Pojawiła się nadzieja na uchylenie dyskryminujących zasad opodatkowania twórców i artystów. Oby nie została zmarnowana.
Szczególne zasady opodatkowywania wynagrodzeń twórców mają w Polsce długą tradycję, bo sięgają aż 1928 r. Ich wprowadzenie wynikało ze szczególnego charakteru tych zarobków oraz dostrzegania potrzeby wyjątkowej ochrony działalności twórczej. Z punktu widzenia polityki fiskalnej jest to problem marginalny, gdyż skutki przyjęcia systemu ulg w tym zakresie są dla budżetu państwa mało znaczące ze względu na ich rozmiar.
Po II wojnie światowej utrwaliła się praktyka, zgodnie z którą połowę wysokości honorariów autorskich zaliczało się do kosztów ich uzyskania. Jednak cztery lata temu nastąpił w niej drastyczny i brzemienny w skutki wyłom. A to za sprawą noweli z 3 kwietnia 2012 r. (Dz.U. z 2012 r., poz. 361), mocą której do art. 22 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych dodano w ust. 9 pkt 3. Przesądził on, że koszty uzyskania przychodów z tytułu korzystania przez twórców z praw autorskich oblicza się „od przychodu pomniejszonego o potrącone przez płatnika w danym miesiącu składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe oraz na ubezpieczenie chorobowe”. Ponadto dodano ust. 9a, według którego „w roku podatkowym łączne koszty uzyskania przychodów nie mogą przekroczyć jednej drugiej kwoty stanowiącej górną granicę pierwszego przedziału skali podatkowej”. Czyli nie mogą być wyższe niż 42 764 zł.
Wprowadzony w ten sposób limit jest szczególnie dotkliwy dla autorów i artystów, dla których twórczość stanowi główne lub liczące się źródło utrzymania. Przyjęte rozwiązanie sztucznie wiąże wynagrodzenia z określonym okresem podatkowym, nie uwzględniając tego, że zazwyczaj są one wynikiem pracy rozłożonej w czasie, a twórcy otrzymują je nieregularnie i trudno wymierzyć pracę twórczą włożoną w powstanie utworu.
7 września 2016 r. minister kultury i dziedzictwa narodowego rozesłał do konsultacji projekt zmian w ustawie o PIT, które skutkowałyby usunięciem postanowień dyskryminujących artystów. Sama idea jest godna pochwały, gorzej ze sposobem jej realizacji. Zaproponowany tekst nowelizacji jest ujęty wadliwie i może się stać źródłem łatwych do przewidzenia konfliktów. Rzecz w tym, że nie likwiduje on w całości wprowadzonych w 2012 r. obostrzeń, lecz w dodanym ustępie 9b zawiera wyczerpujacą listę rodzajów przychodów, do których nie stosuje się ograniczeń przewidzianych w art. 22 ust. 9a. Lista jest długa, ale to wciąż tylko wyjątki. W tym kontekście szczególnego znaczenia nabiera przyjęta terminologia, bo zastosowanie metody zamkniętego wyliczenia wywołuje niebezpieczeństwo pominięcia wielu rodzajów działalności twórczej. Dlatego moim zdaniem taka metoda jest błędna, zakłada bowiem wybiórczość. Jeśli dodamy do tego konsekwencje przypadkowych przeoczeń, braku niezbędnej precyzji projektodawcy lub po prostu nieznajomości charakteru niektórych aktywności autorów, rysuje nam się czarny obraz.
Oznacza to, że publicystyka niedotycząca produkcji audiowizualnej (a przecież należy się liczyć z tym, że tak zredagowany szczególny przepis będzie poddawany wykładni ścieśniającej) pozostanie poza obszarem korzystającym z dobrodziejstwa omawianego przywileju. Jaki jest sens tego ujęcia?
Wymaga tu wyjaśnienia, że postęp techniczny pozwala na coraz powszechniejsze wykorzystywanie rezultatów twórczej działalności i kreowanie dóbr mających znamiona utworów lub artystycznych wykonań. Weźmy chociażby sferę projektowania w różnych dziedzinach gospodarki, wzornictwa przemysłowego czy badań naukowych. Dlatego stosowanie ujęcia opartego na uprzywilejowaniu ściśle (i z góry) określonych rodzajów twórczości jest rozwiązaniem z poprzedniej epoki, nieprzystającym do współczesnych realiów. Szczegółowa lektura projektowanego art. 22 ust. 9b pozwala dostrzec nie tylko tę fundamentalną metodologiczną wadę. Okazuje się bowiem, że zapis jest niekonsekwentny, a użyte w nim pojęcia są wieloznaczne i nawzajem do siebie nie przystają.
Punkt pierwszy proponowanego dodatku odnosi się do twórczości autorskiej. Przypadkowość zawartego w nim wyliczenia jest rażąca. W szczególności, z jednej strony objęto nim twórczość muzyczną, plastyczną i fotograficzną, choreograficzną, lutnictwa artystycznego, sztuki ludowej oraz dziennikarstwa, odnosząc do całości gatunków w obrębie tych dziedzin. Jest to uzasadnione. Trudno natomiast zrozumieć, dlaczego wymieniono jedynie „literaturę piękną”, zapominając o tym, że twórczość literacka jest tylko fragmentem twórczości używającej słowo jako środek wyrazu. Czy rzeczywiście celowo pominięto np. utwory naukowe, popularno-naukowe oraz bardzo szeroką gamę innych gatunków twórczości słownej? Jakie jest uzasadnienie wynikającej z tego dyskryminacji?
