Państwo chce zmotywować obywateli do zwracania rzeczy stanowiących jego własność. Dlatego też już 21 czerwca 2015 r. zacznie obowiązywać nowa ustawa o rzeczach znalezionych (Dz.U. z 2015 r. poz. 397). Problem w tym, że przepisy rozporządzenia wykonawczego mogą skutecznie ostudzić zapał tych, którzy myśleli, że i przysłużą się krajowi, i zarobią.
Artykuł 187 par. 2 kodeksu cywilnego stanowi, że rzecz znaleziona będąca zabytkiem lub materiałem archiwalnym po upływie terminu do jej odebrania przez osobę uprawnioną staje się własnością Skarbu Państwa. Innymi słowy: ten, kto znalazł coś wartościowego z punktu widzenia państwa, musi to oddać. Obecnie jedynie w stosunku do zabytków archeologicznych istnieją szczególne przepisy dotyczące wynagradzania znalazcy. Określa to art. 34 ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1446). Ustawodawca postanowił więc rozszerzyć katalog przedmiotów, za które będzie przysługiwała gratyfikacja. Zdaniem części ekspertów robi to jednak dość nieudolnie.
Artykuł 11 ustawy o rzeczach znalezionych ma bowiem stanowić, że w przypadku gdy rzecz znaleziona jest zabytkiem lub materiałem archiwalnym i stała się własnością Skarbu Państwa, znalazcy przysługuje nagroda. Rodzaje, wysokość, a także warunki i tryb przyznawania nagród mają być wskazane w rozporządzeniu ministra kultury i dziedzictwa narodowego.
Projekt rozporządzenia właśnie powstał. I budzi kontrowersje.
Resort kultury proponuje bowiem dwa rodzaje nagród: pieniężną oraz dyplom. Ta pierwsza ma przysługiwać w wysokości do trzydziestokrotności przeciętnego wynagrodzenia. Prawnicy zwracają jednak uwagę, że kryterium, na podstawie którego ma być podejmowana decyzja, jaką nagrodę przyznać, jest bardzo niejasne. Pieniądze bowiem otrzyma znalazca rzeczy o dużej wartości. Dyplom zaś ten, który znalazł zabytek lub materiał archiwalny o wartości co najwyżej przeciętnej.
– Prawodawca powinien określić jasne kryteria, kiedy należy się gratyfikacja finansowa, a kiedy tylko dyplom. Obecny kształt przepisów może bowiem sugerować, że organ decydujący o tym, jakie jest znaczenie przekazanej rzeczy, będzie ją zaniżał po to, aby nie wypłacić pieniędzy – uważa radca prawny Damian Soliński, wspólnik w kancelarii Szczubełek & Soliński.
Jego zdaniem regulacja, w której starosta zajmuje się i wypłacaniem pieniędzy, i oceną wartości znaleziska jest niewłaściwa.
– Sądzę, że dobrym modelem byłoby, aby to nie organ stwierdzał, czy dana rzecz ma dużą wartość, lecz niezależny rzeczoznawca. Wszyscy na tym zyskają, bo ludzie mając większą pewność, że zostaną właściwie wynagrodzeni, będą częściej zgłaszali się ze znaleziskami – proponuje mec. Soliński.
W ocenie urzędników jednak trudno przyjąć precyzyjne kryteria, ponieważ wartość zabytków może być nie tylko materialna, lecz także historyczna, naukowa czy artystyczna.
Co ciekawe, Ministerstwo Kultury postanowiło nie konsultować z nikim projektu rozporządzenia. Jak stwierdziło, nie wiadomo, kto miałby zabrać głos w tej sprawie, więc nie został on przekazany do zaopiniowania nikomu.
Etap legislacyjny
Projekt rozporządzenia (bez konsultacji)