Nie dostrzegam racjonalnych argumentów przemawiających za gruntowną zmianą obowiązującej konstytucji. Oczywiście propozycja dyskusji o zmianie ustawy zasadniczej nie przesądza jeszcze o negatywnej ocenie samej konstytucji. Taka ocena tego najważniejszego w państwie aktu prawnego byłaby nieprawdziwa i krzywdząca. Zapewne posiada on mocniejsze i słabsze strony.
Zmiana konstytucji ma tylko wówczas sens, gdy mamy przekonanie graniczące z pewnością, że prowadzi ona do stworzenia nowej, lepszej jakości. Decyzja o zmianach w konstytucji powinna być racjonalna i nie może być inspirowana doraźnymi celami politycznymi.
Po dziesięciu latach obowiązywania konstytucji niektóre zmiany byłyby potrzebne. Na przykład nadanie Prezydentowi RP
prawa zgłaszania wotum zaufania dla rządu. Takie uprawnienie ma obecnie tylko premier. Nieuzyskanie takiego wotum zaufania powinno rodzić skutek w postaci rozwiązania Sejmu i Senatu. Mieliśmy już do czynienia z rządami mniejszościowymi, np. rząd Jerzego Buzka, i wtedy prezydent nie mógł przeciwdziałać kryzysowi.
Zmiany są potrzebne również w związku z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Jednej
zmiany konstytucji już dokonaliśmy w kwestii Europejskiego Nakazu Aresztowania. Teraz należałoby zmodyfikować kompetencje Narodowego Banku Polskiego w związku z przewidywanym wstąpieniem Polski do strefy euro.
Można także zastanowić się nad koniecznością obniżenia progu frekwencji dla referendum. Z tym zawsze był w Polsce problem. Na szczęście udało się przeprowadzić
referendum akcesyjne.
Kompetencje premiera i prezydenta
Sprawa precyzyjnego uregulowania kompetencji prezydenta i premiera w zakresie obronności i spraw zagranicznych jest jedną z najbardziej fundamentalnych kwestii konstytucyjnych i dlatego, jak sądzę, powinna być rozważana w ramach generalnej rewizji konstytucji. Przeprowadzenie tego rodzaju zmian powinno być poprzedzone debatą publiczną. To nie jest materia nadająca się do incydentalnej nowelizacji. W mojej ocenie, jeszcze nie czas na generalną rewizję konstytucji.
Pytanie to dotyczy nie tyle zmiany konstytucji, ile zmiany modelu ustrojowego państwa. Jeśli zaczynamy mówić o relacji, jaka ma być między prezydentem a premierem, to właściwie przechodzimy do rozważań, czy nasze państwo ma mieć model prezydencki czy kanclerski albo parlamentarno-gabinetowy. Dzisiaj pytanie o zakres kompetencji prezydenta i premiera jest takim samym pytaniem jak to, czy zmieniać np. tekst szekspirowskiego Hamleta, dlatego że rola tytułowa jest źle obsadzona.
Przyczyny napięć między prezydentem a premierem mają, jak sądzę, charakter bardziej polityczny niż konstytucyjny. Nie dostrzegam więc potrzeby zasadniczych zmian w konstytucji. Jednak koncepcja polskiej prezydentury jest niespójna i nie do końca konsekwentna. Dostrzegam wyraźną dysproporcję między potężną siłą demokratycznej legitymizacji Prezydenta RP do sprawowania władzy a stosunkowo wąskim zakresem jego konstytucyjnych kompetencji. Powoduje to, że osoby piastujące ten urząd mogą odbierać ten stan rzeczy jako kompetencyjny dyskomfort oraz krępowanie ich aktywności. Ta dysproporcja może stanowić źródło racjonalnie uzasadnionych pytań o kierunek potencjalnych konstytucyjnych zmian: albo rozszerzyć kompetencje prezydenta, co korespondowałoby z jego silnym mandatem do sprawowania władzy, albo osłabić ten mandat w celu dostosowania go do skromnego katalogu konstytucyjnych kompetencji. Gdyby przyszło stanąć przed takim dylematem, należałoby odwołać się do naszych ustrojowych tradycji. Zasadniczo Rzeczpospolita nie posiada tradycji silnej prezydentury. Zdecydowanie mocniej w naszej tradycji osadzony jest model rządów zakładający dominację tego segmentu egzekutywy, jakim jest Rada Ministrów i jej prezes.
Kompetencje prezydenta i premiera co do zasady się sprawdziły, choćby w kontekście kohabitacji między prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim a premierem Jerzym Buzkiem. Przepisy konstytucji dają możliwość dobrego funkcjonowania władzy wykonawczej na rzecz obywateli i państwa. W konstytucji
prezydent i premier wzajemnie się powstrzymują i jednocześnie wspierają. Biorąc pod uwagę obecny układ sił politycznych w Sejmie, rozważania o zmianach w Konstytucji RP mają, jak sądzę, jedynie teoretyczny charakter.
