Przeszłości, także tej niedalekiej, nie zmienimy, ale przed sędziami kolejne bardzo poważne wyzwania i wybory. I tymi, którzy pełnią wysokie funkcje, i liniowymi.
Po pierwszych demonstracjach w obronie Trybunału Konstytucyjnego powstała inicjatywa Patrzymy na Was, która miała uświadamiać rządzącym – władzy wykonawczej i ustawodawczej (wszystkim klubom) – że obywatele przyglądają się uważnie ich pracy, na bieżąco monitorują ich działania.
Wiemy już, że Trybunał Konstytucyjny padł i stał się w dużej mierze atrapą. Wiemy, że za chwilę podobnie będzie z Krajową Radą Sądownictwa. Wiemy, że także w Sądzie Najwyższym zajdą bardzo poważne zmiany. Nurtuje mnie pytanie, czy tak być musiało, czy nie można było tego uniknąć, obronić tych instytucji? I czy obrońcy niezależności sądownictwa – sami sędziowie, ale i obywatele (w tym różne specjalne grupy zawodowe) – zdali egzamin?
Wydaje mi się, że teraz, ciągle na gorąco, za wcześnie na „historyczne rozliczenia”. Próba odpowiedzi na powyższe pytania powinna służyć wyciągnięciu wniosków na najbliższą przyszłość, po to, by jak najrzadziej przegrywać kolejne bitwy o wolność, o niezależność. Bo od sędziów – na których liczymy – będzie w najbliższym czasie zależało tak wiele, jak nigdy dotąd.
Ocena
A zatem od początku – czy podczas ataku na trybunał, Sąd Najwyższy i KRS można było zrobić coś więcej. Czy można było je obronić? Ocena tego, co się wydarzyło, jest i trudna, i chyba jednak przedwczesna. Wymaga i większej perspektywy czasu, i szczegółowych badań (poza tym proces zmian w SN i KRS jeszcze trwa i nie wiemy do końca, jaki przybierze kształt, choć możemy się domyślać...). Wymaga jednak także stawiania hipotez, jeśli nie zgadywania, bo działania lub zaniechania wywołały już swoje (przynajmniej na razie) nieodwracalne konsekwencje i zastanawianie się, co by było, gdyby główni aktorzy zachowali się inaczej, to trochę jak zabawa w historię alternatywną. Nie tylko jednak warto, ale moim zdaniem trzeba to w przyszłości zrobić. Zarówno na poziomie naukowym, jak i praktycznym. Ocenić procesy, które zaszły, a także opracować lepsze możliwe scenariusze, gwarancje i zabezpieczenia na wypadek podobnych sytuacji w przyszłości.
Moja poniższa ocena jest o tyle trudna, że wiele osób (w tym sędziów) podejmujących decyzje o takich, a nie innych zachowaniach znam osobiście. To generalnie utrudnia rzetelną ocenę, powoduje też swoistą autocenzurę. I, co gorsza, nie dotyczy to tylko mnie. Generalnie wśród osób śledzących, rozumiejących, procesy ustrojowe, o których mówimy (nie tylko konstytucjonalistów i przedstawicieli innych dyscyplin naukowych, lecz również sędziów, prawników w ogóle, liderów prawniczych organizacji obywatelskich itp.) występuje często pewna niezręczność wynikająca z wzajemnych znajomości, czasem konflikt interesów. Dlatego jestem zdania, że takie zadanie warto postawić przed jakimś zespołem zagranicznym czy międzynarodowym – zlecić studium przypadku Polski (w obszarze przeprowadzonych przez PiS zmian ustrojowych dotyczących sądownictwa) z analizą i oceną, czy można było zrobić coś więcej w obronie niezależności, czy i jakie błędy popełniono. Powinna to być analiza i teoretyków, i praktyków, np. sędziów najwyższych organów sądowych z państw o utrwalonej niezależności sądów, także takich, w których odpierano ataki. Takie studia pozwoliłyby nie tylko ocenić to, co zaszło w Polsce, lecz także sformułować rekomendacje, wskazówki, którymi mogliby się kierować w przyszłości sędziowie w innych krajach.
