W jednym z niedawnych wydań DGP ukazał się obszerny tekst adwokatów prof. Macieja Gutowskiego i prof. Piotra Kardasa pt. „Wymiar sprawiedliwości. Pęknięcia, które można posklejać, czy początek rozpadu?” (DGP 167/2015). Z większością sformułowanych w nim diagnoz i sugestii dotyczących „sklejania” – czytaj: naprawiania funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości oraz jego wizerunku – nie sposób się nie zgodzić. Dotyczy to potrzeby zmian w systemie ponoszenia opłat sądowych, konieczności upraszczania procedur sądowych, a przy okazji unikania przewlekłości postępowań. Pełna zgoda również co do konieczności postawienia tamy próbom łamania tajemnicy zawodowej adwokatów i radców prawnych poprzez poszerzanie kognicji służb specjalnych do stosowania podsłuchów, w imię bliżej nieokreślonego bezpieczeństwa publicznego. Silnego głosu wsparcia udzielić należy także postulatom profesorów Gutowskiego i Kardasa ukierunkowanym na wzrost autorytetu urzędu sędziowskiego, zarówno poprzez umocnienie gwarancji niezawisłości, jak i zapobieganie kooptacji do wykonywania tego zawodu ludzi młodych i pozbawionych doświadczenia, co jest następstwem m.in. niespójnych kryteriów dostępu do zawodów prawniczych.

Można by wyliczać jeszcze inne diagnozy przyczyn – jak to nazywają autorzy – „dysfunkcjonalności” wymiaru sprawiedliwości oraz rekomendować sposoby leczenia. Zgadzam się więc i dopisuję do apelu zawartego w końcowej części publikacji: „jeśli środowiska prawnicze nie podejmą w tym kierunku wspólnego wysiłku (działań naprawczych – D.S.), nastąpią zmiany (...)”, które byłyby „olbrzymią szkodą (w rozumieniu: jeszcze większą niż dziś – D.S.) dla wymiaru sprawiedliwości”.
Moja zgoda z autorami komentowanego tekstu nie jest jednak nieograniczona. Za jedynie koniunkturalną – i odbiegającą od cechujących się troską o interes publiczny wspomnianych wyżej postulatów – uważam próbę przeforsowania tezy o potrzebie porządkowania rynku usług prawnych poprzez zmianę ustroju samorządów adwokatów i radców prawnych. Miałyby one, zdaniem profesorów, polegać na rozróżnieniu profesjonalnych prawników na tych niezależnych i tych pozostających w stosunku pracy. Dla pierwszych właściwa miałaby być adwokatura, dla drugich – samorząd radcowski. To jednak teza anachroniczna, oparta na ignorowaniu faktycznie istniejącego – a nie wydumanego – stanu rzeczy, a nadto jątrząca. W tym ostatnim znaczeniu jej prezentowanie niewątpliwie nie służy i nie będzie służyć łączeniu wysiłków – o co przecież apelują autorzy – obu największych grup zawodowych prawników, jakimi są środowiska radców prawnych i adwokatów.
Kwestionowanie przymiotu niezależności radców prawnych z uwagi na to, że mają oni możliwość wykonywania zawodu w formie umowy o pracę, jest już dość starą śpiewką, nuconą wprawdzie przez coraz mniej licznych, za to krzykliwych przedstawicieli adwokatury. Warto w tym miejscu wspomnieć, że argumentem tym adwokatura posługiwała się już w 1999 r., kiedy jako jedyny członek CCBE sprzeciwiała się przyjęciu Krajowej Rady Radców Prawnych do tej największej europejskiej organizacji profesjonalnych prawników. Argument widać jednak nie chwycił. Samorząd radcowski jest dziś pełnoprawnym członkiem CCBE, radcowie prawni aktywnie i licznie reprezentowani są w jej komisjach i komitetach merytorycznych, a wiceprezes KRRP pełni w tym roku funkcję prezydenta tej organizacji. Przedmiotem oceny władz CCBE, a w konsekwencji pozytywnej rekomendacji dla wniosku KRRP o przyjęcie do CCBE, były określone w ustawie o radcach prawnych – po wielkiej jej noweli z 1997 r. – podstawowe wartości i zasady wykonywania zawodu oraz gwarancje ich przestrzegania. Nie wiążą się one tylko z formą wykonywania zawodu. Ta jest jedynie rodzajem formalnego stosunku prawnego łączącego prawnika z klientem, mieszczącego się w sferze stosunków cywilnoprawnych.
Istota niezależności tkwi w przymiotach i zachowaniach prawnika. Tu znajduje się materia relacji łączącej klienta z prawnikiem wykonującym zawód zaufania publicznego. Wymogi i nieprzekraczalne granice takich zachowań określa etyka zawodowa, a jej podstawowe zasady nie różnią się w zależności od formy relacji prawnej z klientami. Paradoksalnie niekiedy umowa o pracę daje większe bezpieczeństwo prawnika niż klasyczne rozwiązania cywilnoprawne. Dostrzega to także większość adwokatów. Jak wynika z publikowanych ostatnio przez Naczelną Radę Adwokacką wyników ankiety, przeprowadzonej wśród członków tego samorządu, ponad 60 proc. respondentów opowiedziało się za dopuszczeniem wykonywania zawodu adwokata również w formie umowy o pracę.
Staram się zrozumieć niezręczność sytuacji, w jakiej wobec takiego wyniku badań znaleźli się doktrynerzy niezależności, rozumianej jako cecha niedająca się pogodzić ze stosunkiem pracy. Dlatego też dziwię się, dlaczego tak sformułowaną kwestię niezależności – jako różnicującą samorządy adwokacki i radcowski – wpisali profesorowie Gutowski i Kardas do słusznego katalogu kluczowych potrzeb i wyzwań stojących przed dzisiejszym wymiarem sprawiedliwości. Współdziałanie obu samorządów w realizacji tych wyzwań jest wszak jak najbardziej wskazane.
Za jedynie koniunkturalną uważam próbę przeforsowania tezy o potrzebie rozróżnienia profesjonalnych prawników na tych niezależnych i tych pozostających w stosunku pracy.