Większość brytyjskich prawników nie chce, aby ich kraj opuścił Unię Europejską. Ale też nie ma nic przeciwko temu, żeby obawy swoich klientów przekuć w dodatkowe zyski.
Czy zidentyfikowałeś już kluczowe zmiany, które potencjalnie wpłyną na kondycję twojej firmy, jeśli Wielka Brytania wyjdzie z UE? Czy są jakieś kroki, jakie powinieneś uczynić, aby złagodzić negatywne skutki Brexitu? Jeśli do niego dojdzie, czy będziesz w stanie dać gwarancję inwestorom, że zrobiłeś wszystko, co możliwe, aby jak najlepiej przygotować swój biznes na przewidywane ryzyko? Nasza kancelaria pomoże ci odpowiedzieć na każde z tych pytań”.
Podobne komunikaty od miesięcy zalegają w skrzynkach e-mailowych brytyjskich przedsiębiorców i witają ich na stronach internetowych wielkich firm prawniczych. Na fali sondaży dających nieznaczną przewagę eurosceptykom renomowane kancelarie w Londynie stają na głowie, aby przekonać klientów, że wyjście z Unii to najzupełniej realny scenariusz. Jednocześnie starają się niwelować przedreferendalne napięcie, uspokajając ich, że w razie Brexitu nie znajdą się w prawnej próżni. Pod warunkiem że posiadają w zanadrzu różne scenariusze rozwoju wypadków i gotowe plany awaryjne. Do tego zaś będą potrzebowali właściwych ekspertów.
Wachlarz usług konsultingowych świadczonych przez duże kancelarie pod hasłem „czy jesteś przygotowany na Brexit?” jest całkiem pokaźny. Standardowym minimum są rozsyłane klientom mniej lub bardziej specjalistyczne materiały dotyczące skutków wyjścia z UE dla poszczególnych branż. Wiele firm prawniczych organizuje dla nich eventy poświęcone możliwym scenariuszom po czerwcowym głosowaniu. – Robimy prezentacje, indywidualne szkolenia i seminaria dla kluczowych branż, takich jak M&A, energetyka i finanse. Nasza komisja do spraw ryzyka urządza niezliczone burze mózgów, na których rozważamy różne konsekwencje wyjścia z Unii dla naszych klientów – mówi Prawnikowi Paul Edmondson, partner i szef zespołu ds. usług i produktów finansowych w londyńskiej siedzibie CMS (numer 10. na liście największych brytyjskich firm prawniczych).
– Najpierw powołaliśmy w naszej kancelarii specjalną grupę, która miała zastanowić się nad tym, jakiego rodzaju doradztwo może być potrzebne naszym klientom w okresie przed referendum, a ewentualnie także później – tłumaczy z kolei Nick Elwell-Sutton, partner w londyńskim biurze Clyde & Co, jednej z 20 najbardziej dochodowych brytyjskich firm prawniczych. – Na bieżąco monitorujemy medialne wypowiedzi naszych dużych klientów odnoszące się do referendum oraz prowadzimy zbiorczą bazę informacji na temat Brexitu – dodaje Elwell-Sutton.
Oprócz seminariów, debat i indywidualnych szkoleń organizowanych w biurach w całej Europie i na świecie, kancelarie prowadzą też webinaria – zarówno dla klientów, jak i własnych pracowników. – Na jedno z ostatnich webinariów dla sektora finansowego w ciągu kilku dni zarejestrowało się ponad 1 tys. osób – zdradza Paul Edmondson.
Ale o ile kancelarie już od roku szykują się na ewentualną wygraną eurosceptyków, o tyle ich klienci tak naprawdę dopiero niedawno uświadomili sobie, że rozwód Brytyjczyków z UE faktycznie wchodzi w grę. – Mniej więcej od początku roku da się zauważyć, że przedsiębiorcy zaczęli poważnie traktować perspektywę Brexitu. Im bliżej do terminu referendum, tym więcej dociera do nas potwierdzających to sygnałów – przyznaje Simone Pearlman, dyrektor departamentu wiedzy prawnej w Herbert Smith Freehills (8. na liście najbardziej dochodowych brytyjskich kancelarii).