Słabość
Uważam niestety, że sędziowie najwyższych trybunałów w jakimś sensie zawiedli. Piszę to oczywiście świadom, że wiele osób podejmowało działania, czasem heroiczne, że poświęcali cały swój czas i energię (mowy prezesa Stanisława Zabłockiego w Senacie przejdą moim zdaniem do historii), że mamy do czynienia z atakiem bez precedensu, że zderzyły się kultura i wykształcenie z brutalną siłą. W sferze retoryki, uchwał, stanowisk zrobiono wiele. Ale w sferze działań zbyt mało.
W przypadku Trybunału Konstytucyjnego brakowało polityki komunikacyjnej. Do mediów chodził sam prezes, a nie powinien z nich wychodzić odpowiednio dobrany, kompetentny (i komunikacyjnie, i merytorycznie) rzecznik prasowy. Brakowało komunikacji z tak zwanym zwykłym obywatelem, zrozumiałej i przeciwstawiającej się idiotycznym zarzutom, których w przestrzeni publicznej było mnóstwo.
Brakowało też twardej obrony trybunału. Sędziowie dublerzy zostali w TK ulokowani, dostali pokoje i pensje. Podporządkowano się powołanej niezgodnie z prawem „prezes”. Jeszcze na kilka dni przed przejęciem trybunału, podczas debaty w Fundacji Stefana Batorego, prof. Mirosław Wyrzykowski zarysował, godzina po godzinie, scenariusz przejęcia TK, którego należy się spodziewać (i który został zasadniczo zrealizowany). Profesor Marcin Matczak zachęcał sędziów do aktywnego przeciwstawienia się atakowi. Profesor Stanisław Biernat, wiceprezes TK, stwierdził, że sędziowie mają przygotowane różne scenariusze. Zabrzmiało to obiecująco, ale okazało się złudne, bo kiedy do ataku doszło, prof. Biernat (czego później publicznie żałował) wyszedł przed budynek trybunału (w samym budynku już mu zabroniono wypowiedzi i wyrzucono go z gabinetu), żeby ogłosić kapitulację i uznać powołanie i zwierzchność „pani prezes”.
Doświadczenie z trybunałem powinno nas było wiele nauczyć. Nie odrobiliśmy jednak lekcji i pozwoliliśmy na podobny atak na Sąd Najwyższy. Kiedy w lipcu 2017 r., w nocy, ogłoszono projekt ustawy de facto likwidującej SN (przypomnijmy, że odsyłano w stan spoczynku wszystkich sędziów poza wybrańcami ministra Ziobry) – który po tygodniu był już uchwalony przez Sejm, a po 10 dniach przez Senat – nie było odpowiedniej reakcji. Sam – taki głos obywatela – skierowałem i w serwisie społecznościowym, i w liście do kilku sędziów SN obywatelską prośbę o wezwanie do obrony sądu.
