Szef resortu sprawiedliwości nie musi się przed nikim tłumaczyć, dlaczego odwołuje sędziego z delegacji. Ostatnio nawet Europejski Trybunał Praw Człowieka odmówił oceny takiej decyzji.

Sprawa dotyczyła Łukasza Piebiaka, sędziego Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy. W 2012 r. został on odwołany przez ministra ze stałej delegacji do sądu okręgowego. Jego zdaniem decyzja została podjęta w sposób arbitralny: oparto ją jedynie na wniosku prezesa SO. Sędzia Piebiak podnosił, że pozbawiono go możliwości udziału w sprawie, a tym samym zaniechano dokładnego wyjaśnienia stanu faktycznego. Dlatego też zwrócił się do ministra o ponowne rozpoznanie sprawy. Ten jednak odmówił argumentując, że decyzja o odwołaniu sędziego z delegacji nie jest decyzją administracyjną. Tym samym nie przysługuje wniosek o ponowne rozpoznanie sprawy.

Sędzia Piebiak skierował więc skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Podnosił w niej m.in., że MS oparł swoją decyzję na wniosku prezesa sądu, a żaden przepis nie przewiduje udziału tego organu – w charakterze doradczym lub inicjującym – w procedurze delegowania czy odwołania sędziego z delegacji. WSA jednak oddalił skargę. Również on uznał bowiem, że rozstrzygnięcie MS nie miało charakteru decyzji administracyjnej.

– Co jednak istotne, WSA w uzasadnieniu wyroku wskazał, że choć podniesione przeze mnie argumenty są interesujące, to mogą stanowić jedynie inspirację do zmian legislacyjnych – mówi sędzia Piebiak.

Na taką zmianę jednak nie ma co liczyć. Jak bowiem powiedział nam Wojciech Hajduk, wiceminister sprawiedliwości, resort nie widzi problemu.

– Odwołania z delegacji zdarzają się naprawdę bardzo rzadko, to są pojedyncze przypadki – twierdzi wiceminister.

I wskazuje, że w przepisach jest jasno powiedziane, czym ma się kierować minister, podejmując tego typu decyzje: racjonalnym wykorzystaniem kadr sądownictwa oraz potrzebą wynikającą z obciążenia poszczególnych sądów.

Jak jednak twierdzi Łukasz Piebiak, w jego przypadku nie te przesłanki odegrały główną rolę.

– Moje odwołanie z powodów organizacyjno-kadrowych było pozbawione podstaw. Świadczy o tym chociażby to, że miałem jedne z najlepszych wyników statystycznych w wydziale, w którym orzekałem podczas delegacji – uważa sędzia Piebiak.

Jego zdaniem prawdziwą przyczyną cofnięcia delegacji był bowiem jego personalny spór z wiceprezesem SO w Warszawie.

Koniec końców sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ten jednak podzielił argumenty MS oraz WSA. Wskazał, że akt odwołania sędziego z delegacji nie wymaga zgody sędziego, nie musi być pisemnie uzasadniony i może być dokonany w każdym czasie. Tym samym sędzia wyczerpał wszystkie środki odwoławcze przysługujące mu przed polskimi sądami. Ostatnią deską ratunku była więc skarga do ETPC.

– Doszło do naruszenia europejskiej konwencji praw człowieka m.in. z tego powodu, że w prawie o ustroju sądów powszechnych wprowadzono rozwiązanie pozwalające na cofnięcie sędziemu delegacji do innego sądu w sposób arbitralny, co narusza poczucie stabilizacji i pewności sytuacji prawnej jednostki – przekonuje Łukasz Piebiak.

Tłumaczy, że delegacja nastąpiła za jego zgodą, a odwołanie – bez niej, a nawet bez umożliwienia mu przedstawienia swojego stanowiska w tej kwestii. „Obowiązujące regulacje prawne dotyczące odwoływania delegacji pozbawiają nie tylko skarżącego, ale wszystkich delegowanych sędziów w analogicznej sytuacji pewności co do dalszych losów zawodowych. Odwołanie delegacji sędziowskiej w każdym czasie, ze skutkiem natychmiastowym i bez zgody, a nawet bez wiedzy zainteresowanego sędziego następuje przy całkowitym braku jakichkolwiek ustawowych przesłanek proceduralnych i materialnych” – czytamy w skardze.

Mimo tych argumentów ETPC uznał wniesienie tej skargi za niedopuszczalne. Nieznane są motywy tej decyzji, gdyż trybunał nie ma obowiązku tego typu rozstrzygnięć uzasadniać.

– Wygląda więc na to, że doszliśmy do ściany. Resort sam z siebie przepisów nie zmieni, a jak się wydaje, nie ma już instytucji, do której moglibyśmy się zwrócić w tej sprawie – kwituje sędzia Piebiak.