Jeszcze w grudniu 2015 r. niemal wszystkie sondaże dawały dość wyraźne zwycięstwo zwolennikom dalszego członkostwa we Wspólnocie. Trend ten utrzymywał się mniej więcej do stycznia. – Przedsiębiorcy do niedawna wydawali się nie traktować opuszczenia UE jako realnej możliwości, bo badania opinii publicznej jednoznacznie wskazywały, że wszystko pozostanie jak jest. Ale ostatnio po tym, jak wyniki sondaży konsekwentnie zaczęły iść w odwrotnym kierunku, klienci coraz bardziej zasypują nas pytaniami – potwierdza Elwell-Sutton z Clyde & Co.
„Wiesz, że ludzie zaczynają brać coś poważnie, kiedy zaczynają na to wydawać pieniądze. A my to właśnie obserwujemy” – powiedział dziennikowi „Financial Times” Simon Gleeson, partner w londyńskim biurze Clifford Chance i szef specjalnego zespołu eksperckiego, którego zadaniem jest doradzanie obecnym i potencjalnym klientom na temat prawnych skutków Brexitu dla ich biznesu. Podobne grupy, składające się nawet z kilkudziesięciu prawników (w tym co najmniej kilku w randze partnera) stworzyły również Clyde & Co, Herbert Smith Freehills, Hogan Lovells, Norton Rose Fulbright i inne globalne firmy prawnicze z City. Zwykle są to specjaliści, którzy mają na swoim koncie pracę w Komisji Europejskiej, brytyjskim rządzie, nadzorze finansowym lub innych państwowych instytucjach kontrolnych. – Wielu klientów zwraca się do nas z pytaniami o to, jakie kroki powinni podjąć już teraz, a także o pomoc w opracowaniu planu awaryjnego. Niektórzy decydują się nawet opóźniać prace nad transakcjami do czasu po referendum – przyznaje Susan Bright, partner zarządzający na Wielką Brytanię i Afrykę w Hogan Lovells.
– Zainteresowanie jest duże – potwierdza Campbell McIlroy, globalny szef departamentu PR w Allen & Overy. – Ale biorąc pod uwagę, że głosowanie w sprawie członkostwa w UE dopiero przed nami, na razie klienci mogą przygotować się w bardzo ograniczonym zakresie. My przede wszystkim zachęcamy ich do tego, aby myśleli perspektywicznie i, w zależności od modelu biznesowego i sektora, jaki reprezentują, wzięli pod uwagę problemy, na które zwracamy im uwagę – dodaje.
Oprócz adwokatów z biur w Londynie, do speczespołów wciągnięto też pracowników oddziałów kancelarii w Brukseli, Paryżu czy Berlinie. – W kwestiach brexitowych szczególnie dużo pracy mają nasze brukselskie teamy do spraw międzynarodowych regulacji finansowych i handlu międzynarodowego – podkreśla Susan Bright.
Podobne doświadczenia mają inne kancelarie. – Pytania dotyczą rozmaitych problemów: poczynając od unijnego systemu zezwoleń na świadczenie usług finansowych ponad granicami (tzw. passporting – red.), aż po kwestię możliwości dalszego zatrudniania obywateli krajów Unii Europejskiej – twierdzi Elwell-Sutton z Clyde & Co. – Brytyjskie instytucje finansowe są zaniepokojone, jak Brexit wpłynie na ich formę działalności, ramy prawne i strukturę grupy korporacyjnej. Ryzyko, że będą musiały funkcjonować na zupełnie innych zasadach, jest bardzo realne – dodaje Paul Edmondson z CMS.
Prawnicy przyznają, że do tych najbardziej zaniepokojonych ewentualnym wyjściem ze Wspólnoty należy też przemysł farmaceutyczny. To jeden z najbardziej uregulowanych rynków unijnych, dlatego konsekwencje dla brytyjskich firm z tego sektora i sposobów sprzedaży ich wyrobów będą głębokie.
Ponieważ nikt dziś nie wie, jak wyglądałyby relacje Zjednoczonego Królestwa i UE w epoce po Brexicie, na potrzeby klientów wiele międzynarodowych kancelarii opracowało szczegółowe analizy możliwych wariantów. I w zależności od tego, czy rząd brytyjski wynegocjuje w przyszłości umowę członkowską w Europejskim Obszarze Gospodarczym i w Schengen (jak Norwegia), czy też np. zawrze z UE jedynie unię celną (jak Turcja), prawnicy dysponują gotowymi scenariuszami zmian, jakie przedsiębiorstwa z poszczególnych branż będą musiały wprowadzić. Jeśli Wielka Brytania rzeczywiście rozstanie się z Unią, prawnicy będą mieli najwięcej pracy z modyfikowaniem korporacyjnych kontraktów.