Pisałem, między innymi, że „oczekuję, że Prezesi SN, czy wręcz Zgromadzenie Sędziów SN, wystąpią publicznie z apelem do obywateli o obronę państwa, o obronę sądów i SN. Apelem, w którym powiedzą, dlaczego niezależne sądy są ważne, i że obywatel nie może się czuć bezpiecznie w kraju, w którym z dnia na dzień można zlikwidować sąd, a sędziów posłać na emeryturę, za którą zresztą zapłacą obywatele. Apelu, w którym powiedzą, że przysięgali na konstytucję bronić praw obywatelskich i ta przysięga nie pozwala im milczeć, a każe zwrócić się z apelem o obronę niezależności sądów. Że nie bronią siebie, bo ustawa daje im pełną pensję bez świadczenia pracy, lecz że robią to w obronie obywateli i ich prawa do sądu niezależnego, a nie obsadzonego przez polityków. Że powiedzą, że SN decyduje o ważności wyborów i że polityczne obsadzenie sądu zagraża tej kontroli. Chodzi o bezpośrednie zwrócenie się do obywateli w historycznym momencie o obronę ich prawa do sądu. Czy to będzie skuteczne, nie wiem, ale to jedyna szansa. Jeśli obywatele nie podejmą obrony, będą sobie winni. Ale sędziowie SN, którzy przysięgali na konstytucję bronić naszych praw nie mogą iść jak barany na rzeź... (przepraszam za mocne słowa). Uważam, że Zgromadzenie powinno być zwołane w trybie natychmiastowym, bo jest ryzyko, że ustawa będzie uchwalona w przyszłym tygodniu, wszystkie trzy czytania plus Senat. SN powinien uczciwie, pokazując swoją słabość w obliczu brutalnego ataku, wezwać obywateli na pomoc”. Jak wiemy, sąd obywateli na pomoc nie wezwał. Obywatele przyszli sami. Zaczęło się od manifestacji (łańcuch światła) zorganizowanej przez Akcję Demokrację z Iustitią. Ale to nie to samo. Sąd się poddał, ustawę uchwalono, odpowiedniej reakcji nie było. I można mnożyć przyczyny. Niektóre śmieszne, jak ta, że Zgromadzenie może być zwołane z co najmniej dwutygodniowym wyprzedzeniem... Inne poważne, jak ta, że chodzi o zachowanie godności i honoru, przechowanie etosu sędziowskiego. Z punktu widzenia obywatela to jednak było poddanie się.
Także w przypadku SN polityka komunikacyjna zawiodła. Obok rzecznika, sędziego Michała Laskowskiego (który akurat ma dar do tłumaczenia prostym językiem trudnych zagadnień) powinien działać duży profesjonalny zespół opracowujący strategię komunikacji. O różnych wpadkach nie warto wspominać, ale wyraźnie widać było brak koordynacji, uzgodnień w gronie prezydium sądu, wysyłanie sprzecznych komunikatów.
To już jest przeszłość. Tej nie zmienimy, ale przed sędziami kolejne bardzo poważne wyzwania i wybory i warto o tych doświadczeniach pamiętać.
Abdykować czy trwać
Najbardziej gorącym obecnie tematem jest sprawa kandydowania lub nie do Krajowej Rady Sądownictwa oraz decyzji co do dalszej pracy w Sądzie Najwyższym, kandydowania do „zreformowanego” SN i obejmowania stanowisk po zwolnionych przedwcześnie prezesach sądów niższych instancji.
Przede wszystkim są to zupełnie różne przypadki. Trzeba bowiem wyraźnie rozróżnić orzeczniczą funkcję sędziego od funkcji w KRS czy w zarządzaniu sądem (prezesi). Sędzia nie może moim zdaniem opuszczać obywateli tam, gdzie orzeka. Sędziowie TK, a przede wszystkim Sądu Najwyższego, nie mogą abdykować z powodów politycznych i odchodzić w stan spoczynku, dlatego że umożliwia im to prawo, a sami są zmęczeni, chcą zamanifestować swój sprzeciw lub obrzydzenie. Taka decyzja podjęta przez Andrzeja Wróbla, sędziego, który zrezygnował z pracy w TK i przeszedł do SN, wywołała niemal powszechny niesmak. I choć sędzia Wróbel tłumaczy, m.in. na łamach swojej książki „Warto chronić państwo prawa” przyczyny tej decyzji, to de facto opuścił obywateli i umożliwił PiS-owi szybsze przejęcie trybunału. Także sędziowie SN orzekają dla obywateli i mają obowiązek trwać do końca. A nawet, moim zdaniem – wiem, że dla niektórych to skrajne podejście – jeśli skończyli 65 lat, a mogą i zamierzali orzekać dłużej, powinni zgłosić się do prezydenta z wnioskiem o umożliwienie im tego. Niech to prezydent im odmówi (jeśli tak się stanie), sytuacja będzie wtedy jasna. Ale oni powinni walczyć o nas, obywateli, i nasze prawo do niezależnego i niezawisłego sądu.
