Sposób przeprowadzenia jesiennych wyborów samorządowych może zależeć od dzisiejszego spotkania szefa Państwowej Komisji Wyborczej Wojciecha Hermelińskiego z szefem MSWiA Joachimem Brudzińskim.
Spotkanie zaplanowano na godz. 15, a zabiegał o nie sędzia Hermeliński. Chodzi o problemy, z jakimi musi zmierzyć się KBW, czyli Krajowe Biuro Wyborcze (od ponad tygodnia pod rządami nowej szefowej Magdaleny Pietrzak). Znaków zapytania jest sporo, a czasu niewiele. Zgodnie z komunikatem PKW wybory powinny odbyć się w jedną z trzech niedziel: 21 lub 28 października, ewentualnie 4 listopada.
Aktualnie są trzy najbardziej problematyczne tematy, co do których mogą dziś zapaść jakieś rozstrzygnięcia:
Brak chętnych na urzędników wyborczych. Jak niedawno szacowało KBW (jeszcze za rządów Beaty Tokaj), potrzeba ich ok. 5,9 tys. Ale z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że jak dotąd zgłosiło się zaledwie 415 osób, z czego 75 nie spełniało wymogów formalnych. Tymczasem czas na zgłaszanie się kandydatów właśnie mija. Aplikować można w ciągu 21 dni od momentu opublikowania stosownej informacji na internetowej stronie właściwej delegatury KBW. I tak np. dzisiaj upływa termin na zgłoszenia w Szczecinie, a w Warszawie – w czwartek. Cały korpus urzędników powinien być gotowy do działania od maja. – Ustawodawca wprowadził zasadę, że urzędnik wyborczy nie może wykonywać swoich obowiązków w gminie, gdzie jest zatrudniony, i podejrzewam, że to jest główny powód, że ludzie nie chcą się zgłaszać – zdiagnozował sytuację Wojciech Hermeliński na antenie Radia Plus. Samorządowcy dodają, że w grę wchodzi też kwestia wynagrodzenia (urzędnik wyborczy zarobi dokładnie 4473,55 zł, przy założeniu, że będzie on wykonywał swoje zadania w pełnym miesięcznym wymiarze czasu).
– Osoby o kwalifikacjach, jakich wymaga się od przyszłych urzędników wyborczych, dostają podobne pieniądze za pracę, którą dobrze znają. Nie ma więc motywacji do zmiany miejsca zatrudnienia – tłumaczy Marek Olszewski ze Związku Gmin Wiejskich RP. Politycy PiS na razie studzą emocje, choć wiedzą, że pojawiły się pewne problemy. – Oczywiście nie lekceważymy tych sygnałów, a jeśli będzie trzeba, termin zostanie wydłużony. Podejmiemy też inne działania mające na celu usprawnienie procesu. Na razie jednak poczekajmy, czy w ogóle będzie taka potrzeba – mówi poseł PiS Szymon Szynkowski vel Sęk.
Problematyczne kamery. Chodzi o zapewnienie transmisji internetowej z 28 tys. lokali wyborczych. Dyskusyjnych kwestii technicznych jest sporo: np. jaki sprzęt powinny kupić gminy i w jakiej ilości, jak zapewnić bezpieczeństwo transmisji (wątpliwości ma nawet ABW) i co z lokalami wyborczymi nieposiadającymi dostępu do internetu (ok. 10 proc.). Choć PKW scedowała zadanie zakupienia sprzętu na gminy (przy jednoczesnym zapewnieniu pieniędzy), to i tak nie daje to gwarancji, że żadnemu z 2,5 tys. samorządów tego szczebla nie powinie się noga. Stąd pojawiają się różne pomysły odpowiadające na część tych problemów, np. by zamiast obowiązku transmisji internetowej prace komisji wyborczych były tylko nagrywane (obecnie ustawa dopuszcza taką możliwość, ale tylko wtedy, gdy transmisja jest niemożliwa) lub by na razie zrezygnować z kamer i wprowadzić je później, np. przy przyszłorocznych wyborach do europarlamentu lub do Sejmu i Senatu. Najbardziej skrajny scenariusz mówi o przesunięciu wyborów na wiosnę 2019 r., ale to oznaczałoby przyznanie się PiS do porażki we wdrażaniu nowego kodeksu wyborczego.
Brak pieniędzy. Jak wcześniej ujawniliśmy, zdaniem KBW (kierowanego jeszcze przez Beatę Tokaj) koszt wyborów samorządowych przeprowadzonych zgodnie z nowym kodeksem wyborczym wzrośnie z pierwotnie szacowanych 307,9 mln do 792,5 mln zł. Jak wynika z naszych ustaleń, MSWiA podejrzewa, że szacunki te mogą być zawyżone i nie uwzględniają pewnych działań optymalizacyjnych (np. można wydzierżawić część sprzętu, a nie kupować). Niezależnie jednak od szacunków pieniądze mają się znaleźć. – W przypadku stwierdzenia, że zaplanowane środki są niewystarczające, podjęte zostaną działania mające na celu zabezpieczenie dodatkowych pieniędzy na ten cel z wykorzystaniem istniejących w ustawie o finansach publicznych instrumentów pozwalających na dokonanie odpowiednich przesunięć w ramach wydatków zaplanowanych w ustawie budżetowej – zapewnia nas Ministerstwo Finansów.