– Największe obawy naszych klientów budzi właśnie brak jasności w kwestii tego, co w praktyce będzie oznaczało referendalne zwycięstwo eurosceptyków oraz kiedy dokładnie Wielka Brytania wystąpi z Unii – zaznacza Nick Elwell-Sutton.
Do tego, jak poważnie i kompleksowo prawnicy traktują widmo Brexitu, na pewno mogą przekonać przedsiębiorców strony internetowe dużych kancelarii. Są to dziś jedne z najlepszych w sieci kompendiów wiedzy na temat prawnych konsekwencji opuszczenia UE przez Wielką Brytanię. Korporacje z każdej branży – od finansów i telekomunikacji, po energetykę, media i lotnictwo, dowiedzą się z nich, jaka część bezpośrednio dotyczących ich regulacji mogłaby ulec zmianie w przypadku zwycięstwa przeciwników Unii. Znajdą tam dokładne informacje o potencjalnych konsekwencjach Brexitu dla ochrony danych osobowych, kontaktów, emisji instrumentów finansowych, podatków, własności intelektualnej, zatrudnienia, a nawet zobowiązań w zakresie ochrony środowiska i praw człowieka.
Dla wzmocnienia efektu wizerunkowego niektóre duże kancelarie zwerbowały nawet byłych polityków i urzędników z Westminsteru. Pod koniec lutego tego roku firma prawnicza Pinsent Masons ogłosiła, że zatrudniła w charakterze „doradcy strategicznego” Douglasa Alexandra, laburzystę, byłego ministra w rządzie Tony’ego Blaira i Gordona Browna. W tym samym miesiącu do londyńskiego biura kancelarii Dechert dołączył były doradca prawny premiera Davida Camerona Andrew Hood. Natomiast William Hague, były minister spraw zagranicznych w jego gabinecie, przyjął stanowisko szefa międzynarodowej grupy doradczej w Linklaters.
Zatrudnienie politycznie zaprawionych prawników, swobodnie poruszających się zarówno po westminsterskich korytarzach, jak i zawiłościach unijnego prawa, może okazać się dalekowzroczną decyzją nie tylko z perspektywy czysto marketingowej, ale także biznesowej. Pod koniec kwietnia parlamentarna komisja do spraw zagranicznych w swoim dokumencie na temat znaczenia wyników czerwcowego referendum dla roli Zjednoczonego Królestwa w świecie przypomniała, że rząd brytyjski od ponad 40 lat nie negocjował we własnym imieniu żadnego porozumienia o strefie wolnego handlu. Oznacza to, że nie ma w zanadrzu ludzi, których wiedza i umiejętności pozwoliłyby mu udźwignąć ciężar tak potężnego przedsięwzięcia, jak rokowania w sprawie nowego partnerstwa z Unią oraz ponad 50 umów handlowych z różnymi krajami (obecnie ich stroną jest UE). „Rząd będzie musiał pozyskiwać odpowiednie kompetencje w pośpiechu i na ogromną skalę. A taka perspektywa to gratka dla międzynarodowych firm prawniczych, które najbardziej korzystałyby na zleceniach na świadczenie usług doradczych do czasu, aż brytyjski rząd będzie w stanie sam wykonywać te zadania” – czytamy w dokumencie komisji. Niewykluczone zatem, że wyrobione nazwiska pomogą kancelariom z City zwabić nowych klientów, a po korzystnym dla eurosceptyków referendum przysłużą się w negocjacjach w sprawie Brexitu.