Wprowadzenie okręgów jednomandatowych
Aby wprowadzić okręgi jednomandatowe, należałoby zmienić artykuł 96 konstytucji. Byłoby to konieczne zwłaszcza wtedy, gdyby zmiana miała dotyczyć wszystkich okręgów wyborczych. Gdyby natomiast chodziło tylko o wprowadzenie systemu mieszanego, z zachowaniem proporcjonalnego systemu rozdzielenia mandatów, uwzględniającego liczbę głosów oddanych także w okręgu jednomandatowym, to, jak sądzę, taka zmiana konstytucji nie byłaby raczej niezbędna. Z praktycznego punktu widzenia, najlepiej byłoby wykreślić po prostu wyraz proporcjonalne z artykułu 96 konstytucji i dać swobodę Sejmowi w zakresie decydowania o charakterze wyborów.
Autorzy tej propozycji nie zdają sobie sprawy z konsekwencji wprowadzenia okręgów jednomandatowych. Wybory tego rodzaju nie są należycie reprezentatywne. Istnieją badania, które pokazują, że gdyby wybory do parlamentu były w okręgach jednomandatowych, to reprezentatywność ich wyników z punktu widzenia przekroju społecznego i mapy politycznej byłaby zupełnie nieadekwatna do politycznej rzeczywistości. Dlatego uważam, że nie należy mieszać tych dwóch rzeczy: niezbędnych zmian w konstytucji z dyskusją na temat modelu ustrojowego państwa. Najpierw trzeba przeprowadzić poważną dyskusję społeczną.
Wprowadzenie okręgów jednomandatowych spowoduje sytuację, że poseł przestaje być posłem całego narodu, tylko staje się posłem swojego okręgu. Pogłębi się też układ dwóch największych partii i duża część społeczeństwa nie będzie reprezentowana w parlamencie.
Zniesienie immunitetu poselskiego
Obowiązująca konstytucja zna dwa immunitety parlamentarne - materialny i formalny. Ten pierwszy chroni posła przed jakąkolwiek odpowiedzialnością za działalność wchodzącą w zakres sprawowania mandatu poselskiego.
Kwestionowany jest immunitet formalny, który wyklucza pociągnięcie posła do odpowiedzialności karnej za zwykłe przestępstwo bez zgody Sejmu, w okresie sprawowania mandatu. I rzeczywiście, według mnie jego dalsze utrzymywanie nie ma racjonalnych podstaw.
Należy przy tym pamiętać, że czym innym jest konieczność uzyskania zgody na zatrzymanie lub aresztowanie posła w związku z toczącym się postępowaniem karnym. Ta instytucja ma na celu wykluczenie możliwości szykanowania i wywierania nacisku na posłów w związku z wykonywaniem przez nich mandatu. Nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, że prawomocne skazanie posła lub senatora za popełnienie przestępstwa umyślnego ściganego z oskarżenia publicznego powinno łączyć się z utratą mandatu. Skazanie za takie przestępstwo powinno także wykluczać możliwość ubiegania się o mandat poselski (czy senatorski).
Podobne rozwiązania dotyczą przecież także innych osób pełniących funkcje publiczne. A z parlamentu nie można tworzyć miejsca schronienia przed wymiarem sprawiedliwości. Bardzo szeroki zakres immunitetu formalnego w obowiązującej obecnie konstytucji jest czymś anachronicznym i stanowi dowód braku zaufania do faktycznej niezawisłości sądów.
Sam immunitet jest niepodważalny, gdyż jest to ochrona niezależności parlamentu, a nie posła. Natomiast kwestia, czy i w jaki sposób można z tego immunitetu zwalniać, to jest zupełnie inny problem, raczej techniczny, proceduralny. Można zdecydowanie uprościć procedury.
Jestem przeciwny znoszeniu immunitetu, ale warto zweryfikować jego zakres, w szczególności zasady funkcjonowania tzw. immunitetu formalnego, tak żeby odpowiedzialność za ewidentne występki czy nawet przestępstwa nie była immunitetem ograniczana.
Wydaje się jednak, że najważniejsza jest tutaj konsekwentna praktyka organów państwa, w tym marszałka Sejmu.
Możliwość rozwiązywania parlamentu
Bardzo bym się obawiał takiego rozwiązania. Prezydent ma naprawdę bardzo wiele istotnych uprawnień. Ma prawo wetowania ustaw uchwalonych przez parlament. Może, w przypadku wątpliwości co do konstytucyjności uchwalonych przepisów, przesyłać ustawy do kontroli przez Trybunał Konstytucyjny. Ma prawo inicjatywy ustawodawczej, mianuje sędziów i ambasadorów. Argumenty za dodatkowymi kompetencjami muszą być merytoryczne i rzeczowe. Nie można ich podejmować pod wpływem chwilowych emocji.
Mam podobne obawy. Wartością konstytucyjną jest jednak stabilność działania Sejmu w dłuższej perspektywie czasowej. Rozwiązanie Sejmu powinno następować tylko w przypadku niedającego się rozwiązać innymi metodami kryzysu parlamentarnego czy parlamentarno-rządowego. Jednym słowem, w tym zakresie: lepiej niczego bym nie zmieniał.
Zasady zmiany konstytucji
Projekt zmiany konstytucji może przedłożyć
1/5 ustawowej liczby posłów
Prezydent Rzeczpospolitej
Ustawę o zmianie konstytucji uchwala
Sejm większością co najmniej 2/3 głosów w obecności połowy ustawowej liczby osłów
Senat bezwzględną większością głosów w obecności połowy ustawowej liczby senatorów