Inny charakter ma rezygnacja z funkcji przez przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa sędziego Dariusza Zawistowskiego z dniem wejścia w życie ustawy o KRS. W niczym to nie zaburzy końcówki prac KRS (działa prezydium), a jest ważnym symbolicznym gestem. KRS, pamiętajmy, nie orzeka, i decyzja ta nie niesie żadnych negatywnych konsekwencji dla obywateli.
Podobnie jest z sędziami sądów powszechnych. Sporo osób wnioskuje do ministra sprawiedliwości o przedłużenie możliwości orzekania. Czytam, że w większości przypadków minister odmawia. Ale czasami (patrz: sędzia Barbara Piwnik) się zgadza. Takie decyzje można analizować i oceniać, ale nie warto oddawać pola walkowerem. A już zupełnie nie wyobrażam sobie, by ze stworzonej możliwości przejścia w stan spoczynku mogli skorzystać sędziowie, którzy nie osiągnęli wieku emerytalnego. Byłaby to zwykła ucieczka. Teoretycznie czterdziestokilkulatek (tyle lat mają najmłodsi sędziowie SN) może przejść w stan spoczynku, bo nie podoba mu się atmosfera wokół sądu, i do końca życia pobierać ogromne uposażenie sędziego w stanie spoczynku. To niemoralne. Podobnie oceniam (choć to już nie orzekanie) rozważane przez prezesów, sędziów funkcyjnych SN, podanie się do dymisji w momencie wejścia w życie ustawy, choć daje ona możliwość pozostawania na stanowisku przez trzy miesiące. Politycznym najeźdźcom nie należy moim zdaniem ułatwiać zadania. Dlatego niepokoi mnie uchwała Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego (patrz: ramka), w której prócz pozostałych, bardzo słusznych punktów, znajduje się apel (pkt 6) o uszanowanie wszelkich decyzji sędziów SN związanych z wejściem w życie ustawy – czyli także nieuzasadnionej abdykacji.
Uważam także, że nie ma powodu, by nie kandydować do „nowego” Sądu Najwyższego. Miałoby to sens w przypadku pełnego bojkotu, ale ten jest niemożliwy, bo warunki kandydowania określono tak, że władza zawsze znajdzie chętnych, np. poza stanem sędziowskim. Warto zatem kandydować, by nie zostawiać orzekania sędziom wybranym w wyniku bojkotu, czyli selekcji negatywnej.
Przejrzystość
Zupełnie czym innym jest natomiast kandydowanie do Krajowej Rady Sądownictwa czy objęcie funkcji po bezpodstawnie odwołanym prezesie sądu, bo to nie ma związku z orzekaniem. Kandydowanie do KRS nie będzie w obecnym stanie prawnym służyło obywatelom, będzie udziałem w politycznym skoku na sądy. Ustawa o KRS – i trzeba o tym mówić prosto i wyraźnie, bez zbędnych eufemizmów – to zamach stanu na konstytucyjny trójpodział władzy (nie trzeba już chyba powtarzać oczywistych argumentów). A zatem nie warto doń kandydować dla przejrzystości sytuacji – dzięki temu będzie wiadomo, że wszyscy, którzy kandydują, zgadzają się na łamanie konstytucji i biorą w tym zamachu udział.
Nie warto tego robić także z kilku innych powodów. Dla odpolitycznienia – powołanie sędziów zgłoszonych przez różne partie spowoduje przeniesienie sporów politycznych do KRS, sędziowie będą politykowali, ich spory i dyskusje będą odbierane i interpretowane jako polityczne, doprowadzimy do etykietowania sędziów jako sędziów PiS-owskich i zwolenników innych partii. Są kraje, np. Włochy czy Hiszpania, gdzie takie polityczne podziały istnieją i nic dobrego z nich nie wynika.
Jednak część osób, także tych, dla których niekonstytucyjność ustawy o KRS jest oczywista, uważa, że bojkot to złe rozwiązanie. Uważają, że kandydaci niezgłoszeni przez PiS mogą mieć wpływ na pracę KRS, mogą dokumentować od wewnątrz procedury, zabierać głos, reagować, jeśli działoby się coś niestosownego. KRS będzie przecież decydowała o obsadzie Sądu Najwyższego i wszystkich innych sądów, ważne więc, by mieć na ten proces wpływ. Poza tym nie można oddawać pola, poddawać się.
