Ostry atak skierowany pod adresem innych reprezentantów samorządu radcowskiego, którzy dostrzegają konieczność współdziałania z adwokatami w walce o nasze prawa, jest wysoce niestosowny
Polemika na początek
Po lekturze artykułu wiceprezesa Krajowej Rady Radców Prawnych mec. Zbigniewa Pawlaka można zadać kluczowe pytanie: po co właściwie jest samorząd radców prawnych?
Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem Pana Prezesa: „Żyjemy w czasach, kiedy zakres i poziom wiedzy o otaczającej nas rzeczywistości budują paski z sensacyjnymi newsami na ekranach telewizorów, chwytliwe tytuły w gazetach, krótkie wiadomości tekstowe i inne – byleby niezabierające więcej czasu niż kilka mgnień oka – ćwierkania, hejty i lajki” („Ja w sprawie protestu...”, Prawnik z 3 lipca 2015 r.).
Tyle że jeżeli tak jest, to można przyjąć dwa modele postępowania: skarcić wszystkich dookoła, zaklinając rzeczywistość, albo postarać się w tej rzeczywistości funkcjonować. Pan Prezes poszedł pierwszą drogą i zaatakował: adwokatów, co zaskakujące – swojego kolegę z prezydium i wreszcie media in gremio. Równolegle nie zaproponował jednak alternatywy.
Zachowania świadczące o syndromie oblężonej twierdzy są rozwiązaniem o tyle ciekawym, ile nieskutecznym. A od władz samorządu radców prawnych każdy jego członek ma prawo wymagać skuteczności. Wydaje się, że głównym celem artykułu Pana Prezesa było wykazanie, że samorząd radcowski na szczeblu krajowym pracuje i walczy o nasze prawa. Udowodnieniu tej tezy miała zaś pomóc dość osobliwa argumentacja, że ci, którzy podejmują publicznie stanowcze działania w obronie zawodów radcowskiego i adwokackiego, popełniają błąd. Lepszą taktyką jest niewchodzenie w spór i bierne czekanie na rozwój wypadków.
Przygotowując się do napisania tego tekstu, przejrzałem doniesienia medialne z ostatnich dwóch lat pod kątem problemów, o których pisze Pan Prezes. Wypada więc wskazać, że o wysokości stawek za czynności z urzędu przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości i samorządów prawniczych rozmawiali od lat, jeszcze we wcześniejszych kadencjach Krajowej Rady Radców Prawnych. Kilkukrotne poruszanie tej kwestii nie przyniosło jednak żadnych konkretnych rezultatów. Wydaje się, że dopiero stanowcza postawa adwokatury może doprowadzić do pewnego przełomu (jakkolwiek wciąż stoi on pod wielkim znakiem zapytania).
Z żalem konstatuję, że właśnie postawa adwokatury, a nie mojego samorządu. Dlatego słowa krytyki pod adresem artykułu innego „kolegi z prezydium”, które tak jednoznacznie sformułował Pan Prezes, wydają się co najmniej niefortunne, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę konieczność ważenia słów wypowiadanych publicznie. Rolę mojego samorządu widzę nie jako prezentację wishful thinking, lecz jako skuteczną i stanowczą walkę o przyszłość zawodu radcy prawnego.
Radców prawnych jest kilkadziesiąt tysięcy. Nie wszystkim się świetnie powodzi. Być może z perspektywy tak wysokiego urzędu postulaty członków samorządu są trudniej słyszalne, niemniej każdy radca prawny płacący składki samorządowe (których walor z pewnością doceniają osoby funkcyjne) ma prawo wymagać, by interesy radców były dobrze reprezentowane.
Dlatego uważam, że ostry atak skierowany pod adresem innych reprezentantów samorządu radcowskiego, którzy dostrzegają konieczność współdziałania z adwokatami w walce o nasze prawa, jest wysoce niestosowny. Czy to poirytowanie nie wynika przypadkiem z faktu, że inicjatywa adwokatury okazała się skuteczniejsza? Czy ma to jakiekolwiek znaczenie z punktu widzenia celu, który jest do osiągnięcia? Słyszalne są głosy oceniające taką polemikę jako niepokojący ambicjonalny wyścig. Jeśli taki wyścig miałby mieć miejsce, to czy jest on wart atakowania aktywnych działaczy samorządowych w celu uzasadnienia własnej bezczynności? Sądzę, że droga obrana przez Pana Prezesa wiedzie nas w niebezpiecznym kierunku. A przede wszystkim osłabia negocjacyjnie.
