Otwarcie debaty o reformie wymiaru sprawiedliwości postulatem politycznego podporządkowania KRS dowodzi, że rządzący zainteresowani są wyłącznie uzyskaniem kontroli nad powoływaniem sędziów. Przedstawione propozycje do złudzenia przypominają działania skutkujące dekompozycją TK, przeprowadzoną także pod hasłem naprawy.
Stary i wadliwy system wyboru całkowicie zdeformowano, wprowadzając do trybunału osoby bez oglądania się na ich kompetencje, według politycznego klucza i prostego przesłania: „TK ma być nasz”.
/>
Co dziś ma zmienić reforma sądownictwa? Jej sztandarowe hasła zmierzają do politycznego wyboru KRS i ludowego (czytaj: politycznego) mechanizmu dyscyplinarnego. Trudno dostrzec chęć dotknięcia kwestii dla obywatela najważniejszych, takich jak poprawa realizacji prawa do sądu.
Tymczasem wymiar sprawiedliwości w istocie wymaga zmian, tyle, że niezwiązanych z tak pomyślaną reformą KRS. Nie widać podniesienia sprawności i jakości rozstrzygania spraw pomimo wielokrotnych zmian procedur wprowadzających niekiedy karykaturalne wręcz ułatwienia dla sędziów. Przodują obowiązki uzyskania zgody sądu na złożenie pisma procesowego, zgłoszenia zastrzeżenia do protokołu jako warunku skuteczności zarzutów apelacji czy ograniczenia prekluzyjne. Dodajmy do tego przesadny formalizm, nieczytelne formularze, jedne z najwyższych w Europie opłat sądowych, potężną liczbę postępowań incydentalnych, opóźniających rozpoznanie sprawy, i wadliwie funkcjonujące postępowanie wykonawcze.
/>
Uzasadnienia wyroków, pisane w terminach wielokrotnie przekraczających termin do wniesienia apelacji, przypominają książki, a nie motywy rozstrzygnięcia. Pochopne sięganie lub wręcz opieranie całego ciężaru rozstrzygnięcia na często słabych merytorycznie opiniach biegłych, wadliwie działający system usprawiedliwiania nieobecności oraz przytłaczająca w sądach urzędowość dopełniają obrazu.
Kooptacyjne powoływanie sędziów dalekie jest od transparentnej procedury i czytelnych kryteriów awansowych. Zróżnicowane kryteria naboru na aplikacje, zamykanie się środowiska sędziowskiego na kandydatów z innych środowisk prawniczych uniemożliwiają realizację idei, by do funkcji sędziowskich powoływani byli najbardziej kompetentni i doświadczeni prawnicy. Iluzją jest formalna możliwość ubiegania się o godność sędziego przez adwokata, radcę prawnego lub notariusza. A przecież praktyka w innych zawodach prawniczych i kontakt z ludźmi szukającymi sprawiedliwości w sądzie, ich potrzebami, dylematami, życiowymi wątpliwościami, uczy pokory i zrozumienia perspektywy tak ważnej dla spojrzenia na spór zza stołu sędziowskiego. Nie daje jej habilitacja, która niekiedy stanowi prostą ścieżkę do SN.
Nawet ustalone przez MS reguły i sposób konstruowania gmachów sądowych wyraźnie wskazują miejsce sędziego i obywatela czy adwokata. Zamknięte strefy dla sędziów, osobne korytarze i wejścia na sale rozpraw, klamki magnetyczne umożliwiające blokowanie sali po wywołaniu rozprawy, zamknięte sekretariaty zastąpione jednym biurem obsługi interesanta, konieczność zamawiania akt sądowych, wiecznie zajęte linie telefoniczne, parkingi wyłącznie dla sędziów. To tylko niektóre przykłady musztrowania obywatela, który za możliwość realizacji konstytucyjnego prawa do sądu płaci 5 proc. wartości dochodzonego roszczenia w każdej instancji. W zamian odpowiada na stojąco do sądu epatującego władczością i dostaje uzasadnienie napisane hermetycznym językiem, często metodą kopiuj – wklej, o budowie uniwersalnej, bo pasującej do każdej sprawy. To tylko niektóre z mankamentów wymagających naprawy z perspektywy obywatelskiego prawa do sądu.
Ale tych wątpliwości nikt w debacie publicznej nie artykułuje. Bo kluczem do reformy ma być polityczne wyłanianie i dyscyplinowanie sędziów. Łatwo dostrzec na przykładzie TK, jakie są skutki takiego podejścia. Spoglądając na ostatnie polskie doświadczenia, z zazdrością obserwujemy sposób wyboru sędziów Sądu Najwyższego w USA i federalnych sądów niższych instancji, gdzie kryteria merytoryczne i ocena formacji intelektualnej, światopoglądowej oraz etycznej kandydata odgrywają pierwszoplanową rolę. Wybór dokonuje się w oparciu o współdziałanie niezależnych i kontrolujących się władz, z poszanowaniem decydującego znaczenia kryteriów fachowości, ale bez fałszywego założenia, że sędzia pozbawiony jest poglądów, ocen i przekonań, wpływających na sposób rozumienia prawa, a pośrednio – na rozstrzygnięcia. Gdzie wybór jest transparentny, w publicznej debacie, uwzględniającej stanowiska i oceny profesjonalnych środowisk prawniczych, a kandydat nie może odmówić poddania się procedurze weryfikacyjnej, np. realizowanej przez amerykańskie stowarzyszenie adwokatów. Gdzie nie można przedstawić kandydatury niespełniającej najwyższych merytorycznych standardów.
Takiego podejścia projektowana reforma nawet nie bierze pod uwagę. Nie sposób dostrzec w niej cienia myśli zmierzającej do zagwarantowania merytorycznych wyborów, opartych na zasadzie równoważenia się władz ani woli przestrzegania zasady odseparowania sądownictwa od wpływów politycznych.
Proponowane zmiany funkcjonowania KRS w niemałym stopniu godzą w zasady niezależności władzy sądowniczej, stanowiącej fundament współczesnych demokracji konstytucyjnych, w których gwarancje systemowe wymiaru sprawiedliwości to nie ideologiczna dekoracja. Służą one obywatelom, nie sędziom ani politykom. Obywatel musi wiedzieć, że rozpoznającemu jego sprawę sędziemu nic nie grozi, jeśli wyda niepopularne lub niespełniające oczekiwań polityków rozstrzygnięcie. Dlatego myśląc o mankamentach wymiaru sprawiedliwości, trzeba wiedzieć, że jego fundamentem jest orzecznicza niezawisłość i polityczna niezależność. Że polityczne podporządkowanie wymiaru sprawiedliwości zawsze godzi w ob ywateli. Że konstytucyjne ramy zapewniające równowagę władz muszą być przestrzegane. Bo gdy nie szanuje się prawa, to i na sprawiedliwość nie ma szans. Dziś, jak nigdy wcześniej od dokonania transformacji ustrojowej w 1989 r., zaufanie do organów publicznych – mocno nadszarpnięte unicestwieniem TK – uzależnione jest od zachowania politycznej neutralności i niezawisłości władzy sądowniczej.