Nie przekonuje mnie to. Udział sędziów niezgłoszonych przez PiS nie będzie miał żadnego realnego wpływu na decyzje KRS (PiS wszak uchwalił taką ustawę, by zapewnić sobie większość, a minister Ziobro nie ogłaszał przez dwa lata konkursów na 800 wolnych etatów, by mieć wpływ na wybór każdego sędziego). To prawda, że niezgłoszeni przez PiS członkowie KRS mogą teoretycznie mieć wpływ na jej prace i wybory. Tylko teoretycznie! Jak będzie w praktyce, pokazuje kazus Trybunału Konstytucyjnego i wielu innych „zreformowanych” instytucji. PiS, można domniemywać, zgłosi dziewięciu czy z braku innych zgłoszeń 15 sędziów jak sędzia Julia Przyłębska – czyli niecieszących się autorytetem w środowisku oraz mniej lub bardziej ostentacyjnie identyfikujących się politycznie z partią (zgłoszony właśnie kandydat na sędziego TK jest nawet jej członkiem). Inni (spoza PiS) posłużą jedynie jako kwiatek do kożucha i legitymizacja niekonstytucyjnego składu organu – w świat pójdzie informacja, że jest to organ pluralistyczny. Monitorować działania KRS trzeba, i to bardzo szczegółowo. Pewnie, że łatwiej to czynić od środka, ale straty tym spowodowane będą znacznie większe.
Z takich samych względów uważam, że obywatele nie powinni zgłaszać swoich kandydatów (ustawa umożliwia bowiem wskazanie kandydatury sędziego do KRS grupie 2 tys. obywateli). W normalnej sytuacji uchwalenia prawa zgodnego z konstytucją należałoby takie rozwiązanie ocenić pozytywnie. Organizacje obywatelskie, jak INPRIS, byłyby na pewno zainteresowane promowaniem takiej możliwości, tworzeniem koalicji, by zgłosić kandydatów obywateli – na przykład sędziów współpracujących z organizacjami czy zdobywców nagród przyznawanych sędziom przez organizacje (Sędzia Europejski Roku – nagroda Sekcji Polskiej Międzynarodowej Komisji Prawników, Obywatelski Sędzia Roku – nagroda Fundacji Court Watch Polska). Czy można jednak brać udział w procedurze, która jest jawnie niekonstytucyjna? Czy można jednego dnia mówić o niekonstytucyjności ustawy, o łamaniu konstytucji przez prezydenta, a drugiego brać udział w takiej procedurze? Moim zdaniem nie. Dlatego popieram apele do sędziów stowarzyszeń sędziowskich, Akcji Demokracji i Wolnych Sądów.
Jeszcze jeden argument: procedura przewidziana dla wyboru członków KRS jest niepoważna (przepisy przejściowe). Na zgłoszenie kandydata jest 21 dni... A formularz zgłoszenia zawiera tylko trzy ogólne rubryki – „I. Informacje o kandydacie”, „II. Informacje o pełnionych dotychczas funkcjach”, „III. Informacje o działalności społecznej”. Naprawdę powinniśmy o kandydatach wiedzieć dużo więcej. INPRIS, przy okazji monitorowania wyborów sędziów TK czy na inne urzędy, jak prokurator generalny, RPO i podobne, wypracował kryteria. Można było w prosty sposób stworzyć odpowiednio dostosowaną kartę zgłoszenia dla kandydatów do KRS.
