Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla nieobecności na zgromadzeniu. Taka postawa jest nie tylko naruszeniem podstawowych obowiązków samorządowych, lecz także przejawem lekceważenia koleżanek i kolegów - podkreśla Jerzy Marcin Majewski, adwokat, członek Okręgowej Izby Adwokackiej w Poznaniu

Na niedawnym zgromadzeniu izby warszawskiej zarejestrowało się 1525 adwokatów. W pierwszym głosowaniu, dwie godziny po rozpoczęciu obrad, głosowało jednak już niecałe 550 osób. Z godziny na godzinę z frekwencją było coraz gorzej – koniec końców na sali zostało niecałe 300 osób i zabrakło kworum. Jak pan to skomentuje?

Można na to spojrzeć z różnej perspektywy, w tym ogólnospołecznej. Moim zdaniem w całym polskim społeczeństwie następuje zanik postaw obywatelskich. Jest to zarówno wynikiem tempa życia, jak i polityki. Pod kierunkiem obecnej ekipy działania państwa mają tyle wspólnego z obywatelskością, co demokracja socjalistyczna z demokracją. Zniechęcenie do działań obywatelskich przenosi się także na samorządy zawodowe, w tym na adwokaturę. Coraz więcej adwokatów obojętnieje na sprawy środowiskowe i nie jest zainteresowanych działaniem swoich władz. Tymczasem adwokatura bez samorządu istnieć nie może. W Warszawie na tę ogólną sytuację nałożył się jeszcze konflikt wewnątrzizbowy. Część – zresztą bardzo niewielka – środowiska warszawskiego domagała się bowiem odwołania dziekana ORA mecenasa Pawła Rybińskiego i kilku innych członków władz.

Jeśli chodzi o odwoływanie władz, to podczas zgromadzenia padł i – co wzbudziło nieskrywany sprzeciw części sali – przeszedł wniosek, by odrzucić wszystkie merytoryczne propozycje zmian w porządku obrad, w tym te dotyczące właśnie członków samorządu. Czy takie głosowanie en bloc jest dopuszczalne?

Do złożenia wniosku o odwołanie dziekana i innych członków ORA – moim zdaniem – nie było żadnych podstaw merytorycznych i – gdybym był członkiem warszawskiej izby – na pewno nie oddałbym głosu za ich odwołaniem. Niemniej jednak każdy adwokat ma prawo taki wniosek złożyć. Skoro został złożony, należało go poddać głosowaniu. Tymczasem zwolennicy dziekana Pawła Rybińskiego postanowili nie dopuścić do głosowania merytorycznego, składając rzekomo formalny wniosek o odrzucenie wszystkich wniosków uzupełniających porządek obrad. Problem w tym, że wniosek o odrzucenie wniosku merytorycznego w istocie nie jest wnioskiem formalnym, a głosem przeciwko wnioskowi merytorycznemu. Nie powinno się go głosować. Powinny być za to głosowane wnioski o uzupełnienie porządku obrad, i to każdy oddzielnie. Jestem przekonany, że i tak by nie przeszły. Dyskusja wokół wniosków formalnych znużyła uczestników zgromadzenia, którzy zaczęli je opuszczać. No i doszło do tego, do czego doszło. O ile przed zgromadzeniem nie widziałem żadnych podstaw do odwołania dziekana, o tyle mój obecny osąd jest już mniej stanowczy w tej kwestii. Rozsypała się orkiestra – bez względu jednak na to, kto fałszował, winę ponosi dyrygent.

Należałoby zdyscyplinować członków orkiestry, którzy zdezerterowali?

Zdecydowanie tak. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla nieobecności na zgromadzeniu i nie ma żadnego usprawiedliwienia dla odhaczania się i jego opuszczania. Taka postawa jest nie tylko naruszeniem podstawowych obowiązków samorządowych, lecz także przejawem lekceważenia siebie samego, a także koleżanek i kolegów, którzy przybyli na zgromadzenie i wytrwali na nim do końca. To także poważne koszty ponownego odbycia zgromadzenia. Bez względu na to, kto z adwokatów warszawskich nie przybył bądź opuścił zgromadzenie bez usprawiedliwienia, powinien za to odpowiadać dyscyplinarnie. Tu nie może być taryfy ulgowej. Ale jak znam życie – będzie.

