Zasada, że w SN nie może orzekać współpracownik bezpieki, jest symboliczna. Wymagania dla kandydatów na stanowisko sędziego SN obecnie określa art. 22 ustawy o Sądzie Najwyższym. Oprócz oczywistych kryteriów wieku, wykształcenia, kompetencji czy odpowiednio długiego doświadczenia w wykonywaniu zawodów prawniczych zawarto tam też m.in. przesłankę nieskazitelnego charakteru.
W projektowanej nowej ustawie określono natomiast wprost, że sędzią SN może zostać ktoś, kto „nie pełnił służby zawodowej, nie pracował i nie był współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa”.
Brak takiej przesłanki w obowiązującej ustawie wcale nie oznacza jednak, że w SN orzekają ludzie z plamami na życiorysie. Po pierwsze, zlustrowanie sędziów SN było jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiono po zmianie systemu. Po transformacji ustawowo wygaszono kadencję Sądu Najwyższego, co nastąpiło 30 czerwca 1990 r. Spośród około setki sędziów ówczesnego SN weryfikację przeszło 22.
– Sąd Najwyższy miał być przecież instancją odwoławczą w sprawach dotyczących lustracji. Z tego względu w pierwszej kolejności należało właśnie zlustrować sędziów w nim orzekających – przypomina Lech Paprzycki, sędzia SN w stanie spoczynku, wówczas jeden z najmłodszych orzeczników tego sądu.
Także osoby, które przychodziły do SN później, miały i ciągle mają obowiązek składania oświadczeń lustracyjnych. Wynika to wprost z art. 4 ustawy o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944–1990, czyli ustawy lustracyjnej. Dotyczy to zresztą nie tylko sędziów SN, lecz także wszystkich sądów. Dokumenty przedstawione przez sędziów Sądu Najwyższego są z mocy prawa publikowane w internetowym katalogu osób pełniących funkcje publiczne Instytutu Pamięci Narodowej (rozwiązanie to nie dotyczy oświadczeń kandydatów do SN).
Trzeba zaznaczyć, że ustawa lustracyjna nie przewidywała negatywnych skutków tego, że ktoś przyznał się do współpracy. Są co prawda nieliczne wyjątki, jak choćby w ustawie o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. W akcie tym znalazł się zapis, że nie mogą być funkcjonariuszami tej służby osoby, które złożyły oświadczenie o współpracy. Ale co do zasady sankcjonowane jest kłamstwo lustracyjne, nie zaś treść samego oświadczenia. Celem ustawy lustracyjnej jest bowiem ujawnienie współpracy, a nie piętnowanie jej.
W przypadku osób ubiegających się o nominację na wolne stanowisko sędziowskie złożenie takiego „pozytywnego” oświadczenia podlega ocenie Krajowej Rady Sądownictwa. Powstaje więc pytanie, czy sędzią Sądu Najwyższego mogła zostać osoba, która w oświadczeniu lustracyjnym przyznała się do niechlubnego epizodu w czasach słusznie minionych.
– Dla mnie złożenie oświadczenia o współpracy ze służbą państwa komunistycznego oczywiście byłoby czymś dyskredytującym. Trzeba pamiętać, że w art. 22 mamy przesłankę nieskazitelności charakteru. Trudno więc uznać, że ktoś, kto współpracował np. z SB, nawet jeśli później się w jakiś sposób zrehabilitował, spełnia to kryterium, bowiem jest to zbyt istotna rysa na życiorysie – mówi sędzia Waldemar Żurek, rzecznik KRS.
Zdaniem projektodawców funkcje publiczne wymagające szczególnych kwalifikacji moralnych wyrażających się przesłanką „nieskazitelności charakteru” powinny pełnić osoby, które w poprzednim ustroju nie były uwikłane w kontakty z organami bezpieczeństwa. Tak więc projektowany wymóg złożenia negatywnego oświadczenia o współpracy będzie tylko uszczegółowieniem obecnie obowiązujących kryteriów. Zwłaszcza że w gronie 87 sędziów SN nie ma osób, które przyznały się do współpracy.
– Tylko jeden sędzia, z izby wojskowej, złożył oświadczenie o współpracy ze Zwiadem Wojsk Ochrony Pogranicza. Poza tym było to związane ze służbą wojskową, a sam sędzia jest już w stanie spoczynku – mówi sędzia Michał Laskowski, rzecznik prasowy SN. – Z tego, co wiem, żaden inny sędzia tego typu oświadczenia nie złożył. Wszyscy zaprzeczyli współpracy i nie toczyło się przeciwko nim żadne postępowanie dotyczące kłamstwa lustracyjnego – dodaje.