- Racjonalny ustawodawca odnosi się do spółek, w których Skarb Państwa ma rzeczywistą władzę, a nie ponad połowę wszystkich akcji - mówi w wywiadzie dla DGP prof. zw. dr hab. Andrzej Kidyba, kierownik Katedry Prawa.
prof. zw. dr hab. Andrzej Kidyba, kierownik Katedry Prawa Gospodarczego i Handlowego na UMCS / Media



Tak zwana ustawa kominowa zabrania zasiadania jednej osobie w więcej niż jednej radzie nadzorczej spółki, w której Skarb Państwa lub władze samorządowe, mają więcej niż połowę akcji. Jak Pan interpretuje ten przepis?

Na ten problem można spojrzeć trochę inaczej niż to tradycyjnie się czyni. Ustawodawca w art. 1 pkt. 7 wyraźnie stwierdził, że przepis dotyczy spółek, w których „udział Skarbu Państwa przekracza 50 proc. kapitału zakładowego lub 50 proc. liczby udziałów lub akcji”. Analogicznie brzmią przepisy w odniesieniu do jednostek samorządu terytorialnego. W ustawie użyta jest alternatywa łączna „lub”. W zestawieniu z dwoma kryteriami, jakimi jest udział w kapitale zakładowym oraz liczba akcji, budzi to wątpliwości.

Dlaczego?

Z tego powodu, że akcje nie mogą być obejmowane poniżej wartości nominalnej, a wartość kapitału zakładowego stanowi, co do zasady, iloczyn wartości nominalnej i liczby akcji. Czyli nie można mieć udziału w kapitale zakładowym inaczej niż poprzez przysługujące danemu wspólnikowi uprawnienia udziałowe. I odwrotnie – nie można posiadać akcji, nie dysponując jednocześnie stosownym udziałem w kapitale zakładowym. Czyli w świetle powyższego wywodu nie może wystąpić sytuacja, w której podmiot posiada więcej niż połowę udziału w kapitale zakładowym i jednocześnie posiada mniej niż 50 proc. liczby akcji.

To oczywiste. Czy wynika z tego coś dla tej konkretnej regulacji?

Skoro jednak ustawodawca wskazał na dwa alternatywne kryteria oznacza to, że miał na uwadze nie tylko formalną liczbę akcji – w takiej sytuacji wystarczyło wskazać jedno kryterium – ale także uprawnienia głosowe związane z tymi akcjami. Łatwo przecież wyobrazić sobie sytuację, w której można mieć ponad połowę kapitału zakładowego, ale nie mieć większości głosów w ich ogólnej liczbie. Możemy mieć akcje nieme, akcje mogą mieć zredukowane prawo do głosu, a także prawo do wykonywania głosu może być zawieszone. Ale jednocześnie mamy możliwość wywierania decydującego wpływu na działanie spółki, nawet jeśli nasz udział w kapitale zakładowym, a zatem i w ogólnej liczbie akcji, jest mniejszy niż 50 proc. Mogą występować sytuacje o których wspomnieliśmy już powyżej, możemy także mieć akcje uprzywilejowane co do głosu.

W przypadku spółek giełdowych dochodzi też rozproszenie akcjonariatu.

Tak. Część akcjonariuszy nie pojawia się na walnych zgromadzeniach, tymczasem co do zasady uchwały na nich zapadają większością głosów obecnych. O najważniejszych sprawach spółki nie decydują posiadacze ponad połowy akcji czy kapitału zakładowego, ale akcjonariusze dysponujący ponad polową głosów na walnym zgromadzeniu. Przepisy kodeksu spółek handlowych dotyczące spółki dominującej odnoszą się właśnie do liczby głosów na walnym zgromadzeniu. W związku z tym, jeżeli określony wspólnik lub akcjonariusz nie dysponując udziałem przekraczającym połowę kapitału, wywiera na spółkę dominujący wpływ za pośrednictwem liczby głosów, jaką dysponuje na walnym zgromadzeniu, należy uznać go za dysponującego ponad połową liczby akcji w rozumieniu tego przepisu, o którym rozmawiamy. Inna interpretacja jest sprzeczna z sensem tej normy oraz założeniem racjonalnego ustawodawcy. Prowadziłaby do absurdalnej konkluzji, że ustawodawca wskazuje jako alternatywę dwa takie same kryteria.

Na jakiej podstawie zatem możemy stwierdzić, których spółek dotyczą ograniczenie związane z zasiadaniem w radach nadzorczych?

Analizując walne zgromadzenia. Można bez trudu wskazać giełdowe spółki, w których Skarb Państwa ma nieco ponad jedną trzecią akcji, ale jednocześnie na walnym zgromadzeniu dysponuje około 70 proc. głosów. Racjonalny ustawodawca odnosi się do sytuacji takich właśnie spółek, w których Skarb Państwa lub samorząd ma rzeczywistą władzę, a nie – czytając przepis wprost – posiada ponad połowę wszystkich akcji.

