Dobiegają końca prace nad unijną dyrektywą w sprawie zwalczania terroryzmu. Kierunek przepisów świadczy o tym, że UE traktuje sprawę poważnie. Niektórzy eksperci wskazują na zagrożenie dla praw człowieka
O porozumieniu w sprawie nowej dyrektywy, nad którą prace trwają od ponad roku, jako pierwszy poinformował portal EU Observer. Autor tekstu podkreśla zagrożenie, jakie nowe przepisy niosą dla swobód obywatelskich. Chodzi o definicje wykorzystanych w niej terminów, przede wszystkim działalności terrorystycznej. Jak pisze EU Observer, jest ona tak szeroka, że – w zależności od interpretacji – mieści się w niej nie tylko terroryzm, ale też działania aktywistów politycznych. Portal wyraża obawę, że otworzy to możliwość łamania swobód obywatelskich.
Nad dyrektywą pracowali europosłowie z Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych; wśród nich jest m.in. były minister administracji i cyfryzacji Michał Boni. Europoseł mówi DGP, że większość prac nad dyrektywą w ostatnim czasie polegała na uszczegóławianiu i precyzowaniu jej zapisów, zwłaszcza związanych z cyberprzestępczością. Chodziło o to, żeby oddzielić zwykłe przestępstwa w sieci – nawet takie, które powodują wymierne straty finansowe, ale nie są związane z terroryzmem – od takich, które wspierają cyberterroryzm.
– Wprowadzone zostały istotne zmiany związane z karalnością całego zestawu przestępstw, które nie są same w sobie działaniami terrorystycznymi, ale które takie działania mogą wspierać, tj. tworzenie portali, platform do współfinansowania terroryzmu czy pozwalających na kontaktowanie się ze sobą uczestników siatek terrorystycznych. Co ważne, kary za takie działania powinny być zbliżone do tych za terroryzm. Pod tym względem dyrektywa idzie dalej niż większość prawnych rozwiązań w poszczególnych krajach, gdzie nawet jeżeli jest to opisane, to mgliście. Tutaj ma to być jasno wskazane – mówi Boni.
Dyrektywa dotyka również problemu wyjazdów zagranicznych celem prowadzenia działalności terrorystycznej w innym kraju. Problem ten stał się szczególnie widoczny przy okazji podróży Europejczyków na tereny kontrolowane przez Państwo Islamskie, gdzie potem wstępowali w szeregi organizacji. Pod tym względem wprowadzenie dyrektywy nie będzie dla polskiego prawa czymś nowym; odpowiednie przepisy zawiera uchwalona w lipcu nasza ustawa antyterrorystyczna.
Problematyczna jest jednak kwestia definicji samego terroryzmu. Publicznie dostępna wersja dyrektywy z grudnia ub.r. zawiera bardzo podobną do zawartej w polskim kodeksie karnym. Próbę znowelizowania tego przepisu zawierała jedna z wersji ustawy antyterrorystycznej, gdzie definicja ta została znacząco rozszerzona. Zgodnie z nią pula czynów kwalifikujących się jako akty terroru objęłaby m.in. czynną napaść lub znieważenie prezydenta RP, wywieranie wpływu na czynności urzędowe organu administracji rządowej czy zmuszanie funkcjonariusza publicznego do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej. Ostatecznie jednak tego rozwiązania nie przyjęto.
– Nie mam poczucia, że to jakieś szczególnie ostre prawo, wykraczające poza rozwiązania narodowe. Nawet polska ustawa w kwestiach związanych z inwigilacją obywateli poszła dalej – dodaje Boni.
Do prowadzenia prac nad dyrektywą zobowiązała Brukselę rezolucja Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych z końca 2014 r., która wzywała do doprecyzowania przepisów dotyczących bezpieczeństwa ze szczególnym uwzględnieniem nowych zjawisk w terroryzmie, takich jak wyjazdy zagraniczne czy szerokie korzystanie z mediów społecznościowych do propagowania i werbunku bojowników. Obydwa zjawiska nasiliły się wraz z sukcesami ISIS.
