Organizatorzy przetargów nagminnie żądają od wszystkich przedsiębiorców dokumentów, których powinni wymagać wyłącznie od zwycięzców.
Obowiązujące od lipca 2016 r. znowelizowane przepisy o zamówieniach publicznych miały odbiurokratyzować przetargi. Po to wprowadzono tzw. jednolity europejski dokument zamówienia (JEDZ), aby startujące firmy nie musiały składać wszystkich dokumentów i zaświadczeń. Do oferty miały dołączać jedynie sam JEDZ, czyli oświadczenie własne o spełnieniu warunków. Tylko zwycięzca przetargu powinien przedstawiać komplet dokumentów takich jak zaświadczenia z urzędów skarbowych i ZUS, potwierdzenie niekaralności czy zdolności kredytowej.
Tyle teoria. Praktyka bowiem bywa inna.
– Analiza specyfikacji pokazuje, że wielu zamawiających wymaga dołączenia do oferty nie tylko samego JEDZ, ale kompletu dokumentów potwierdzających spełnianie warunków przetargowych. Nie są to pojedyncze przypadki – takie sytuacje zdarzają się stosunkowo często. Zamiast zmniejszenia papierologii mamy więc do czynienia z jej zwiększeniem – zauważa Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Takie mnożenie formalności przetargowych nie ma żadnego uzasadnienia w przepisach. Mówiąc wprost – jest bezprawne. Znowelizowana ustawa – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 2164 ze zm.) pozwala zamawiającym żądać jedynie JEDZ, a w przypadku zamówień poniżej progów unijnych oświadczeń własnych wykonawców o braku podstaw do wykluczenia i spełnieniu warunków.
Z obawy przed wykluczeniem przedsiębiorcy składając oferty dołączają do nich zarówno JEDZ, jak i właściwe dokumenty, które powinni dostarczać już jedynie zwycięzcy przetargów. Wbrew pozorom stawianie im takich wymogów nie zabezpiecza jednak interesów zamawiających. Wręcz odwrotnie – nakładając dodatkowe obowiązki, muszą się liczyć z przykrymi konsekwencjami.
– Po pierwsze, wykonawcy mogą zaskarżyć wymogi niemające uzasadnienia w przepisach i z dużym prawdopodobieństwem wygrają taką sprawę przed Krajową Izbą Odwoławczą. Oznacza to dla zamawiającego nie tylko wydłużenie procedury, ale konieczność pokrycia kosztów postępowania odwoławczego – wyjaśnia dr Włodzimierz Dzierżanowski, prezes Grupy Doradczej Sienna.
– Po drugie, tak naprawdę przedsiębiorca może zwyczajnie zignorować takie nadprogramowe wymagania, a zamawiający i tak musi uwzględnić jego ofertę. Mamy bez wątpienia z czynnością sprzeczną z ustawą, ale zgodnie z art. 58 par. 3 jeżeli nieważnością dotknięta jest tylko część czynności, to reszta pozostaje w mocy – dodaje.
Jeśli więc wykonawca złoży ofertę z samym JEDZ, to zamawiający będzie musiał ją i tak uwzględnić. Gdyby bowiem wykluczył przedsiębiorcę, ten będzie miał podstawy, aby odwołać się do KIO i tam wykazać, że wymagania dotyczące dokumentów i zaświadczeń składanych na potwierdzenie spełnienia warunków były zwyczajnie nieważne.
Jest jedna tylko podstawa prawna pozwalająca zamawiającym żądać od wykonawców wszystkich lub niektórych dokumentów – art. 26 ust. 2f ustawy p.z.p. Wolno to jednak zrobić tylko w przypadku, gdy jest to „niezbędne do zapewnienia odpowiedniego przebiegu postępowania o udzielenie zamówienia”. Przy czym to organizator przetargu powinien wówczas dysponować argumentami potwierdzającymi szczególne okoliczności, dla których sięgnął po ten przepis.