I sprawa fundamentalna. W całym obszernym artykule brakuje mi silnie zaakcentowanej troski o interesy radców prawnych. Tych, którzy codziennie zmagają się z rynkiem, kosztami i obawami o swoją przyszłość. Jest za to bardzo wiele o „stanowiskach”, „artykułach”, „władzach krajowych”. Ku mojemu zaskoczeniu, Pan Prezes odnosi się do aktywności Naczelnej Rady Adwokackiej, Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie czy też osób inaczej pojmujących misję samorządu. Nie pada natomiast ani jedno słowo o nas, o radcach prawnych... Nie ma żadnych informacji o tym, co dla nas robią władze krajowe. Poza tym, że coś uchwaliły i że się kiedyś spotkały. Nie ma diagnozy sytuacji. W artykule znajduję za to wiele informacji o samym autorze. „Państwo to ja” zwykł niegdyś mawiać Ludwik XIV...
Pozwolę sobie przypomnieć Panu Prezesowi, że dziś mamy nieco inny system polityczny. „Samorząd to ja”, nawet w odniesieniu do kilku osób piastujących swoje funkcje w KRRP, zaprzecza rzeczywistości, w której żyjemy. Panie Prezesie, dziś samorząd zawodowy to w ocenie jego członków nie działacze, lecz przede wszystkim sami członkowie. Można powiedzieć: „Samorząd to my” – dziesiątki tysięcy radców prawnych. Stąd jako strategiczny błąd można postrzegać właśnie ataki na wszystkich, bardzo niebezpieczne konfliktowanie nas z adwokatami i podkreślanie własnej roli w negowaniu osiągnięć innych. Mając niekwestionowalny szacunek dla Pana Prezesa, wolałbym raczej przeczytać, jakie postulaty wysuwa pan w imieniu Krajowej Rady Radców Prawnych, by skutecznie zawalczyć o godne warunki wykonywania zawodu przez zwykłych radców prawnych.
Nie możemy zapominać, że w XXI w. rządzi czwarta władza – media, z którymi liczą się politycy. W tym – i tu się wreszcie zgadzam z panem prezesem – stabloidyzowanym świecie tylko mocny, merytoryczny, jednoznaczny i medialny nacisk ma szanse powodzenia. Rzecz nie w tym, by pisać sążniste odezwy i uchwały. Jeżeli władze korporacji chcą lobbować (w pozytywnym sensie tego słowa) polityków, zapowiadając jednocześnie, że z ich strony nic się nie wydarzy, to nie widzę tu wielkiej szansy powodzenia.
Szanowny Panie Prezesie. Przyjmujący mandat w najwyższych władzach samorządu powinien stanowczo i konsekwentnie dążyć do założonych celów. No, chyba że pozorujemy działanie, a sprawowaną funkcję widzimy jedynie jako prestiżową, reprezentacyjną. Nie należy w mojej ocenie bać się korzystania z dozwolonych prawem, zwyczajem, etyką i podstawowymi zasadami negocjacji instrumentów nacisku. Choćby poprzez wyraźny głos w mediach. Realizacja naszych postulatów leży przede wszystkim w interesie klientów. Jako delegat na Krajowy Zjazd Radców Prawnych, który wraz z koleżankami i kolegami z całej Polski wybierał obecne władze, muszę przemówić głosem tych, których opinie na co dzień słyszę. Oczekują oni bowiem od władz każdego szczebla, w szczególności zaś krajowych, skuteczności. Osiągnięcie wymiernych rezultatów może wiele kosztować. Jeżeli ktoś nie jest gotowy, aby te koszty ponieść, powinien ustąpić pola tym, którzy chcą walczyć. Mają na to siłę i energię. Przede wszystkim zaś rozumieją rolę mediów.
Dramatem dla wszystkich radców prawnych byłoby, gdyby ktokolwiek z działaczy samorządowych odnajdywał zagrożenie dla siebie w konstruktywnym działaniu innych. Od koleżanek i kolegów, którzy nas wybierają jako delegatów, coraz częściej słyszę, że potrzebna jest nam KRRP i prezydium dostrzegające, że radcowie prawni są nie tylko w krajowej radzie, lecz także w Sandomierzu, Opolu, Bydgoszczy, Radomiu, Wałbrzychu czy Poniatowej.
Właśnie ci zwykli radcowie prawni czekają na właściwe zmiany. Panie Prezesie, Ibi victoria, ubi concordia!
Rolę mojego samorządu widzę nie jako prezentację wishful thinking, lecz skuteczną i stanowczą walkę o przyszłość zawodu