Dokument stanowi zresztą tylko jeden z elementów walki z terrorem z poziomu Brukseli. Innym jest chociażby dyrektywa w sprawie danych pasażerów linii lotniczych, obligujących przewoźników do przekazywania krajowym organom danych pasażerów wszystkich lotów z krajów trzecich do UE i odwrotnie. Jak mówi Piotr Niemczyk, ekspert ds. bezpieczeństwa, do dopracowania pozostaje wiele szczegółów prawnych w zakresie współpracy między służbami z całej Unii. Pokazał to wyrok niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego z kwietnia br., w którym sędziowie stwierdzili, że wymiana informacji o osobach podejrzanych o terroryzm nie może zachodzić z krajami, którym zarzuca się łamanie praw człowieka. Trybunał orzekł też, że nawet terroryzm nie uzasadnia głębokiej inwigilacji obywateli. – Ten wyrok jest bardzo istotny, bo jaką dane państwo członkowskie ma gwarancję, że inny kraj nie przekaże takich informacji państwu łamiącemu prawa człowieka – co jest istotne zwłaszcza z punktu widzenia współpracy z krajami arabskimi. Z innych zagadnień nie wiadomo również, co zrobić z danymi medycznymi, bowiem wielu terrorystów znajdowało się wcześniej pod opieką psychologiczną z powodu problemów z agresją. Otwarte pozostaje pytanie, jak dalece posunąć się w gromadzeniu informacji o ludziach – mówi ekspert.
Ostateczny kształt dyrektywy może się jeszcze zmienić przed grudniowymi głosowaniami.
5 tys. na tyle oceniana jest liczba obywateli krajów UE, którzy wyjechali walczyć w szeregach ISIS
30 proc. szacowany odsetek powrotów
13 lat miała najmłodsza dziewczyna, która próbowała przedostać się z Niemiec do Syrii

ROZMOWA

Od prewencji do pomocy ofiarom, czyli kompleksowość warta uznania
Katarzyna Szymielewicz, współzałożycielka i prezeska fundacji Panoptykon monitorującej kwestie praw człowieka
Jak duże zmiany w porównaniu do krajowych przepisów wprowadzać będzie nowa dyrektywa antyterrorystyczna?
Nie sądzę, by pod wpływem tej dyrektywy pojawiła się potrzeba przepisywania lokalnego ustawodawstwa. Ma ona raczej ogólny, kierunkowy charakter. Z drugiej strony, ta elastyczność i ogólność może zostać łatwo wykorzystana przez państwa do poszerzenia uprawnień rozmaitych organów, szczególnie w sferze działań prewencyjnych. W Polsce takie myślenie już się pojawiło i znalazło swój wyraz m.in. w ustawie antyterrorystycznej, która niebezpiecznie poszerza uprawnienia służb w stosunku do cudzoziemców. W przeciwieństwie do naszej ustawy antyterrorystycznej uzasadnienie dyrektywy jest dość sensowne: odwołuje się do międzynarodowego zasięgu terroryzmu, podkreśla, że to nie jest problem pojedynczych państw, że terroryści poruszają się po całej UE, że ich finansowanie również przekracza granice. Działania prewencyjne też muszą być ponadgraniczne. Ale tu pojawia się kluczowa wątpliwość: czy Unia ma dobry, wspólny pomysł na takie działania? Z treści dyrektywy można raczej wyczytać kierunki i obszary, w których Unia oczekuje działań na poziomie poszczególnych państw. Nie znajdziemy tam wielu konkretnych środków ani też konkretnych gwarancji, które powinny chronić niewinnych ludzi przed nadużyciami i błędami.
W ramach prac nad dyrektywą wzmocnione ma być ściganie nie tylko aktów terrorystycznych, ale i działań wspierających terroryzm, jak choćby funkcjonowanie stron, serwisów pozwalających na kontaktowanie się ze sobą osób zamieszanych w terroryzm.
Takie mechanizmy już mamy w polskim prawie i to w dość radykalnej formie, bo przecież ustawa antyterrorystyczna pozwala np. na blokowanie treści. W tym kontekście niepokoi mnie, jak te kierunkowe wskazania z dyrektywy będą realizować poszczególne państwa. Pozytywnie oceniam to, że dyrektywa proponuje wielopłaszczyznowe podejście do problemu terroryzmu, począwszy od działań prewencyjnych, aż po zapewnienie kompleksowej pomocy ofiarom terroryzmu, i to nie tylko w wymiarze materialnym czy prawnym, ale także w formie wsparcia psychologicznego. Za to brakuje mi zastrzeżenia, że te wszystkie działania muszą uwzględniać standardy ochrony praw człowieka; że walka z terroryzmem nie może przekraczać pewnych granic.