I ostatnie zagadnienie – przyjmowanie stanowisk po odwołanych przedwcześnie (przerwanie kadencji) prezesach sądów. Odwołanych, dodajmy, często w sposób skandaliczny, za pośrednictwem mediów czy strony internetowej ministerstwa, faksem, bez uzasadnienia lub z uzasadnieniem kontrowersyjnym – niektórzy odwołani twierdzą, że wręcz nieprawdziwym i składają odnośne pozwy. Brak akceptacji dla takich działań nie powinien chyba oznaczać automatycznej odmowy przyjęcia takiego stanowiska. Prof. Adam Strzembosz podczas uroczystości odebrania nagrody nadanej przez Stowarzyszenie imienia Profesora Zbigniewa Hołdy mówił o możliwości poddania się ocenie sędziów danego sądu przez kandydatów. A zatem można być przywiezionym w teczce z ministerstwa, a można przyjąć propozycję dla dobra wymiaru sprawiedliwości, jednocześnie prosząc koleżanki i kolegów o kredyt zaufania, wyrażony np. w tajnym głosowaniu.
Liczymy na Was
Przez prawie 30 lat transformacji pracowaliśmy nad stworzeniem silnych gwarancji niezależności i niezawisłości sędziowskiej. Udało się całkiem sporo. Prawdą jest, że nie wyważono odpowiednio czterech najważniejszych składników dobrego, sprawiedliwego sądownictwa, jakimi obok niezależności są: kompetencja, rozliczalność (i sądownictwa jako całości, i poszczególnych sędziów) i efektywność (sprawność). Niezależnie jednak, jak byśmy rozłożyli akcenty, nie będzie sprawiedliwego sądu bez niezależności i niezawisłości. Sędziowie muszą więc aktywnie ich bronić. Jeśli targają nimi wątpliwości, jak się zachować, muszą, idąc za radą prof. Bartoszewskiego, zachować się przyzwoicie.
Ogromnie dużo zależy od sędziów liniowych, tych anonimowych tysięcy ciężko pracujących ludzi. W tekście skupiłem się na instytucjach najwyższych, ale o kondycji sądownictwa zadecydują wszyscy sędziowie. Muszą oni pamiętać, że sądy prócz załatwiania milionów codziennych spraw, pełnią także rolę kontrolera innych władz. Zawsze, gdy władza oskarża obywateli w związku z wyrażanymi przez nich protestami. To będzie prawdziwy test. Mam wielką nadzieję, że polscy sędziowie go zdadzą.
Jeśli sędzią targają wątpliwości, jak się zachować, musi, idąc za radą prof. Bartoszewskiego, zachować się przyzwoicie
Uchwała Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego
OŚWIADCZENIE
Sędziowie Sądu Najwyższego zebrani na Zgromadzeniu Ogólnym w dniu 16 stycznia 2018 r. oświadczają:
1. Uchwalone przez obie izby Parlamentu i podpisane przez Prezydenta nowe ustawy dotyczące Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa oraz sądów powszechnych zostały przygotowane z naruszeniem podstawowych reguł tworzenia prawa, bez należytych konsultacji, ze zlekceważeniem ujawnionych opinii naukowych oraz stanowisk organizacji prawniczych i akademickich. Są one w wielu postanowieniach sprzeczne z normami obowiązującej Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i łamią zasady trójpodziału władz, niezależności sądów, niezawisłości sędziów oraz ich nieusuwalności.
2. Trwająca do końca kwietnia 2020 r., określona konstytucyjnie 6–letnia kadencja Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego nie może być skrócona ustawą zwykłą.
3. Bezprawne oraz bezzasadne usunięcie z urzędu blisko połowy doświadczonych sędziów Sądu Najwyższego w żadnej mierze nie usprawni funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości.
4. Demonstracyjne okazywanie lekceważenia oraz szkalowanie sędziów przez najwyższych przedstawicieli władzy ustawodawczej i wykonawczej godzi w autorytet Państwa Polskiego, którego częścią jest wymiar sprawiedliwości.
5. Wyrażamy uznanie wszystkim sędziom, osobom i instytucjom, które słowem i czynem poparły działania zmierzające do zachowania niezależności polskich sądów i niezawisłości sędziów.
6. Apelujemy o uszanowanie decyzji każdego sędziego, który według nowej ustawy o Sądzie Najwyższym zostaje zmuszony do podjęcia decyzji co do dalszego pozostania na stanowisku, przejścia w stan spoczynku albo ubiegania się o zgodę władzy wykonawczej na przedłużenie wykonywania sprawowanego urzędu.
16 stycznia 2018 r.