Najlepsi spośród orzekających w I instancji nie będą już musieli awansować, aby otrzymać pieniężną gratyfikację. Resort pracuje nad modyfikacją przepisów płacowych sędziów.
– Trzeba zlikwidować w sądownictwie pęd do awansowania za wszelką cenę. Nie może być tak, że sędziowie starają się przejść do sądu wyższej instancji ze względów finansowych. Dlatego też zastanawiamy się nad zmianą modelu wynagradzania – przyznaje Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości.
Po Lechu Kaczyńskim
Jak mówi, stosunkowo prostym rozwiązaniem byłby powrót do koncepcji awansów poziomych. Zostały one wprowadzone z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2007 r. Dzięki nim sędziowie sądów rejonowych oraz okręgowych mogli – bez zmiany miejsca służbowego – awansować do sądów wyższej instancji. Wiązało się to ze wzrostem wynagrodzeń. Z tej możliwości skorzystało wówczas ok. 1,5 tys. sędziów. Awans należał się po 15 latach nienagannej służby. Jednak ten automatyzm stał się pretekstem dla parlamentu do zniesienia mechanizmu w 2008 r. Ministerstwo Sprawiedliwości, które wówczas przygotowało odpowiednią nowelizację, podkreślało bowiem, że sędzia, który awansował poziomo, nie był poddawany merytorycznej ocenie.
– Nie sądzę, aby sędzia z 15-letnim doświadczeniem orzekania w sądzie okręgowym był gorszym sędzią apelacyjnym niż ten, który wykorzystując drogę zwykłego awansu po czterech latach bycia sędzią okręgowym, staje się sędzią apelacyjnym – twierdzi jednak Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie.
Batalia o awanse poziome skończyła się w Trybunale Konstytucyjnym. Prezydent Lech Kaczyński domagał się bowiem, aby TK zbadał, czy zamknięcie tej drogi nie osłabiło prestiżu sędziów przez pozbawienie ich z mocy prawa stanowisk sędziowskich uzyskanych w wyniku powołania. TK jednak nie dopatrzył się łamania ustawy zasadniczej (sygn. akt K 7/10).
Przychylny odbiór
Teraz jednak jest spora szansa na reaktywowanie tej instytucji. Jak podkreśla Łukasz Piebiak, pozwoliłoby to wynagradzać tych sędziów, którzy z różnych powodów nie mogą – albo nie chcą – przechodzić do wyższej instancji.
– Są przecież naprawdę wybitni sędziowie, którzy orzekają w I instancji i celowym jest, by tak pozostało. Szczególnie istotne jest to w pionach orzeczniczych, które nie występują na poziomie apelacyjnym, np. rodzinnym czy upadłościowym – tłumaczy wiceminister.
Sędziowie patrzą na pomysł przychylnym okiem.
– To nie jest tak, że każdy sędzia, który nie stara się o awans, nie ma kwalifikacji. Czasami taka decyzja podejmowana jest ze względów pozamerytorycznych, np. awans wiązałby się z koniecznością dojeżdżania lub przeprowadzki, a sędzia tego nie chce – argumentuje Barbara Zawisza, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Obecne zasady obliczania wynagrodzenia sędziego / Dziennik Gazeta Prawna
Ale nie wszystkim ta instytucja się podoba. Przeciwko awansom poziomym wielokrotnie wypowiadała się Krajowa Rada Sądownictwa. W jej opinii to rozwiązanie pozornie tylko przynosiło korzyści, a de facto zaburzało system prawa i było szkodliwe. Zdarzali się bowiem sędziowie, którzy nie awansowali w pionie, bo nie wyróżniali się, i nagradzanie ich w poziomie mogło być uważane za niesprawiedliwe.
Jednak zdaniem Barbary Zawiszy problem można rozwiązać w prosty sposób.
– Wystarczy do procedury nadawania awansów poziomych wprowadzić element oceny merytorycznej pracy sędziego, analogiczny jak w przypadku zwykłego awansu – proponuje sędzia.
Drugim rozważanym przez resort rozwiązaniem zmierzającym do wyrównania wynagrodzeń wśród sędziów jest przebudowanie obecnego modelu tak, aby wszystkie stawki awansowe były dostępne dla wszystkich, bez konieczności zmiany stanowiska służbowego. Bo choć obecnie, zgodnie z prawem o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 133 ze zm.), jest aż 10 stawek awansowych, od których liczona jest płaca sędziego, to np. ostatnia jest dostępna tylko dla sędziów sądów apelacyjnych (patrz: grafika).
Więcej swobody
Uniezależnienie wzrostu wynagrodzenia od awansu do wyższej instancji mogłoby mieć pozytywne skutki nie tylko dla sędziów, ale i dla całego sądownictwa. Nie od dziś bowiem wiadomo, że pęd do awansu prowadzi do niebezpiecznego zjawiska orzekania „pod wyższą instancję”. Sędziowie bowiem doskonale zdają sobie sprawę, jak na daną kwestię patrzy sąd odwoławczy i – nawet jeżeli się z tym poglądem nie zgadzają – wolą nie ryzykować i orzekają tak, by wyrok się obronił.
– To może stanowić pewne zagrożenie. Możliwość awansowania jest zarezerwowana bowiem dla bardzo wąskiej grupy sędziów i wcale nie dla tych najlepszych merytorycznie. Wszystko dlatego, że jest bardzo ograniczona liczba etatów w sądach wyższej instancji, a chętnych dużo więcej – przyznaje Rafał Puchalski, sędzia Sądu Rejonowego w Jarosławiu.
Pojawiają się jednak głosy, że po zmianach sędziowie w ogóle przestaliby się starać o awans.
– Są jeszcze inne motywacje niż finansowe – stwierdza jednak sędzia Zawisza.
– Awans do sądu wyższego szczebla może być realizacją ambicji zawodowych. Poza tym w sądach wyższej instancji jest inna specyfika pracy: sędziowie mają mniej spraw, choć są one nierzadko bardziej pracochłonne. Jest tam też na ogół lepsze zaplecze, np. więcej asystentów – kwituje.