więc o to, aby w sytuacjach, w których mamy do czynienia z wykorzystaniem znaku towarowego (spełniającego jednocześnie cechy utworu) i kiedy działanie to jest dozwolone w ramach prawach znaków towarowych, nie można było przenieść sporu na obszar prawa autorskiego i tam zablokować możliwości korzystania z oznaczenia (tj. utworu).
W okolicznościach omawianej sprawy mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją. Wykorzystany został znak towarowy, jednak w sposób, który nie zagraża żadnej z jego funkcji. Okoliczność, że mamy do czynienia z satyrą, ma tu znaczenie drugorzędne (aczkolwiek prawu znaków towarowych też znane są przecież wyłączenia z ochrony w przypadku użycia znaku w wypowiedzi artystycznej lub w ogóle komentarzu czy krytyce na zasadzie swobody wyrażania opinii). Skoro więc działanie to jest dozwolone w reżimie prawa znaków towarowych, wyłączona pozostaje możliwość przeniesienia sprawy na grunt prawa autorskiego, a tym samym rozpatrywania jej pod kątem cywilnych, a zwłaszcza karnych naruszeń prawa do utworu.
Problemu powyższego nie dostrzegli wrocławscy policjanci, ale też komentatorzy wskazanego wydarzenia. Pozostaje żywić nadzieję, że o ile wniesiony zostanie akt oskarżenia, sąd rozpatrujący sprawę przyjrzy się jej trochę bardziej wnikliwie i dostrzeże, że nie ma do czynienia wyłącznie z „kabaretem”, lecz istotnym zagadnieniem prawnym. Twierdzimy tak z przekonaniem nie tylko jako osoby (w tym rzecznicy patentowi), którym leży na sercu ochrona słusznych interesów prywatnych, wynikających z wypracowanego dobra w dziedzinie prawa intelektualnego (w tym znaku czy utworu), w szczególności mocno rozpoznawalnego na rynku.
Twierdzimy tak także jako osoby, które w praktyce stykają się, niestety nierzadko, z sytuacjami wymuszania na organach państwowych, zwłaszcza na policji, podejmowania tego rodzaju działań represyjnych. Jesteśmy jak najbardziej za ochroną wspomnianych dóbr, ale w tego rodzaju sytuacjach akurat nie w takim trybie.
Skoro działanie jest dozwolone w reżimie prawa znaków towarowych, wyłączona pozostaje możliwość przeniesienia sprawy na grunt prawa autorskiego, a tym samym rozpatrywania jej pod kątem cywilnych, a zwłaszcza karnych naruszeń prawa do utworu