Ale co ciekawe, długoterminowe prognozy ekspertów dotyczące wpływu wystąpienia z Unii na brytyjski rynek usług prawniczych idą na przekór tym nadziejom. Z badania przeprowadzonego przez Oxford Economics, think tank związany z Uniwersytetem Oksfordzkim, wynika, że prawnicy będą jedną z tych branży, która najdotkliwiej odczuje negatywne skutki Brexitu. A wszystko za sprawą znaczącego uzależnienia rynku usług prawniczych od innych sektorów, zwłaszcza finansowego. Uwzględniając m.in. istotny spadek zagranicznych inwestycji bezpośrednich, ograniczenie migracji, wzrost taryf handlowych oraz wstrzymanie wpłat do budżetu UE analitycy Oxford Economics oszacowali, że straty, jakie poniosłyby kancelarie w przypadku zwycięstwa przeciwników UE, w najlepszym wypadku sięgnęłyby 225 mln funtów. „Zgodnie z najbardziej pesymistycznym scenariuszem przewidywany roczny spadek przychodów branży prawniczej w 2030 r. będzie mniej więcej równy obecnym łącznym przychodom osiąganym przez kancelarie Linklaters, Freshfields Bruckhaus Deringer, Clifford Chance oraz Allen & Overy (1,7 mld funtów)” – czytamy w raporcie. Jego autorzy podkreślają, że choć procentowo nie są to może bardzo znaczące koszty, nie ma szans, aby po Brexicie duże firmy prawnicze nadal osiągały podobne wyniki finansowe co obecnie. Sugerują też, że 10 lat po opuszczeniu UE przez Wielką Brytanię sektor prawniczy zmniejszy się o 1,5 proc. w stosunku do tego, jaki miałby rozmiar, gdyby referendum potwierdziło tylko status quo. – Pracy związanej z przygotowaniami do ewentualnego Brexitu będzie ogrom, ale potem rynek usług prawniczych mocno doświadczy skutków spadku inwestycji i transakcji, ograniczenia migracji talentów oraz zmian w prawie pracy – tłumaczył Bloombergowi Richard Tromans, konsultant kancelarii prawnych. – Paradoksalnie na przygotowaniach do Brexitu skorzystają przede wszystkim najbardziej umiędzynarodowione firmy, ale z drugiej strony, to także one będą najbardziej wystawione na ryzyko – dodał.
Mimo ponurych prognoz, jak dotąd jedyną wielką kancelarią z londyńskiego City, która zajęła oficjalne polityczne stanowisko w sprawie członkostwa Zjednoczonego Królestwa we Wspólnocie, jest Clifford Chance. W styczniu w e-mailu do pracowników dwaj wysocy rangą prawnicy firmy stwierdzili, że „w interesie City, przedsiębiorstw naszych klientów oraz naszej kancelarii jest to, aby Wielka Brytania pozostała w UE”. Jak zauważył dziennik „Financial Times”, który dotarł do treści wiadomości, duże firmy prawnicze na wszelki wypadek z reguły nie wypowiadają się na ważne tematy polityczne po to, aby nie zrazić do siebie obecnych bądź potencjalnych klientów.
Tymi niuansami nie muszą jednak przejmować się poszczególni prawnicy. Pół roku temu 300 partnerów z renomowanych brytyjskich kancelarii (m.in. Freshfields Bruckhaus Deringer, Allen & Overy i Norton Rose Fulbright) stworzyło grupę „In for Britain”, wspierającą kampanię na rzecz pozostania w UE. Za Brexitem opowiedziała się natomiast bardziej różnorodna, bo składająca się zarówno z pracowników wielkich kancelarii, jak i barristerów czy emerytowanych sędziów, grupa „Lawyers for Britain”. Separatyści uważają, że zawiłe prawo unijne, tworzone w oderwaniu od obywatelskiej kontroli, w oparciu o mało przejrzyste procedury, szkodzi brytyjskiej demokracji.
Tym niemniej według sondażu przeprowadzonego pod koniec maja przez firmę rekrutacyjną Douglas Scott, 57 proc. ankietowanych prawników zagłosuje przeciwko Brexitowi, przy czym najwięcej eurozwolenników jest wśród adwokatów szkockich. Znacznie bardziej podzielone jest City – 66 proc. prawników z Londynu w referendum opowie się za pozostaniem we Wspólnocie.
Wachlarz usług konsultingowych świadczonych przez duże kancelarie pod hasłem „czy jesteś przygotowany na Brexit?” jest całkiem pokaźny. Dla wzmocnienia efektu wizerunkowego niektóre firmy zwerbowały nawet byłych polityków i urzędników z Westminsteru
Ponieważ nikt dziś nie wie, jak wyglądałyby relacje Zjednoczonego Królestwa i UE w epoce po Brexicie, na potrzeby klientów wiele międzynarodowych kancelarii opracowało szczegółowe analizy możliwych wariantów.