Mamy już połowę kwietnia, a stołeczna ORA wciąż nie wie, co robić dalej. Zwołać zgromadzenie zwyczajne po to tylko, aby je zakończyć, bez uchwał i budżetu? Czy też narazić się na śmieszność zwołując zgromadzenie nadzwyczajne (bez zakończenia zwyczajnego), podczas którego wybierze się nowych członków komisji rewizyjnej? Wybór godny greckiej tragedii – pisze mec. Andrzej Nogal

Z uwagą przeczytałem w Prawniku.pl pozgromadzeniowy felieton adw. Łukasza Supery „Warszawscy adwokaci odzyskują podmiotowość” (czytaj TUTAJ). Bardzo jest optymistyczny. Autor pisze, że jest dumny z tego, że stołeczni adwokaci odzyskują podmiotowość, gdyż skończyło się traktowanie adwokatów jako maszynek do głosowania, których rola sprowadza się do zatwierdzania przedłożeń działaczy. Cieszy go, że młodzi adwokaci zgłaszają propozycje uchwał programowych, budżetu, uchwały historyczne, tworzą sekcje. Jego zdaniem rola młodych będzie rosła i nikt nie odważy się obecnie stawiać ich do szeregu, sugerując, że najlepiej by było, aby zamilczeli.

Niestety, ja nie podzielam optymizmu adw. Supery. Odbieram wydarzenia w izbie adwokackiej w Warszawie, jako porażkę idei samorządności adwokackiej. Opartej właśnie na poczuciu podmiotowości i świadomości obywatelskiej ogółu adwokatów, ale i na poczuciu odpowiedzialności działaczy. Zacznijmy od ostatniego zgromadzenia izby z 21 marca b.r. Spójrzmy na frekwencję. Omawiane miały być bardzo ważne sprawy, tak dla izby, jak i dotykające wszystkich adwokatów. Z przeszło trzech tysięcy warszawskich adwokatów, do pierwszego głosowania dotrwało ok. 700 (ok. 23 proc.). Po trzech godzinach przepychanek ich liczna zmniejszyła się do ok. 500 (tj. ok. 16 ogółu). Czyli pozostałe 2300-2500 adwokatów nie było obecnych podczas pierwszych głosowań. Ale czy przynajmniej ci obecni mieli ochotę procesować i debatować? Najwyraźniej nie, skoro za głosem dziekana i przewodniczącej zgromadzenia (wybranej na wniosek dziekana) większość opowiedziała się za przerwaniem obrad i rozejściem się do domów. Przyjęli tym samym za dobrą monetę deklarację dziekana, że konieczne jest zwołanie nadzwyczajnego zgromadzenia w celu wyboru członków komisji rewizyjnej. Jednym sukcesem obecnych adwokatów było zmuszenie przewodniczącej zgromadzenia do odczytania uzasadnienia dymisji większości członków komisji rewizyjnej – co z kolei wykorzystane zostało przez dziekana i jego zwolenników, jako pretekst do zerwania zgromadzenia.

Na tym się rola zwykłych adwokatów skończyła. A co z izbowymi działaczami? Zarówno na zgromadzeniu, jak i zaraz po nim ujawnionych zostało wiele działań izbowych władz, kładących cień na ich wiarygodność. Siedmiu członków komisji rewizyjnej oskarżyło przewodniczącego o działania bez ich akceptacji. Okazało się też, że ORA narzuciła komisji rewizyjnej nierealnie krótki (2-dniowy) termin na sporządzenie jej sprawozdania. Przewodniczący miał wybór: złożyć dokument roboczy, jako końcowy, albo narazić się na zarzut uniemożliwienia zwołania zgromadzenia. Z kolei, gdy komisja tuż przed zgromadzeniem uchwaliła nowe sprawozdanie, bardzo krytyczne wobec ORA, to pomimo, że przewodniczący komisji rewizyjnej przesłał je do ORA na dzień przed zgromadzeniem, to ani ORA, ani dziekan nie podjęli realnych działań, aby poinformować ogół adwokatów o zaistniałej sytuacji, albo też rozwiązać powstały problem. Zamiast tego, jakby nic się nie wydarzyło, rozpoczęto zgromadzenie i sprzeciwiano się ujawnieniu przyczyn dymisji większości członków komisji rewizyjnej. Z kolei po odczytaniu tegoż listu, dziekan nie złożył adwokatom wyczerpujących wyjaśnień, ograniczając się do wezwania o zerwanie obrad i rzucając pogróżki dyscyplinarne. Wobec, zapewne, tych siedmiu odważnych członków komisji rewizyjnej.

W efekcie mamy bezterminowo przerwane zgromadzenie zwyczajne. I co dalej? Obecnie dominują głosy, że do czasu jego zakończenia nie można zwołać zgromadzenia nadzwyczajnego. Nie mogą bowiem dwa zgromadzenia działać równolegle. Nie mamy też komisji rewizyjnej, bo po złożeniu dymisji przez większość członków stała się ciałem kadłubowym, niezdolnym do jakichkolwiek działań, z przewodniczącym, wobec którego są stawiane ciężkie zarzuty. Obecnie mamy już połowę kwietnia, a ORA wciąż nie wie co robić dalej. Zwołać zgromadzenie zwyczajne po to tylko, aby je zakończyć, bez uchwał i budżetu? Czy też narazić się na śmieszność zwołując zgromadzenie nadzwyczajne be zakończenia zwyczajnego, podczas którego wybierze się nowych członków komisji rewizyjnej? Wybór godny greckiej tragedii, a cenę za niego trzeba będzie zapłacić rzeczywistą, liczoną w setkach tysięcy złotych. Tyle będą kosztowały dwa (co najmniej) nowe gromadzenia W sumie jedynymi beneficjentami obecnej sytuacji jawią się działacze adwokaccy, którzy mieli powody do obaw o swoje diety. W razie bowiem uchwalenia społecznego projektu budżetu nie mieliby już prawa do pobierania bizantyjskich apanaży.

W tej sytuacji pozostaje zaapelować do prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej o czynny udział w rozwiązaniu warszawskiego problemu. Najwyraźniej ma on charakter nie tylko prawny i osobowy, a jego źródłem jest systemowa niewydolność warszawskiego samorządu adwokackiego. Takiego stanu rzeczy nie zmienią takie czy inne przejawy aktywności szeregowych adwokatów, przygotowanie oddolne tych czy innych uchwał. Czy też snucie marzeń o „sekcjach”, jako panaceum na cało zło. Kolegom „sekcjanom” poddaję pod rozwagę, że pomimo upływu wielu miesięcy od podjęcia uchwały programowej, ORA nie była w stanie uchwalić regulaminu tychże sekcji, a dwóch członków prezydium ORA publicznie zadeklarowało ich przeciwstawny charakter prawny. Stołeczna palestra to jedna trzecia ogółu polskiej adwokatury. Bez uzdrowienia sytuacji w Warszawie, trudno, aby polska adwokatura mogła zająć się problemami zewnętrznymi.

Andrzej Nogal, adwokat