Służby nieco mniej interesują się naszymi danymi telekomunikacyjnymi, w tym billingami. Za to aż cztery razy częściej niż kiedyś sprawdzają, co robimy w internecie.
Jak często sprawdzają nas służby / Dziennik Gazeta Prawna
Z danych zebranych przez Fundację Panoptykon wynika, że zauważalnie zmalała liczba zapytań kierowanych przez służby do operatorów telekomunikacyjnych o dane abonenckie, billingi czy informacje geolokacyjne. Z drugiej strony radykalnie wzrosła liczba wniosków do usługodawców internetowych, jak Google, Facebook czy GazetaPrawna.pl. Pyta głównie policja. W 2015 r. wystosowała ona 215 tys. takich zapytań, a rok wcześniej było ich tylko 50 tys. Co ciekawe, liczba wniosków ABW utrzymuje się na podobnym poziomie ok. 2 tys.
Czym tłumaczyć tak nagły i duży wzrost zainteresowania policji tym, co robimy w sieci? Zapytaliśmy o to Komendę Główną, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Zdaniem Katarzyny Szymielewicz z Panoptykonu to właśnie jest najgorsze, że nie wiemy, czy wzrost liczby zapytań znajduje uzasadnienie.
– Jako społeczeństwo musimy się domyślać powodów, dla których policja i inne służby nagle zaczynają się nami bardziej interesować. Takie domysły, w mojej opinii, prowadzą donikąd – zaznacza.
– Mogę jedynie spekulować, że być może dane przetwarzane przez firmy świadczące usługi internetowe są coraz bardziej atrakcyjne, ponieważ wszyscy intensywniej korzystamy z tych usług. Być może jednak pojawiła się konkretna sprawa, w związku z którą sięgnięto za jednym zamachem po dużą liczbę internetowych metadanych – dodaje.
Innym powodem może być wypowiedzenie walki przestępczości internetowej, np. piractwu. Fundacja Panoptykon skierowała do policji w trybie dostępu do informacji publicznej prośbę o ujawnienie szczegółowych informacji, m.in. jakich przestępstw dotyczyła konkretna liczba zapytań. Na razie nie ma odpowiedzi.
Jak wynika z wcześniejszych badań, służby proszą głównie o podanie adresu IP i personaliów użytkowników serwisów. Może chodzić np. o adres IP komputera, z którego pochodzi dany wpis na forum czy też z którego wrzucono piracki plik. Dostępne są również dane o czasie logowania, aktywności w sieci czy przesłaniu wiadomości (choć jej treść już nie).
– Coraz częściej zamiast wysyłać SMS czy dzwonić, kontaktujemy się za pomocą aplikacji internetowych. Być może służby zauważyły te zmiany i stąd większe skupienie się właśnie na internecie – domniemywa dr Paweł Litwiński, adwokat i ekspert Instytutu Allerhanda.
Zainteresowanie służb naszą aktywnością w internecie może się jeszcze zwiększyć w związku z wejściem w życie przed miesiącem ustawy inwigilacyjnej. Upraszcza ona dostęp do danych o internautach. Dotychczas były udostępniane na wniosek, a więc służby musiały wskazać konkretne prowadzone przez siebie postępowanie. Teraz nie muszą się już z niczego tłumaczyć. Co więcej, mogą poprzez sztywne łącza mieć bezpośredni dostęp do informacji o użytkownikach danego serwisu.
– Mam nadzieję, że jeśli przełoży się to na dalszy wzrost liczby zapytań, to szybko się tego dowiemy i rząd wyciągnie z tej informacji właściwe wnioski – zaznacza Katarzyna Szymielewicz i apeluje do samych usługodawców, by rozważyli możliwość publikacji raportów przejrzystości. Robi tak m.in. Google, który informuje, ile otrzymał wniosków o dostęp do danych o użytkownikach i ile z nich uwzględnił.
Nowe przepisy wprowadziły obowiązek przekazywania raz na pół roku sprawozdania na temat pobranych przez służby danych. Z niego jednak również się nie dowiemy, czy ewentualny wzrost zainteresowania tym, co robimy w sieci, ma obiektywne uzasadnienie. Sprawozdania będą się ograniczać raczej do podstawowych danych.