Po raz kolejny potwierdza się teza, że nasi sędziowie należą do tych bardziej zapracowanych w UE. Z raportu wynika, że pod względem liczby nowych spraw ustępują oni jedynie sędziom z Danii, Słowenii i Austrii, w których na 100 mieszkańców przypada co roku 40–45 kolejnych sporów cywilnych i administracyjnych.
Dla porównania u nas jest to ok. 25 nowych postępowań (tablica powstała w oparciu o dane z 2014 i 2015 r.). Ale jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie sprawy w toku, to okazuje się, że polskie sądy wcale nie są tak bardzo obciążone (10. miejsce w UE) i bardzo daleko im do najbardziej zakorkowanych w Unii sądów portugalskich.
Pod względem tempa rozstrzygania spraw na europejskim tle całkiem nieźle wypadają polskie sądy administracyjne (zabiera im to średnio około trzy–cztery miesiące). Szybciej takie postępowania kończą się tylko w Szwecji, na Węgrzech, w Estonii, Belgii i Słowenii. Znacznie mniej korzystnie wyglądają wyniki polskich sądów cywilnych, które zajmują miejsce mniej więcej w połowie unijnej stawki (uzyskanie wyroku w pierwszej instancji to kwestia ok. 200 dni). Tymczasem sędziowie belgijscy, luksemburscy i łotewscy radzą sobie ze sprawami cywilnymi w mniej niż 100 dni.
Do naszych osiągnięć można zaliczyć dość znaczące skrócenie czasu trwania postępowań dotyczących ochrony konkurencji (z 1200 dni w 2013 r. do 350 w 2014 r.). Dla odmiany wydłużać zaczęły się sprawy związane z naruszeniami znaków towarowych. Mniej więcej na podobnym poziomie w ostatnich latach utrzymuje się okres trwania postępowań związanych z ochroną konsumentów (średnio ponad dwa lata).