Na to, że nie doszło do głosowania nad odwołaniem władz izby, istotny wpływ miała wypowiedź mec. Czesława Jaworskiego. Pan również uważa, że zgromadzenie zwyczajne to nie miejsce na odwołanie dziekana?

Mec. Czesław Jaworski to wielka postać Adwokatury Polskiej. Człowiek o nieskazitelnej postawie etycznej. Doskonały prawnik. Ogromnie zasłużony dla samorządu adwokackiego. Zawsze zachowywałem wobec pana mec. Jaworskiego olbrzymi szacunek i mam podstawy sądzić, że z pewną wzajemnością, chociaż przed bardzo wielu laty byliśmy antagonistami w sprawach samorządowych. Z uwagi na te relacje ośmielam się twierdzić, że pan mec. Jaworski podczas zgromadzenia nie miał racji. Sądzę, że zbyt mocno chciał bronić nie tylko dziekana, ale i stosunków wewnątrz izby warszawskiej i użył argumentacji prawnej, powiedzmy, nieco karkołomnej. Organ izby może być odwołany przez organ, który go powołał. Nie ma znaczenia tryb zwołania organu powołującego. Tak więc każdy dziekan może być odwołany przez zgromadzenie swojej izby bez względu na to, czy jest to zgromadzenie zwyczajne, czy nadzwyczajne. To, że mec. Czesław Jaworski się mylił, w najmniejszym stopniu nie umniejsza mojego szacunku do niego. Bez wątpienia robił to w dobrych intencjach, ale śmiem przypuszczać, że miał świadomość tego, że dokonuje swoistej nadinterpretacji przepisów.

W pana opinii warszawskie zgromadzenie zostało przerwane czy zakończone?

Tego nie wie nikt. Zdaje się, że nie wie tego nawet Okręgowa Rada Adwokacka w Warszawie, bo nie udzieliła mi odpowiedzi na oficjalne pytanie w tej sprawie. W istocie mamy lukę w przepisach. Zgromadzenie nie zostało przerwane, bo nie wyznaczono terminu jego dokończenia; nie zostało także zakończone, bo przewodniczący zgromadzania go nie zamknął. Wiceprzewodniczący zgromadzenia na moje pytanie oświadczył, że zgromadzenie trwa. Konsekwencje są formalne i sprowadzają się do odpowiedzi, czy zgromadzenie powinno być na nowo zwoływane uchwałą Okręgowej Rady Adwokackiej, czy też zarządzeniem przewodniczącego zgromadzenia o jego dokończeniu w ustalonym terminie. Jednak Okręgowa Rada Adwokacka powinna bardzo wnikliwie rozważyć tę kwestię, aby nie narazić się na zarzut nieważności zgromadzenia w momencie, gdy zostanie ono czy to wznowione, czy na nowo zwołane.

Izba warszawska jest największa w Polsce. To, co miało miejsce w zeszłą niedzielę, świadczy o tym, że nie bardzo potrafi zapanować nad swoimi członkami. Pojawiły się głosy, że należałoby ją podzielić.

Zawsze byłem zwolennikiem małych izb i przeciwnikiem ich likwidacji bądź łączenia. To w małych izbach najlepiej rozwijają się idee samorządowe. To w małych izbach adwokaci się nawzajem znają i są aktywni w samorządzie. Koleżankom i kolegom z Warszawy nie śmiem jednak udzielać opinii i rad. Nie jestem do tego ani kompetentny, ani uprawniony. Ale jestem przekonany, że izba warszawska i jej dziekan poradzą sobie z kryzysem. Stanowczo jednak twierdzę, że łagodzenie warunków uczestnictwa w zgromadzeniach poprzez obniżenie obowiązkowego quorum to rozwiązanie najgorsze z możliwych. Owszem, zwiększa szanse na odbycie zgromadzenia, ale jednocześnie akceptuje istniejącą bierność członków adwokatury.