Ale taka interpretacja może prowadzić do absurdalnych sytuacji, w których w jednym roku spółka będzie podległa ustawie, bo Skarb Państwa będzie miał ponad połowę głosów na walnym, a w kolejnym roku z pod działania ustawy będzie wyłączona, bo mniejszościowi akcjonariusze się zmobilizują, przyjdą niemal wszyscy na walne i państwo straci kontrolę nad firmą.

Dlatego trzeba przeanalizować sytuację z kilku kolejnych walnych, na przykład z trzech lat. I policzyć średni udział Skarbu Państwa w ilości głosów. Praktyka walnych zgromadzeń spółek giełdowych, w których Skarb Państwa jest wspólnikiem z największą liczbą głosów, ale nie większościowym udziałowcem pokazuje, że jego przewaga w ilości głosów nad pozostałymi akcjonariuszami jest bardo stabilna i z roku na rok się praktycznie nie zmienia. Przyjmując taką interpretację przepisów ograniczenie zasiadania w radach nadzorczych odnosiłoby się do tych, którzy rzeczywiście kontrolują spółkę. Przecież właśnie o to chodziło ustawodawcy.

Taka interpretacja ustawy zmuszałaby Skarb Państwa to gruntownej przebudowy organów nadzorczych, bo przykładów osób, które korzystając z dosłownej interpretacji ustawy i zasiadają przynajmniej w dwóch radach firm, nad którymi państwo ma rzeczywistą władzę są dziesiątki.

Moim zdaniem rewizja takich sytuacji jest konieczna, bo w przypadku zasiadania w więcej niż jednej radzie nadzorczej mamy do czynienia ze złamaniem przepisów prawa. Ta sama ustawa przewiduje, że konsekwencją nieprzestrzegania przepisów jest rozwiązanie organów nadzorczych z mocy prawa. Ktoś może powiedzieć, że to poważna sankcja, a jej konsekwencje mogą być bardzo istotne. Ale ten przepis nie wymaga akurat żadnego komentarza, ani interpretacji. Prawo przewiduje wprost: rada nadzorcza ulega rozwiązaniu. Nikt tego do tej pory nie zastosował, a przecież przykłady podwójnego zasiadania w radach nadzorczych można wskazać. Można czasem odnieść wrażenie, że nikt tego nie kontroluje. Wygodniej jest udawać, że ustawa odnosi się do spółek, w których państwo ma ponad 50 proc. akcji. To jest relatywizacja prawa.

Czy to oznacza, że wszystkie decyzje podjęte przez radą nadzorczą, w której zasiada osoba lub osoby powołane z naruszeniem ustawy, są nieważne? Na przykład o wyborze zarządu, który podejmuje kluczowe dla funkcjonowania firmy decyzje?

To zależy. Jeśli mielibyśmy do czynienia z sytuacją, w której wszyscy członkowie rady powołani zostali z naruszeniem prawa, to w takiej sytuacji konsekwencje są oczywiste. Decyzje są nieważne. Ale jeśli na przykład jeden z członków został powołany niezgodnie z przepisami, to wtedy należałoby przeanalizować uchwała po uchwale decyzje rady nadzorczej z punktu widzenia jego uczestnictwa. Natomiast w sytuacjach, gdy głosując nie wpływał na wynik głosowania można by, stosując życzliwą interpretację, utrzymać w mocy.

A jeśli statut spółki mówi, że rada nadzorcza liczy pięciu członków i jeden z nich jest powołany z naruszeniem tzw. ustawy kominowej?

Wtedy rzeczywiście będzie problem z usankcjonowaniem decyzji takiego organu. Zgodnie z art. 42KC jeśli osoba prawna nie może prowadzić swoich spraw z braku powołanych do tego organów, a dotyczy to także organów niekompletnych, to w takiej sytuacji sąd powołuje kuratora. Ale bardzo często jest tak, że statut spółki określa liczbę członków rad nadzorczych widełkowo, więc zapewne w większości wypadków będzie można obronić podjęte uchwały, jeśli skład mieści się w widełkach.

Co zatem należałoby robić, żeby uporządkować kwestie zasiadania w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa?

