Jeśli proponowane w odniesieniu do Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa rozwiązania (nie odnoszę się tu do projektu I prezes SN) zostaną przeforsowane, będzie można mówić o skoku na SN czy na KRS.
Wprowadzone niedawno zmiany w zakresie powoływania i odwoływania prezesów sądów powszechnych – mimo że niezgodne z konstytucją – nie miały takiego charakteru. Była to kontynuacja trendu, który występuje od lat. W zasadzie sądy powszechne nigdy nie były do końca niezależne. Zwracał na to uwagę m.in. Stanisław Dąbrowski, I prezes SN, który słusznie postrzegał sprawę telefonicznej dyspozycyjności prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku jako skutek regulacji wprowadzających uzależnienie sądów od władzy wykonawczej (por. „Nie ma niezawisłych sędziów bez niezależnych sądów”, DGP z 6 września 2013 r.). Warto więc zwrócić uwagę na całokształt zależności sądów od ministra sprawiedliwości (dalej MS).
Sądy są powoływane i likwidowane przez MS. Po tzw. reformie Gowina wprowadzono ustawowe obwarowania dotyczące likwidacji sądów rejonowych. Sądy okręgowe i apelacyjne MS może jednak nadal znosić i powoływać według swojego uznania. Wydziały i sekcje wewnątrz sądów są tworzone i likwidowane przez MS. Decyzje w tym przedmiocie, podobnie jak w odniesieniu do powoływania i likwidowania sądów, są ostateczne, niepodważalne i nieweryfikowalne. MS ma tu wolną rękę.
Nie inaczej jest z przyznawaniem lub odbieraniem sądom etatów. MS decyduje, który sąd otrzyma dodatkowe etaty sędziowskie, referendarskie czy asystenckie, jak też który je straci. Sądy nie mają tu prawa głosu. Nie są znane kryteria, jakimi MS kieruje się w podejmowaniu swoich decyzji kadrowych. Co więcej, nawet jeżeli przyzna sądowi etaty sędziowskie, to następnie może zablokować proces ich obsadzania poprzez zaniechanie zamieszczenia wymaganych ogłoszeń. Sytuacja taka ma miejsce obecnie w odniesieniu do kilkuset etatów sędziowskich.
MS ma prawo zabrać z każdego sądu dowolnego chętnego sędziego, referendarza, asystenta lub urzędnika na tzw. delegację. Słowo „delegacja”, mimo że zaczerpnięte z ustawy, jest mylące. Sądy bowiem nikogo nie delegują. Sędzia, referendarz, asystent lub urzędnik mogą zostać zabrani przez MS nawet przy sprzeciwie danego sądu. Jakby tego było mało, sąd musi nadal ponosić ze swojego budżetu koszty wynagrodzenia danego pracownika. MS korzysta w ten sposób z darmowej siły roboczej, ale to osobny temat. Podobnie jak brak cywilizowanej procedury „delegacji”: sędzia czy referendarz zostawiają swój referat i ministra nie obchodzi, kto ma przejąć pozostawione sprawy.
MS decyduje o wysokości budżetów poszczególnych sądów, a zatem również o liczebności kadry pomocniczej i warunkach pracy wszystkich osób zatrudnionych w sądzie. Czynności związane z planowaniem budżetów i późniejszym ich wykonywaniem są powierzone dyrektorom sądów. A ci ostatni podlegają MS. Zwierzchnictwo prezesów sądów nad dyrektorami zostało zniesione. MS powołuje i odwołuje dyrektorów według swojego uznania.
Cały personel sądów – oprócz sędziów, referendarzy i asystentów – jest podporządkowany dyrektorom, a zatem pośrednio MS. Dotyczy to w szczególności pracowników sekretariatów, którzy mają dostęp do akt i bezpośrednio współpracują z sędziami, referendarzami i asystentami.
MS decyduje o kierunkach szkoleń dla sędziów i innych pracowników sądów za pośrednictwem podległej mu Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Szkoła decyduje o tym, komu należy się szkolenie, a komu nie.
