Kompromitacja – tak najczęściej warszawscy adwokaci kwitowali to, co wydarzyło się podczas sobotniego zgromadzenia stołecznej izby. Podobnie jak blisko rok temu kłótnie proceduralne i frakcyjne przepychanki przesądziły o przerwaniu obrad. Tym razem ich owocem będą też zapewne postępowania dyscyplinarne.

Przed rozpoczęciem zgromadzenia największej w Polsce izby adwokackiej wielu jej członków nieśmiało marzyło, iż może tym razem uda się wyjść poza odwieczne spory o wysokość diet działaczy samorządowych czy składek członkowskich i poruszyć w otwartej dyskusji inne, nie mniej palące problemy związane z funkcjonowaniem stołecznych adwokatów w dzisiejszej rzeczywistości rynkowej. To właśnie dla nich sobotnie zgromadzenie musiało okazać się największym rozczarowaniem.

Po trzech godzinach sporów proceduralnych, frakcyjnych przepychanek, a nawet ataków personalnych, obrady zostały przerwane. Zarówno z mównicy, jak i ze strony zniesmaczonej obrotem spraw widowni nieustannie dochodziły dramatyczne głosy, że zgromadzenie jest kompromitacją środowiska, świadectwem upadku etosu warszawskiej adwokatury i zaniku życia samorządowego. Obecny na wydarzeniu fotograf z bezradną miną błądził po ogromnej hotelowej sali, szukając takiego ujęcia, z którego nie byłoby widać rzędów pustych krzeseł. I mimo że nie powtórzyła się sytuacja sprzed roku, kiedy po całym dniu obrad zgromadzenie zakończyło się z powodu braku wymaganego quorum (408 adwokatów), to tegoroczną frekwencję też trudno uznać za sukces (listę obecności podpisało ok. 550 członków warszawskiej izby).

Atmosfera popsuła się już na samym początku spotkania. Podczas wręczenia nagrody jubileuszowej mec. Czesławowi Jaworskiemu jeden z członków koła adwokatów sądowych, kierowanego przez mec. Andrzeja Nogala, robił zamieszanie na widowni, rozdając ulotki z apelem o poparcie „społecznego projektu budżetu” pod hasłem „powiedzmy NIE dla izbowego Bizancjum” (pisownia oryginalna). Chodzi o przygotowany przez mec. Sławomira Zdunka projekt uchwały finansowej, która zawierała konkurencyjne względem inicjatywy władz ORA propozycje budżetowe. Zakładały one m.in. utrzymanie składki izbowej na dotychczasowym poziomie 120 zł miesięcznie (projekt ORA przewidywał podwyżkę o 25 proc.) oraz ograniczenie wydatków na koła adwokackie. Kampania prowadzona przez stronnika mec. Nogala wywołała taki zamęt, że starsi koledzy belferskim tonem musieli mu zwracać uwagę.

Zresztą pomimo pełnej mobilizacji kompletną porażką zakończyły się usilne próby zmiany porządku obrad w taki sposób, aby sprawa budżetu i likwidacji obowiązkowych szkoleń (kolejna propozycja koła adwokatów sądowych) była rozpoznawana w pierwszej kolejności. Stało się tak głównie dlatego, że adwokatom nie udało się w ogóle przyjąć porządku obrad, a nawet podjąć jakiejkolwiek innej decyzji, poza tą o przerwaniu zgromadzenia.

Przyczyną impasu była nieoczekiwana dymisja sześciu członków komisji rewizyjnej wywołana konfliktem z jej przewodniczącym mec. Piotrem Gujskim. Otóż okazało się, iż sprawozdanie ORA, które miało być głównym przedmiotem obrad zgromadzenia, zostało sporządzone samodzielnie przez mec. Gujskiego w imieniu całej komisji, ale bez faktycznej akceptacji jej sześciu członków. Ci ostatni przygotowali własne, „konkurencyjne” sprawozdanie, ale ponieważ wpłynęło ono do ORA zaledwie dwa dni przed zgromadzeniem, nie mogło być podstawą dyskusji (zgodnie z regulaminem powinno ono zostać przesłane co najmniej 14 dni wcześniej). Prezydium doszło zaś do wniosku, że sprawozdania przewodniczącego nie można uznać za sprawozdanie komisji, wobec czego zgromadzenie nie ma w ogóle czym się zajmować.

Co więcej, wszelkie uchwały przez nie ewentualnie podjęte, mogłyby następnie zostać uchylone przez NRA lub ministra sprawiedliwości. - Mało brakowało, a głosowalibyśmy nad dokumentem, który nie ma racji bytu i nie miał prawa powstać! – mówił oburzony mec. Paweł Sawicki, dołączając do chóru osób domagających się odwołania mec. Gujskiego z funkcji przewodniczącego komisji rewizyjnej.

Towarzyszyły temu oskarżenia pod adresem władz ORA o próbę zatajenia i "zamiecenia pod dywan" nieprawidłowości przy pracy komisji. - My o mało nie złamaliśmy przepisów. Jakim prawem i dlaczego osoby decydujące o zgromadzeniu kolejny raz naraziły całą izbę na niepotrzebne wydatki i stratę czasu? – pytała retorycznie mec. Małgorzata Supera. Jej wypowiedź dziekan Paweł Rybiński odebrał jako „pomówienie”, a członków komisji, którzy zrezygnowali z funkcji, określił mianem „nieodpowiedzialnych”.

A jakby wzajemnych zarzutów i pretensji było mało, to równocześnie posypały się jeszcze żądania wszczęcia postępowania dyscyplinarnego w sprawie sytuacji zaistniałej na tle zgromadzenia. - Myślałem, że jako adwokat z 30-letnim stażem widziałem już wszystko i nie sądziłem, że będę świadkiem takiej kompromitacji. Apeluję do rzecznika dyscyplinarnego o rozważenie wszczęcia postępowania dyscyplinarnego w sprawie zdarzenia, które dzisiaj nas spotkało. – mówił rozgorączkowany mec. Marek Gromelski.

Ponieważ uzupełnienie składu komisji rewizyjnej ani wycofanie dymisji jej sześciu członków ze względów proceduralnych nie wchodziło w grę, prezydium pozostało jedynie przerwanie zgromadzenia. Po sprzeciwie mec. Nogala od tej decyzji zarządzono jeszcze głosowanie, ale jego wynik był już czystą formalnością. Władze ORA czeka teraz zwołanie nadzwyczajnego zgromadzenia, które wybierze nowy skład komisji rewizyjnej. Po tym zaś będzie konieczne zwołanie kolejnego zgromadzenia, aby w końcu zatwierdzić sprawozdanie i zamknąć rok.

A na pytanie, co z kosztami, jakie po raz kolejny będzie musiał ponieść stołeczny samorząd w związku z porażką sobotniego zgromadzenia (kosztowało ono ok. 100 tys.), jeden ze znanych warszawskich adwokatów z uśmiechem stwierdził: „Cóż z tego, na szczęście jesteśmy bardzo bogatą izbą”.

Emilia Świętochowska