Władza nie może rozjeżdżać praw obywatelskich walcem. Nowe przepisy są potrzebne, ale nie mogą zmierzać do uderzenia w pokrzywdzonych za Polski Ludowej właścicieli.
Polskie Towarzystwo Ziemiańskie podczas wczorajszego spotkania prasowego wskazało jasno: ustawa reprywatyzacyjna jest potrzebna. Ministerstwo Sprawiedliwości wraz z odpowiedzialnym za projekt wiceministrem Patrykiem Jakim zasługują na szacunek, że podjęli się jej stworzenia. Ale ujawnione dotychczas szczegóły są dla środowisk ziemiańskich nie do zaakceptowania.
Ziemiańskie zastrzeżenia
Stanisław Ziemecki, wiceprezes PTZ ds. reprywatyzacji, uważa, że obecna propozycja może być niekonstytucyjna, niezgodna z prawem unijnym oraz przede wszystkim niesprawiedliwa. Powody?
Patryk Jaki, prezentując założenia ustawy, zapowiedział, że zakazane będą wszelkie zwroty w naturze. Zamiast tego uprawnieni otrzymają od 20 do 25 proc. wartości nieruchomości w gotówce lub obligacjach skarbowych. Polskie Towarzystwo Ziemiańskie uważa, że jakkolwiek rozwiązanie może być dopuszczalne w przypadku budynków mieszkalnych w miastach, tak jest niewłaściwe w odniesieniu do terenów ziemskich. A to dlatego, że często chodzi o rodzinną, dziejową spuściznę. Jeśli więc już ustawodawca chce przyjąć zasadę zakazu zwrotów w naturze – zdaniem ziemian – powinien – w odniesieniu do nieruchomości znacjonalizowanych na podstawie dekretu o przeprowadzeniu reformy rolnej – uprawnionym do rekompensaty pozwolić na prawo pierwokupu.
PTZ oczekuje też, by został określony jasny system wypłaty rekompensat. Założenia ustawy zaprezentowane przez Patryka Jakiego przewidują bowiem, że rokrocznie minister finansów będzie wskazywał kwotę, która będzie w danym roku przeznaczana na wypłaty. To zaś – zdaniem ziemian – grozi bardzo długim czasem oczekiwania na pieniądze.
Zdaniem Marcina Schirmera, prezesa PTZ, niedopuszczalne też jest, by ustawodawca pozbawił prawa do rekompensaty osoby nieposiadające polskiego obywatelstwa.
– Po wojnie wielu przedstawicieli naszego środowiska pozostało na emigracji ze względu na komunistyczne represje. Ich potomkowie nie zawsze posiadają polskie obywatelstwo, co wykluczyłoby ich z możliwości ubiegania się o rekompensatę – zwraca uwagę Schirmer.
Kolejny odcinek sporu
W ostatni wtorek opublikowane zostało postanowienie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, w którym odmówił on wstrzymania wykonalności postanowienia o nałożeniu grzywny na prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz. Chodzi o to, że komisja weryfikacyjna nakłada na nią grzywny jedna za drugą. Fiskus zaczął je zaś pobierać z prywatnego konta prezydent. Gronkiewicz-Waltz więc wystąpiła o wstrzymanie tych czynności. Bezskutecznie.
Paradoksalnie jednak postanowienie WSA nie jest wcale niekorzystne dla wiceprzewodniczącej PO. Sąd w uzasadnieniu wskazał bowiem, że nie ma powodu do wstrzymania wykonalności postanowienia, gdyż pobranie 3 tys. zł nie wpłynie niekorzystnie na miejską kasę. Innymi słowy, sąd zasugerował, że zobowiązana do zapłaty grzywien za niestawiennictwo przed komisją weryfikacyjną nie jest Hanna Gronkiewicz-Waltz jako osoba fizyczna, lecz organ – prezydent Warszawy. Jeśli sądy w następnych orzeczeniach potwierdzą te spostrzeżenia, będzie to swoistego rodzaju porażka komisji weryfikacyjnej. Świadczyłoby to bowiem o nieumiejętności wydania poprawnej decyzji (komisja mogłaby nałożyć grzywnę na Hannę Gronkiewicz-Waltz; rzecz w tym, że w sentencji swej decyzji wskazała jako zobowiązaną do zapłaty prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz, czyli organ).
Od dwóch członków komisji weryfikacyjnej usłyszeliśmy jednak, że prezydent stolicy nie powinna się cieszyć. Jeśli bowiem sądy potwierdzą, że za niestawiennictwo przed komisją zapłacić będą musieli podatnicy, złożone zostanie przez nich zawiadomienie do prokuratury.
– Nie może być tak, by urzędnik – w tym przypadku prezydent miasta – poprzez niewykonywanie swoich obowiązków narażał obywateli na szkodę. To przestępstwo urzędnicze z art. 231 kodeksu karnego – słyszymy od jednego z polityków.