Następnie, wprawdzie wymieniono twórczość w zakresie dziennikarstwa, jednak nasuwa się pytanie, czy dotyczy to także twórczości publicystycznej. Jest ono tym bardziej zasadne, że w pkt 3, odnoszącym się do twórczości w dziedzinie „produkcji audiowizualnej”, wymieniono działalność publicystyczną. Oznacza to, że publicystyka niedotycząca produkcji audiowizualnej (a przecież należy się liczyć z tym, że tak zredagowany szczególny przepis będzie poddawany wykładni ścieśniającej) pozostanie poza obszarem korzystającym z dobrodziejstwa omawianego przywileju. Jaki jest sens tego ujęcia?
Rażącą i trudną do wytłumaczenia wadą projektu jest pominięcie w wyliczeniu tłumaczeń. Dodać przy tym należy, że twórczość w zakresie tłumaczeń obejmuje niezmiernie ważny w płaszczyźnie kulturowej, a jednocześnie zróżnicowany ze względu na ogromnie rozległą sferę zastosowań lub przeznaczenia obszar. Dotyczy literatury pięknej, naukowej, technicznej, innych rodzajów twórczości wyrażonej słowem, rozpowszechnianej w postaci materialnej (drukowanej) lub cyfrowej, a także w dziedzinie radia, telewizji, audiowizualnej. Obejmuje również tłumaczenia użytkowe, w tym tekstów niestanowiących utworów (aktów prawnych, urzędowych dokumentów, tekstów dokumentujących czynności prawne, dokumentów prywatnych), nie pomijając tłumaczeń symultanicznych. Zasadą jest bowiem, że o ochronie decyduje twórczy charakter rezultatu pracy tłumacza, nie zaś przeznaczenie lub okoliczności powstania tłumaczenia stanowiącego zawsze utwór w rozumieniu prawa autorskiego.
Przypomnę tu oczywisty fakt, że dokonywanie tłumaczeń, i to każdego rodzaju tekstów, jest zawsze działalnością twórczą. Tekst stworzony w innym języku posiada określoną strukturę i pojęcia obrosłe dodatkowo konkretnymi uwarunkowaniami historycznymi, lokalnymi oraz skojarzeniowymi i brzmieniowymi. Nie da się go przełożyć jeden do jednego, słowo po słowie. Tłumacz staje zatem wobec zadania stworzenia w języku tłumaczenia odpowiednika, wedle jego subiektywnej oceny najbardziej przystającego do tekstu oryginału, przekazującego te same wartości i wywołującego u odbiorcy takie same emocje i przemyślenia (problem ten przedstawiłem w monografii „Tłumaczenie i jego twórca w polskim prawie autorskim”, Wydawnictwo Prawnicze, Warszawa 1973). Zadanie to w swojej istocie jest takie samo, niezależnie od tego, czy tłumaczy się poezję, prozę, tekst dialogów utworu audiowizualnego, tekst naukowy, techniczny lub użytkowy (w szczególności tekst przepisów, dokumentu urzędowego albo prywatnego). W obrębie poszczególnych gatunków różnica oczekiwań wobec tłumacza polega jedynie na odmienności hierarchii wartości oryginału wymagających uwzględnienia. W przypadku tłumaczeń literackich celem podstawowym jest odtworzenie w surowcu języka i kultury tłumaczenia bogactwa uczuć i wrażeń dostarczanych przez oryginał. W twórczości naukowej i technicznej przykładowo za podstawową wartość wymagającą zachowania w tłumaczeniu jest jednoznaczność i zachowanie tożsamości z sensem oryginału.
W całości pominięta ponadto została w projekcie twórczość o cechach opracowań, a więc ogromny obszar twórczości wykorzystującej dotychczasowy dorobek w utworach o odmiennej konwencji. Jakie jest uzasadnienie tego pominięcia? A przecież nie wszystko tu mieści się w pojęciu literatury pięknej.
Nie kwestionując celowości objęcia zwolnieniem przychodów, notabene bez bliższej ich specyfikacji, uzyskiwanych „z tytułu udziału w konkursach z dziedziny kultury i sztuki”, należy zwrócić uwagę na nieproporcjonalność tego ujęcia (na jego ogólnikowość, wpływającą na zakres tego wyjątku) w porównaniu z restryktywnością zapisów dotyczących poszczególnych rodzajów twórczości. Zwolnienie obejmuje bowiem wszystkie przychody uzyskiwane z tytułu tego udziału.
Resumując, należy stwierdzić, że dobrze się dzieje, iż dojrzano potrzebę pełniejszej ochrony interesów twórczych i znaczenie twórczości w życiu społecznym. Radość z tego tytułu nie powinna jednak przysłaniać troski o konsekwentną zmianę tego, co obowiązuje obecnie, a jest złe i społecznie szkodliwe. Mówi się ostatnio wiele o popieraniu innowacyjności. A przecież nie ma jej bez twórczego zaangażowania, którego rezultatów dotyczą omawiane zasady opodatkowania.