PROF. BOGUMIŁ SZMULIK wyjaśnił swoje stanowisko na temat stworzenia kodeksu dla wszystkich urzędników. Zastąpienie trzech ustaw dla pracowników administracji państwowej jedną doprowadziłoby do uproszczenia prawa i przejrzystości w zatrudnieniu

Dlaczego powszechnie krytykowana ustawa o pracownikach urzędów państwowych wciąż funkcjonuje?

Dobre pytanie. Ustawa obowiązuje ponad 30 lat i zarówno w zakresie legislacyjnym, jak i konstytucyjnym pozostawia wiele do życzenia. Całkowicie niezrozumiałe jest, dlaczego na równi z instytucjami państwowymi takimi jak Biuro Trybunału Konstytucyjnego czy Kancelaria Prezydenta obejmuje też część administracji rządowej, np. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa czy Rządowe Centrum Legislacji, która zasadniczo podlega ustawie o służbie cywilnej. Tajemnicą poliszynela jest, że wszelkie próby ulepszenia przepisów z 1982 r. są torpedowane w parlamencie przez tamtejszych urzędników, którzy obawiają się zwiększonej transparentności naborów i skutecznie urabiają posłów i senatorów. Z legislacyjnego punktu widzenia ustawa, która ma kadłubowy kształt, była wielokrotnie nowelizowana i nie przystaje do konstytucyjnych realiów III RP, powinna być niezwłocznie zastąpiona nowym aktem prawnym.

Czy nie powinna powstać jedna pragmatyka służbowa dotycząca urzędników?

W środowisku naukowym od dawna podnoszony jest postulat uchwalenia kodeksu urzędniczego. Przyczyniłby się on do uproszczenia obowiązującego prawa, bo zamiast trzech ustaw (o pracownikach urzędów państwowych, o służbie cywilnej i o pracownikach samorządowych – przyp. red.) byłaby jedna. Taka zmiana wpisywałaby się w trendy deregulacji, skutecznie realizowanej przez rząd w ostatnich latach. Wymagałoby to oczywiście szerokich konsultacji i zgody różnych środowisk od prezydenta RP, szefa służby cywilnej po marszałków województw i Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu, ale w przestrzeni publicznej nie widzę determinacji do tego typu działań.

Do służby cywilnej też można mieć wiele zastrzeżeń. Czy to nie dziwne, że gdy zmienia się minister, to automatycznie pojawia się nowy dyrektor generalny?

Taka praktyka niestety się już utarła. Wiąże się to także z tym, że w kancelarii premiera pozostaje w pogotowiu sztab byłych dyrektorów generalnych oraz urzędników aspirujących do tego grona, z których chętnie korzystają politycy. W praktyce zatem coś, co prawnie funkcjonowało w latach 2006–2008, a określane było państwowym zasobem kadrowym, w pewnym okrojonym zakresie nadal obowiązuje. Poza tym każdy ma swoje sympatie i antypatie, a gdy trzeba oszczędzać i nie wszystkie decyzje polityczne są racjonalne, dyrektorzy generalni popadają w konflikty z politykami. W trakcie trwania tej koalicji rządzącej i tak wydłużył się czas zajmowania wyższych stanowisk, obecnie znacznie przekracza 2 lata. Problem w tym, że szef służby cywilnej nie ma żadnych instrumentów prawnych do obrony dyrektorów generalnych i wzmacniania ich apolityczności.
Dlaczego dyrektorzy generalni tak rzadko są jednocześnie urzędnikami mianowanymi?
Z badań naukowych wynika, że jedynie 40 na 60 dyrektorów generalnych ma mianowanie. Skoro zatem aż 1/3 z nich nie miała zweryfikowanej egzaminem wiedzy i umiejętności czy też nie należy do grona absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, to trzeba stwierdzić, że obecny system służby cywilnej jest dziurawy. Jeżeli spośród 7,5 tys. mianowanych urzędników nie można wyłonić dyrektorów generalnych, a urzędami kierują osoby, które dostały się na dane stanowisko na skróty, to obowiązujący model służby cywilnej w Polsce jest wadliwy i całkowicie nielogiczny.
W administracji rządowej mamy też Radę Służby Cywilnej. Czy spełnia ona swoją funkcję?
Jest to ciało opiniodawczo-doradcze prezesa Rady Ministrów i sądzę, że właściwie realizuje powierzone jej zadania. Przy czym w jej składzie brakuje moim zdaniem przedstawicieli związków zawodowych działających w służbie cywilnej, stowarzyszenia absolwentów KSAP czy podmiotu reprezentującego 120-tysięczny korpus urzędniczy. Szersza formuła tego ciała byłaby rozwiązaniem bardziej adekwatnym do potrzeb i oczekiwań zarówno premiera, jak i samych urzędników. Obecna formuła rady została ukształtowana ponad 15 lat temu, gdy system służby cywilnej był w powijakach, stąd należałoby przemodelować jej skład i zadania. Można by przecież uczynić z rady ciało opiniujące i dające rekomendacje kandydatom do ubiegania się o stanowiska urzędnicze w Brukseli.