Julia Przyłębska po objęciu sterów w Trybunale Konstytucyjnym długo unikała mediów. Podczas osławionej konferencji prasowej w marcu tego roku, chwilę po wydaniu przez TK wyroku w sprawie budzącej emocje ustawy o zgromadzeniach (uznano, że akt jest zgodny z konstytucją) stało się jasne, skąd ta wyraźna rezerwa.
Pani prezes po prostu fatalnie wypada w kontaktach z dziennikarzami. Dziwne miny, karcenie reporterów, unikanie odpowiedzi na rzeczowe pytania – cała gama zachowań, których gospodarz konferencji prasowej, a więc z założenia osoba mająca coś ważnego do przekazania, powinien unikać jak ognia.
Okazuje się jednak, że przez ostatnie miesiące pani prezes nie próżnowała. I nauczyła się trudnej sztuki dokonywania medialnych wrzutek po to, by przykryć niewygodne informacje. W zeszłym tygodniu DGP ujawnił, że jedna z asystentek Julii Przyłębskiej łączy pracę w TK z funkcją asystenta sędziego w sądzie powszechnym. A inna do niedawna była równocześnie członkiem zespołu kancelarii radcowskiej. Możliwym konfliktem interesu w obydwu przypadkach zalatywało na kilometr.