Komentarz tygodnia
Chciałoby się rzec, że w wyniku dopalaczowej rewolucji obalono króla dopalaczy, ale jak pokazują wydarzenia ostatnich dni – władza sądownicza nie zniszczyła monarchy. Zaskoczony tym obrotem spraw jest m.in. minister sprawiedliwości, który poprosił już „w ramach nadzoru administracyjnego nad sądami powszechnymi” o więcej szczegółów. I je otrzymał od prezesa właściwego sądu: „takie prawo uchwaliliście, to teraz my je musimy stosować”.
Chodzi oczywiście o zamieszanie wokół osadzenia jegomościa, który – zdaniem śledczych – odpowiada za otrucie wielu osób. Sąd stwierdził, że nie ma podstaw, by sięgać po tymczasowe aresztowanie. Politycy z kolei uważają, że jak najbardziej są.
Nie ma się jednak czemu dziwić. Parlamentarzyści uważają się za trybunów ludowych, a lud chce osądzać szybko i bez wdawania się w niuanse. Ale właśnie po to, by nie przesadzić z upraszczaniem procedur przy pozbawianiu ludzi wolności, mamy prokuratury i sądy.
Traktujemy je jednak instrumentalnie. Gdy ich decyzje nam się podobają, powołujemy się na nie oraz wspominamy o niezależności, niezawisłości i profesjonalizmie. Jeżeli jednak nie zgadzamy się ze stanowiskiem sędziego, podważamy jego autorytet i przekonujemy lud, że co prawda my pamiętamy o sprawiedliwości, ale niektórzy (patrz: sędziowie) o niej zapominają.
Ja z wieloma sędziowskimi orzeczeniami czy decyzjami prokuratorów się nie zgadzam, ale nie robię z tego powodu szopki. Może dlatego, że nie walczę o głosy wyborców? Warto się przy okazji zastanowić, do czego nawołują dziś politycy. Chcą, aby sędziowie związani ze sprawą dopalaczy tłumaczyli się przed społeczeństwem. A może idźmy dalej i wprowadźmy sprawiedliwość ludową? Sędzia będzie siadał przed kamerką internetową, referował w czym rzecz, a ludzie za pomocą SMS-ów zdecydują o losie podsądnego. Wtedy żaden polityk nie odważyłby się krytykować. Wszyscy na każdym kroku by podkreślali, że nareszcie nastała sprawiedliwość. Bo jak się nie zgadzać z głosem ludu?