Pan sędzia wskazał, że będzie „ignorować te wyroki TK, które zostaną wydane w składzie sprzecznym z konstytucją oraz dotychczasowym orzecznictwem sądu konstytucyjnego”. Nie musiał długo czekać na ripostę równie wyrafinowaną: od ministra sprawiedliwości usłyszał, że sędziom, którzy nie podporządkują się wyrokom wydanym przez obecny skład TK, grozi „odpowiedzialność dyscyplinarna i konsekwencje związane z nieprzestrzeganiem przepisów prawa, które jasno mówią, że sądy i poszczególni sędziowie są zobowiązani stosować się do obowiązującego w Polsce prawa”. W odpowiedzi przedstawiciel Iustitii rzekł, że on i minister sprawiedliwości różnie pojmują prawo oraz że każdy sędzia będzie musiał sam rozstrzygnąć, jakie prawo obowiązuje. Naprawdę chcielibyśmy, aby dyskusja prawnicza toczyła się w Polsce w nieco inny sposób. Zwłaszcza, by niektórzy sędziowie pomyśleli, zanim coś powiedzą publicznie.
Wszyscy dostrzegamy wadliwy, niezgodny z konstytucją i orzecznictwem konstytucyjnym wybór sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Faktem jest, że w TK zasiadają dziś osoby powołane niezasadnie. To powinno znaleźć wyraźne odzwierciedlenie w uzasadnieniach orzeczeń TK lub zdań odrębnych. Faktem też jest, że jeśli orzeczenia derogacyjne tak obsadzonego trybunału zostaną opublikowane w Dzienniku Ustaw, to uchylenie zakwestionowanych przepisów uzyska walor obowiązującego prawa. Skutek derogacyjny wynika z ogłoszenia wyroku TK we właściwym trybie. Żaden sędzia nie ma kompetencji, by uczynić podstawą swego rozstrzygnięcia przepis, którego utrata mocy obowiązującej jest konsekwencją publikacji orzeczenia trybunału w Dzienniku Ustaw. Tu nawet nie może zostać zastosowana koncepcja Gustawa Radbrucha akcentująca brak obowiązku podporządkowania się niesłusznemu prawu, które narusza podstawowe zasady moralne, bo prawo właśnie zostało derogowane i po prostu go nie ma. To aż tyle i tylko tyle. Bo w takiej sytuacji sąd powszechny może oprzeć swe rozstrzygnięcie bezpośrednio na normie konstytucyjnej.
Wyroki stwierdzające niekonstytucyjność przepisu i usuwające go z systemu prawa to jednak tylko jedna z kategorii orzeczeń wydawanych przez TK. Przełamanie domniemania konstytucyjności możliwe jest także w inny sposób aniżeli przez formalną derogację normy w następstwie promulgacji wyroku TK w Dzienniku Ustaw (wyrok TK z 13 marca 2007 r., K 8/07). W szczególności domniemanie konstytucyjności wzrusza niepublikowane negatywne orzeczenie TK, które uznaje kontrolowany przepis za naruszający konstytucję (choć jeszcze nie deroguje go z systemu). Taki wyrok TK otwiera drogę sądom powszechnym i administracyjnym do odmowy stosowania tego przepisu w indywidualnych postępowaniach. Trzeba też dostrzec, że Trybunał Konstytucyjny wydaje orzeczenia interpretacyjne i zakresowe, które nie prowadzą do derogacji przepisu ustawowego, lecz wskazują właściwy, zgodny z konstytucją sposób jego wykładni. Te orzeczenia nie są jednak prawem i wiążą mocą argumentacji i autorytetu TK. To samo dotyczy uzasadnień orzeczeń pozytywnych (uznających zgodność normy z konstytucją).
Funkcjonujący w Polsce system prawa opiera się na zasadzie nadrzędności i bezpośredniego stosowania konstytucji (art. 8 ust. 1 i 2 konstytucji) oraz na skorelowanym z nimi domniemaniu konstytucyjności ustaw, a także na wyłącznej derogacyjnej kompetencji TK. Wynika z tego, że każdy sąd powszechny i administracyjny – jako podmiot zobowiązany do bezpośredniego stosowania konstytucji – ma obowiązek samodzielnie dokonywać prokonstytucyjnej wykładni, czyli takiej interpretacji aktu normatywnego, która – w realiach konkretnej sprawy – doprowadzi do rezultatu zgodnego z konstytucją. Gdy jednak próby sądowej wykładni nie doprowadzą do uzgodnienia treści normy ustawowej z normą konstytucyjną, sąd może postąpić dwojako. Po pierwsze, na podstawie przepisu art. 193 konstytucji może przedstawić TK pytanie prawne dotyczące zgodności aktu normatywnego z konstytucją. Po wtóre, może samodzielnie odmówić zastosowania niekonstytucyjnego przepisu ustawy i rozstrzygnąć sprawę, bezpośrednio stosując przepisy konstytucji (tak m.in.: wyroki SN z 17 marca 2016 r., sygn. akt V CSK 413/15, z 7 kwietnia 1998 r., sygn. akt I PKN 90/98, z 26 września 2000 r., sygn. akt III CKN 1089/00, uchwała NSA z 12 października 1998 r., sygn. akt OPS 5/98; wyrok NSA z 9 października 1998 r., sygn. akt II SA 1246/98). Decyzja sądu powinna zależeć od przekonania składu orzekającego co do: (1 sprzeczności normy ustawowej z normą konstytucyjną, (2 wpływu owej sprzeczności na kształt rozstrzygnięcia w indywidualnej sprawie. Przekonanie sądu, że w następstwie zastosowania sprzecznej z konstytucją normy ustawowej wyda on orzeczenie niesprawiedliwe i naruszające konstytucyjne gwarancje, pozwala mu odmówić zastosowania tej normy ustawowej i rozstrzygnąć sprawę na podstawie konstytucji. Natomiast wobec braku takiego przekonania sąd powinien wystąpić do TK z pytaniem prawnym w celu wyjaśnienia potencjalnej sprzeczności (chyba że TK byłby z przyczyn prawnych lub faktycznych niezdolny do rozstrzygnięcia problemu sprzeczności w rozsądnym czasie). Ewentualne błędy sądów na gruncie bezpośredniego stosowania przepisów konstytucji podlegają korekcie w toku kontroli instancyjnej, aż po kontrolę SN i NSA, z uwzględnieniem wszystkich słusznych orzeczeń TK.
Co sądy mogą zrobić, co jest ich obowiązkiem i za co nie grozi sędziom żadna odpowiedzialność, jest w świetle powyższego zupełnie oczywiste. Sądy wymierzają sprawiedliwość w indywidualnych sprawach i powinny dążyć do ich rozstrzygnięcia w sposób słuszny, zgodny z konstytucją i z niesprzecznym z nią prawem. Warto jednak dostrzegać różnicę pomiędzy prawniczą finezją a bezrefleksyjnym nieposłuszeństwem. Wolelibyśmy, by przedstawiciele zawodu mającego być „koroną zawodów prawniczych” kierowali się raczej tą pierwszą. Drugą zostawmy w podstawówce. Tej sprzed reformy.