Spółki, o których rozmawiamy mają z reguły bardzo mocno rozbudowane struktury prawne. Ich zadaniem powinno być ustalenie listy osób, które zasiadają w więcej niż jednej radzie nadzorczej i przeanalizowanie wszystkich uchwał podjętych z ich udziałem. Pamiętajmy o jeszcze jednej kwestii – tryb zaskarżania uchwał walnego zgromadzenie reguluje kodeks spółek handlowych. W przypadku decyzji zarządu i rady nadzorczej zastosowanie ma art. 189 kpc. Nie ma wyznaczonego kręgu podmiotów, które mogą podnosić wadliwość ich uchwał. To oznacza, że na mocy kodeksu postępowania cywilnego może to zrobić każdy, kto ma interes prawny. I nie ma tutaj wyznaczonych żadnych terminów do wniesienia powództwa. Możemy się liczyć z tym, że ktoś za jakiś czas w stosunku do zarządu czy rady nadzorczej powoła się na artykuł 189 kpc i wniesie stosowne powództwo, a w konsekwencji sąd uzna, że podjęte uchwały są nieważne.

Na przykład dotyczące wielomilionowych kontraktów, co rozumiem, że otwiera drogę to dochodzenia odszkodowania

Chociażby.

Prawnicy różnie interpretują przepisy tzw. ustawy kominowej i kwestię podwójnego zasiadania w radach nadzorczych. Skoro tak, to może ustawę należałoby doprecyzować?

Z pewnością. Ona została napisana 16 lat temu, w innej rzeczywistości. Nie było jeszcze na przykład kodeksu spółek handlowych. Ustawodawca zajmował się niedawno tzw. ustawą kominową tylko w kontekście finansowym i w efekcie tych prac mamy nowe przepisy regulujące wynagrodzenia managerów w spółkach z udziałem Skarbu Państwa. Ale kwestia zasiadania w radach nadzorczych została pominięta mimo, że ten problem jest znany od lat. To nienajlepiej świadczy o ustawodawcy, że nie zajął się tzw. ustawą kominową całościowo, a jedynie jej wycinkiem.

Możemy jednak założyć, że w sektorze publicznym pracuje wielu kompetentnych ludzi, którzy – tak jak jest to w sektorze prywatnym – mogą zasiadać w wielu organach nadzoru. Czy od zasady jednej rady nie powinno być wyjątków?

Jak są wyjątki, to przestajemy mówić o zasadzie. Bałbym się takich sytuacji, bo przecież wiemy, że zdarzają się powołania do rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa osób, nie spełniających kryteriów wykształcenia czy kwalifikacji. Nawet gdybyśmy pominęli cały ten wywód i rzeczywiście wzięli pod uwagę jedynie te spółki, w których Skarb Państwa ma więcej niż 50 proc. akcji lub udziału w kapitale zakładowym, to nawet wtedy zdarzą się przypadki podwójnego zasiadania w radach nadzorczych. Gdybyśmy byli państwem, w którym istnieją mechanizmy samokontroli, to takie ograniczenia dotyczące liczby obsadzanych rad nadzorczych nie byłyby potrzebne. Ale takie mechanizmy funkcjonują tylko w sektorze prywatnym. Jesteśmy też krajem, w którym udział własności państwowej w gospodarce należy do najwyższych w grupie państw OECD. Dlatego przepisy ograniczające możliwość kumulacji władzy w wąskim kręgu osób są konieczne. Z patologiami w obsadzaniu stanowisk w spółkach Skarbu Państwa mamy do czynienia od wielu lat, teraz uwagę zwraca jedynie skala tego zjawiska.

Ile spółek obejmuje kominówka
Podział stanowisk w spółkach kontrolowanych przez Skarb Państwa, w szczególności obsadzanie rad nadzorczych firm, nad którymi kontrolę sprawuje państwo, budzi w ostatnich tygodniach wiele emocji. Tak zwana ustawa kominowa z 2000 r. zabrania zasiadania jednej osobie w więcej niż jednym organie nadzorczym podmiotów, w których Skarb Państw lub jednostka samorządu terytorialnego posiada więcej niż 50 proc. akcji. Taka regulacja miała zapobiec skupieniu władzy nad firmami w rękach wąskiej grupy osób. Ale w praktyce nie działa, bo dosłowne zastosowanie tej reguły powoduje, że spod działania ustawy wyjęte są przedsiębiorstwa, nad którymi Skarb Państwa ma rzeczywistą kontrolę, choć nie posiada większości akcji. Tak jest na przykład w PKO BP, KGHM czy Grupie Azoty – w każdym z tych przedsiębiorstw, największym w swojej branży, Skarb Państwa ma około jednej trzeciej udziałów. Umożliwia to pojedynczym osobom zasiadanie w kilku radach nadzorczych firm – odkrytym przez nas rekordzistą był Andrzej Skałecki, zasiadający w pięciu radach nadzorczych spółek zależnych Polskiej Grupy Zbrojeniowej (obecnie jego nazwisko nie widnieje w żadnym organie nadzorczym, choć Krajowy Rejestr Sądowy jeszcze nie uwzględnia tych zmian).