MS decyduje o tym, jakie dane statystyczne mają być zbierane, przekazywane, analizowane i publikowane, a jakie nie. W związku z tym ma wpływ na tworzenie mechanizmów motywacyjnych oddziałujących na prezesów sądów, sędziów i referendarzy. Funkcjonujący dzięki MS system analiz statystycznych i nadzoru zachęca sędziów i referendarzy nie do tego, żeby rozpoznawali sprawy merytorycznie, ale by „załatwiali numerki”, tj. żeby pozbywali się spraw i załatwiali je formalnie.
MS sprawuje bieżący nadzór nad działalnością sądów. Polega on m.in. na napominaniu prezesów sądów w pismach, zwracaniu uwagi, żądaniu składania wyjaśnień czy weryfikowaniu informacji rocznych prezesów sądów apelacyjnych.
Od niedawna MS może dowolnie powoływać i będzie mógł prawie dowolnie odwoływać prezesów sądów. Nawet po upływie półrocznego okresu całkowitej dowolności, wyznaczonego na zrobienie czystki wśród sędziów funkcyjnych, MS nie będzie szczególnie skrępowany w tym zakresie. Opinia KRS w przedmiocie zamiaru powołania prezesa sądu jest niewiążąca. KRS może sprzeciwić się odwołaniu prezesa, ale tylko większością 2/3 głosów. Po wprowadzeniu zasady wyboru sędziów do KRS przez polityków utworzenie się takiej większości w opozycji do MS będzie mało prawdopodobne.
MS decyduje, jakie kolejne reformy – z reguły chybione i chaotyczne – zainicjować. Mogą one dotyczyć zarówno ustroju sądów, jak też procedur stosowanych w postępowaniach przed sądami.
Wreszcie MS ustala według swojego uznania regulamin urzędowania sądów powszechnych i instrukcję dla sekretariatów sądowych zawierające drobiazgowe regulacje w zakresie czynności, które mają wykonywać w codziennej pracy sędziowie, referendarze i urzędnicy zatrudnieni w sądach.
Sądy powszechne są pod całkowitą kontrolą MS, którą można określić jako odgórne, ręczne sterowanie. W tym sensie sądy tkwią w PRL: są zależne od ministra sprawiedliwości, który nimi zarządza w sposób scentralizowany.
W związku z tak ukształtowanym systemem, który praktycznie wszystkie narzędzia oddaje w ręce MS, bez wątpienia to właśnie minister dosłownie, a nie politycznie jest odpowiedzialny za to, czy sądy działają efektywnie. Bo to on je organizacyjnie ubezwłasnowolnił. Niestety opinia publiczna ma problem z uświadomieniem sobie tego. Dlatego na bilbordach mówiących o efektywności sądów, przewlekłości czy biurowości sądowej należało wymienić ministra sprawiedliwości.
Zależność sądów od MS to jedna strona medalu. Można bowiem sobie wyobrazić tę zależność opartą na przejrzystych zasadach. Prezesi i dyrektorzy sądów mogliby być powoływani w jawnych konkursach. Mogłyby być znane kryteria przyznawania i odbierania sądom etatów czy kształtowania ich budżetów. Podobnie mogłyby funkcjonować czytelne zasady delegacji sędziów i innych pracowników do ministerstwa czy pomiędzy sądami. Zamiast tego mamy wokół sądów coraz szerszy obszar mętnej wody, w której działa minister. Jego decyzje są uznaniowe, podejmowane bez obowiązku wyjaśnienia ich podstaw, i niezaskarżalne.
Zmiany dokonywane w sądownictwie są podejmowane w imię usuwania „sędziów na telefon”, jednak biorąc pod uwagę, że działania te stanowią jedynie pogłębienie istniejącego już wcześniej dążenia do ograniczania niezależności sądów, ich skutkiem będzie raczej stworzenie nowej grupy „sędziów na telefon”. Grupa ta będzie tym większa, im głębiej uzależni się sądy od ministra sprawiedliwości przy jednoczesnym pozostawieniu mu możliwości działania w mętnej wodzie.