Prezes Sądu Apelacyjnego w Krakowie Krzysztof Sobierajski złożył dymisję. Decyzja ta ma związek z piątkowym komunikatem, w którym resort sprawiedliwości poinformował, że minister zarządził natychmiastowe odsunięcie go od czynności służbowych, a także wystąpił do Krajowej Rady Sądownictwa o jego odwołanie.
Pretekstem były prowadzone przez rzeszowską prokuraturę oraz CBA postępowania dotyczące korupcji oraz wyłudzenia ok. 10 mln zł, do czego miało dojść w krakowskim sądzie.
Komunikat wywołał poruszenie wśród sędziów. Padały w nim bowiem takie stwierdzenia, jak: „Zgromadzony przez prokuraturę i CBA materiał dowodowy, (...), w najwyższym stopniu poddaje w wątpliwość uczciwość i kwalifikacje zawodowe pana Krzysztofa Sobierajskiego do pełnienia dotychczasowej funkcji”. – Tak się nie pisze. Zwłaszcza że prezes SA nie usłyszał jakichkolwiek zarzutów, nie został nawet przesłuchany – mówi jeden z krakowskich sędziów.
Zwraca na to uwagę sam Sobierajski. W wydanym oświadczeniu pisze bowiem: „Pod moim adresem publicznie kierowane są ciężkie oskarżenia, ale w oficjalnych komunikatach Ministerstwa Sprawiedliwości, Prokuratury Krajowej, Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie oraz Centralnego Biura Antykorupcyjnego nie podaje się żadnych konkretnych faktów, do których mógłbym się odnieść”.
Cała sprawa budzi emocje także dlatego, że od 2013 r. w sądach obowiązuje tzw. menadżerski sposób zarządzania. Zgodnie z nim prezesi nie mają praktycznie nic do powiedzenia w kwestii finansów sądów. Te bowiem należą do wyłącznej kompetencji dyrektorów. Prawo o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 133 ze zm.) mówi wprost, że prezes nie może wydawać dyrektorowi poleceń dotyczących m.in. gospodarowania mieniem Skarbu Państwa. Co więcej, dyrektor SA podlega bezpośrednio ministrowi sprawiedliwości. – To oznacza, że nie wszystko, co złe, działo się w Krakowie. Bardzo jednak wątpię, by zostały wyciągnięte jakiekolwiek konsekwencje wobec osób, które w MS są odpowiedzialne za nadzorowanie działań dyrektorów – mówi krakowski sędzia.
W odpowiedzi na te zarzuty resort przypomina, że dotychczasowe sprawozdania, informacje i raporty przedstawiane ministrowi przez kierownictwo SA w Krakowie nie tylko nie wykazywały nieprawidłowości, ale pozytywnie oceniały pracę dyrektora sądu. – Dopiero wdrożenie przez resort centralnego systemu rachunkowo-kadrowego pozwoliło na bezpośredni dostęp do danych finansowych sądów i dokumentów źródłowych. Wcześniej resort nie miał możliwości bezpośredniego zidentyfikowania ewentualnych nieprawidłowości – tłumaczy Wioletta Olszewska z MS.
Ministerstwo przeanalizowało i zweryfikowało zawarte w systemie dane dotyczące płatności za usługi zewnętrzne dokonywane przez SA w Krakowie w latach 2014–2016. I dopiero na tej podstawie nabrało wątpliwości co do gospodarności sądu.
Działania resortu są jednak źle oceniane także dlatego, że w przekazach kierowanych do mediów przemilcza fakt, iż szef krakowskiej jednostki już pięć dni po otrzymaniu z MS informacji o nieprawidłowościach w działaniach dyrektora, zawnioskował do ministra o jego odwołanie. Część sędziów uznała, że cała ta sytuacja miała na celu postawienie KRS w sytuacji bez wyjścia. – Gdyby KRS postąpiła zgodnie z żądaniem ministra Ziobry i odwołała prezesa, nie zapoznając się z żadnymi materiałami, ani nawet nie mając wiedzy, co się mu zarzuca, skompromitowałaby się w oczach sędziów. Z drugiej strony, gdyby odmówiła, minister Ziobro mógłby mówić o „sędziowskim spisku”, „kryciu swoich” itp. – zauważa jeden z sędziów. Tak czy siak byłby to doskonały przyczynek do tego, aby wrócić z projektem nowelizacji ustawy o KRS, która zakłada przerwanie kadencji obecnych członków.
– Być może więc decyzja Sobierajskiego pokrzyżowała Ziobrze plany – kwituje sędzia. Sam zainteresowany uważa, że działania MS to jedynie pretekst do „kolejnego zamachu na niezależne sądownictwo”.