- Ministerstwo w ogóle nie ma udziału w sędziowskiej procedurze nominacyjnej. Jej gospodarzem jest KRS, a udział w niej mają organy sądów i samorządu sędziowskiego - mówi Łukasz Piebiak wiceminister sprawiedliwości.



Prezydent oficjalnie odmówił powołania na sędziów dziewięciu kandydatów przedstawionych mu przez Krajową Radę Sądownictwa. Czy resort sprawiedliwości zamierza interweniować w tej sprawie?
Nie. Ministerstwo w ogóle nie ma udziału w sędziowskiej procedurze nominacyjnej. Jej gospodarzem jest KRS, a udział w niej mają organy sądów i samorządu sędziowskiego. Oczywiście interesuje nas, jaką decyzję podjął pan prezydent w odniesieniu do przysługującej mu prerogatywy powoływania sędziów, ponieważ odpowiadamy za sprawność postępowań sądowych. Każde zaś nieobsadzone stanowisko sędziowskie sprawność tę obniża. Wyłącznie w tym kontekście mogą interesować nas decyzje prezydenta o niepowołaniu sędziów i dlatego nie będziemy podejmowali żadnych działań w związku z taką, a nie inną decyzją pana prezydenta. To jest jego osobista prerogatywa i nie nam ją oceniać. Decyzja prezydenta Andrzeja Dudy nie jest zresztą precedensem. Wcześniej na taki ruch zdecydował się śp. prezydent Lech Kaczyński, a ta jego decyzja nie została zakwestionowana przez żaden z sądów, jak również nie podważył jej Trybunał Konstytucyjny.
Wspomniał pan, że MS musi dbać o sprawność toczących się postępowań. Tymczasem jedna z niepowołanych osób miała orzekać w jednym z najbardziej obciążonych sądów w Polsce – Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia. Co MS zamierza zrobić, aby w przyszłości tego typu decyzje prezydenta miały jak najmniejszy negatywny wpływ na wymiar sprawiedliwości?
W resorcie powstał projekt nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, w którym mowa jest o mechanizmie, który – jak liczymy – może pozwolić na zminimalizowanie w przyszłości prawdopodobieństwo występowania tego typu sytuacji. Mam na myśli przepis, zgodnie z którym KRS będzie przedstawiała prezydentowi nie jednego kandydata na sędziego – tak jak jest to obecnie – ale dwóch. Dzięki temu zmniejszy się ryzyko, że prezydent nikogo na stanowisko sędziowskie nie powoła, a przez to etat w sądzie będzie nieobsadzony – niekiedy przez kolejny rok – bo trzeba będzie przeprowadzić od nowa całą procedurę nominacyjną. Tak więc jest to rozwiązanie korzystne dla wymiaru sprawiedliwości. Oczywiście nie można wykluczyć, że nawet wówczas może wystąpić sytuacja, kiedy to ocena prezydenta co do obydwu przedstawionych mu kandydatów będzie tak diametralnie różna od oceny KRS, że prezydent uzna, iż nie może powołać żadnego z nich. To jednak raczej zagrożenie teoretyczne.
Pojawiają się głosy, że tego typu rozwiązanie będzie prowadzić do niezgodnego z konstytucją poszerzenia prezydenckich prerogatyw.
Naszym zdaniem to rozwiązanie zdałoby test konstytucyjności. Wychodzimy z założenia, że w ten sposób pozwalamy prezydentowi w sposób szerszy, ale nadal dopuszczalny, korzystać z przysługującej mu względem sędziów prerogatywy. Nikt przecież nie odmówił głowie państwa prawa do podjęcia decyzji o odmowie powołania sędziego. Nie widzę więc powodów, by kwestionować rozwiązanie, które wprost stwierdza, że prezydent może, w ograniczonym zakresie, dokonywać własnych wyborów.