Patronat adwokata za 1 tys. zł miesięcznie – to fragment ogłoszenia opublikowanego przez jedną z prywatnych szkół wyższych afiliowaną przy Instytucie Nauk Prawnych PAN, która specjalizuje się w kształceniu prawników. Wprawdzie propozycja wygląda na zgodną z prawem, ale z etyką zawodową nie ma już nic wspólnego.

W trosce o niepewne losy swoich absolwentów uczelnia ogłosiła na stronie internetowej, że współpracująca z nią kancelaria adwokacka obejmie „patronat/opiekę merytoryczną” nad dziesięcioma aspirującymi prawnikami. Nie wiadomo, czy szkoła pobiera opłatę za pośrednictwo, ale adwokaci, którzy obiecują młodym adeptom prawa praktyczną naukę wykonywania zawodu, za swoją usługę życzą sobie 1 tys. zł miesięcznie oraz podpisania umowy na kolejne trzy lata. Ogłoszenie wisiało na stronie internetowej uczelni tylko przez kilka dni i jej pracownicy nie chcą teraz zdradzić, dlaczego zostało zdjęte, ani jakim cieszyło się zainteresowaniem. Tajemnicą owiane są również dane kancelarii adwokackiej, która tak wspaniałomyślnie wyciągnęła rękę do dziesiątek aplikantów bez perspektyw na samodzielne znalezienie patrona.

Od kilku lat coraz więcej młodych prawników musi zwracać się do swoich samorządów zawodowych, aby formalnie przydzieliły im opiekuna, bo nikt nie chce ich przyjąć nawet za darmową pracę w kancelarii. – Byłam zszokowana, kiedy usłyszałam o ogłoszeniu tej uczelni. Z etycznego punktu widzenia domaganie się od aplikantów pieniędzy za patronat jest bardzo naganną praktyką. To czysty wyzysk młodych prawników, którzy przecież i tak zwykle słabo zarabiają – oburza się Marta Galińska, aplikanta radcowska.

Na informację, że w szeregach palestry mogą być członkowie, którzy bez zawahania zainkasowaliby od dziesięciu aplikantów niebagatelną kwotę 360 tys zł (w skali trzech lat) w zamian na „patronat/opiekę merytoryczną”, jeszcze ostrzej reagują sami adwokaci. – Takie osoby nie mają żadnych kwalifikacji, aby zostać patronem, a być może nawet adwokatem, skoro są gotowe czerpać korzyści z posiadania tytułu zawodowego. Praca adwokata polega przede wszystkim na udzielaniu pomocy prawnej, a nie na świadczeniu usług patronatu. Składanie takiej oferty jest podstawą do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego – nie kryje zniesmaczenia mecenas Andrzej Michałowski.

Jednocześnie ironicznie zauważa, że ogłoszenie opublikowane przez prywatną uczelnię świadczy o tym, że historia polskiej adwokatury zatacza koło. – Przed wojną listy adwokatów wykonujących zawód były tak długie, a kancelarie zarabiały tak mało, że aplikanci także musieli płacić swoim patronom, aby u nich pracować – przypomina mecenas Michałowski.