Przytłaczająca większość śledczych pracujących w Prokuraturze Krajowej jest tam tylko tymczasowo, na delegacji z niższych szczebli. Na tej zasadzie znalazło się na ul. Rakowieckiej już 125 oskarżycieli (za Andrzeja Seremeta było ich 82). Status prokuratorów PK mają zaledwie 53 osoby.
– Kłopot polega na tym, że w skład zespołu smoleńskiego nie wchodzi żaden prokurator ze stanowiskiem prokuratora Prokuratury Krajowej. To może prowadzić do wniosku, że przełożeni nie chcieli mieć kogoś o mocnej pozycji zawodowej – uważa Krzysztof Parchimowicz, prezes stowarzyszenia Lex Super Omnia.
Zespół zajmujący się wyjaśnianiem katastrofy samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem liczy 12 osób. Rzeczywiście, wszyscy jego członkowie są tylko na delegacji. Dotyczy to zarówno kierownictwa zespołu: Marka Kuczyńskiego (z Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu) i jego dwóch zastępców Krzysztofa Schwartza (z tej samej jednostki) oraz Agnieszki Stanek (z Prokuratury Okręgowej w Krakowie), jak i pozostałych członków tego ciała. Wszyscy są delegowani na czas nieokreślony. Dlaczego wybrano akurat prokuratorów niższych szczebli?
– Podejmując decyzję o włączeniu danego prokuratora w skład tego zespołu prokurator generalny kierował się wyłącznie doświadczeniem zawodowym oraz kwalifikacjami zawodowymi danego prokuratora, uwzględniając szczególny charakter i przedmiotowy zakres tego postępowania – odpowiada dział prasowy Prokuratury Krajowej.
Zespół do spraw Smoleńska został powołany zarządzeniem nr 10/16 prokuratora generalnego z 21 marca 2016 r. Jego członkowie analizują m.in. 130 postępowań związanych ze śledztwem głównym.
Prokuratura Krajowa pytana o ewentualny wpływ delegacji na niezależność tych oskarżycieli przywołuje jedynie przepis – art. 7 par. 1 nowej ustawy – Prawo o prokuraturze (Dz.U. z 2016 r. poz. 177): „Prokurator przy wykonywaniu czynności określonych w ustawach jest niezależny, z zastrzeżeniem par. 2–6 oraz art. 8 i art. 9”.
– Zwierzchnicy mają w ten sposób marchewkę. Jeśli członkowie zespołu smoleńskiego poprowadzą śledztwo tak, że ktoś się ucieszy, to dostaną awans – twierdzi jeden z prokuratorów.
Ostrzega, że dla każdego z nich decyzja np. o umorzeniu śledztwa smoleńskiego może się okazać bolesna.
– Nie ma tam takiego, którego nie można odwołać z delegacji, zabrać mu dodatkowych pieniądze czy odebrać prestiżu – ocenia nasz rozmówca.
Podobnego zdania jest Kazimierz Olejnik, były zastępca prokuratora generalnego, obecnie w stanie spoczynku.
– Prokurator delegowany ma co do zasady słabszą pozycję zawodową. Nie zna dnia ani godziny. Praktycznie w każdej chwili może być z niej cofnięty. Nie zmienia tego nawet to, że delegacja jest na czas nieokreślony. Z niej także można odwołać – wskazuje.
Czym to może owocować? – Tym, że prokurator uważnie patrzy w oczy przełożonych i chce wpisywać się w ich oczekiwania. Przy tak istotnym śledztwie jak smoleńskie prowadzący powinni mieć zagwarantowaną stabilność swojego statusu. Spodziewałbym się, że zostanie ono powierzone oskarżycielom z mocną pozycją zawodową – komentuje Olejnik.
Zwraca uwagę, że obecne kierownictwo prokuratury chętnie korzysta z form zatrudnienia niegwarantujących prokuratorom stabilności. Chodzi nie tylko o delegacje, ale też np. powoływanie szefów jednostek jedynie jako pełniących obowiązki, a nie na stałe.
– To dla mnie niezrozumiały trend, stawiający prokuratorów w trudniejszej pozycji w stosunku do przełożonych. A to niekorzystne z punktu widzenia niezależności – dodaje prokurator Olejnik.