W sądownictwie dyscyplinarnym radców prawnych istnieje obecnie katalog kar, jednak brak w nim wykazu czynów zabronionych. Konstrukcja ta przeczy wolnościom konstytucyjnym i swobodom unijnym - uważa radca prawny Agata Rewerska.

Ewa Ivanova: Rzecznik dyscyplinarny Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie postawił pani zarzuty za prowadzenie kursów dla aplikantów. Zaskoczenie?

Agata Rewerska, radca prawny prowadzący Szkołę Prawa Procesowego Ad Exemplum: Raczej zdumienie. Rzecznik wystosował do mnie pismo, które chce zapewne postrzegać jako zawierające zarzuty, ale nie doszło do ich postawienia.

EI: Bo…

AR: Z uwagi na niedochowanie przepisów procedury karnej, które rzecznik powinien odpowiednio stosować.

EI: Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie trwało 3 lata. To nie przewlekłość?

AR: To ani nie jest zgodne z przepisami prawa, ani uzasadnione.

EI: Co robił przez ten czas rzecznik dyscyplinarny?

AR: Zażądał ode mnie złożenia pisemnych wyjaśnień, które były obszerne i bardzo szczegółowe, oraz dokonał przesłuchania mnie w charakterze świadka. Częstotliwość i zakres czynności podejmowanych przez rzecznika była zatem niewielka. Kodeks postępowania karnego, który, przypominam, stosuje się odpowiednio do postępowań dyscyplinarnych, przewiduje na dopełnienie czynności postępowania przygotowawczego 30 dni. Czy tu mamy zatem przewlekłość? Chyba każdy może ocenić to sam.

EI: Co oficjalnie zarzuca pani rzecznik dyscyplinarny ?

AR: Zarzuty dotyczą prowadzenia przeze mnie Szkoły Prawa Procesowego Ad Exemplum. Rzecznik uważa tę działalność za naruszenie obowiązku dbałości o godność zawodu, naruszenie zakazu uczestniczenia w czynnościach, które podważają zaufanie do radcy prawnego, zarzuca mi naruszenie obowiązku szacunku i lojalności wobec organów samorządu, naruszenie obowiązku stosowania się do uchwał samorządu, naruszenie obowiązku współdziałania z organami i naruszenie zakazu wykorzystywania powierzonej funkcji w organach samorządu. Kłopot w tym, że ciężko naruszyć godność zawodu działaniami zgodnymi z prawem i nie uwłaczającymi godności ludzkiej, a za takie ciężko z kolei uznać prowadzenie ćwiczeń np. z prawa cywilnego. Nie można także przyjąć, iż nauczanie prawa przyszłych pełnomocników procesowych jest czynnością podważającą zaufanie do zawodu radcy prawnego. Zupełnie nie wiem, jak edukacja miałaby nastawać na szacunek wobec organów samorządu, ani w jakim aspekcie jest nielojalnością (nadal) względem organów samorządu (a nie tego samorządu nawet) prowadzenie zajęć edukacyjnych.

EI: Rzecznik twierdzi, że naruszyła pani uchwały samorządu radcowskiego.

AR: Niestety jednak nie wskazuje, które z uchwał zakazują nauczania adeptów sztuki prawniczej. Przez kilka lat byłam wykładowcą etyki i zasad wykonywania zawodu w OIRP w Warszawie, takich uchwał nie znam. Nie wiem także, na czym polega naruszenie obowiązku współdziałania z organami samorządu, ponieważ obowiązek ten nie jest w żaden sposób ustawowo zdefiniowany, a ja jestem postrzegana przez członków organów OIPR w Warszawie jako persona non grata i wszelkie moje próby rozmów czy współpracy są kwitowane milczeniem.

EI: Ale pada też poważny zarzut dotyczący nadużycia przez panią funkcji sprawowanej w organach samorządu. Co pani na to?

AR: Trudno mi to zrozumieć, ponieważ nigdy nie byłam ani dziekanem, ani członkiem rady, sądu dyscyplinarnego, czy komisji rewizyjnej.

EI: To skąd te zarzuty?

AR: To dobre pytanie, ale do rzecznika dyscyplinarnego, nie do mnie. Ja nie widzę w nich żadnej racjonalności.

EI: Prowadzenie kursów, które są de facto alternatywą dla aplikacji, budzi kontrowersje.

AR: Moje szkolenia mają charakter korepetycyjny, są dodatkowym kursem z procesu i zasad jego prowadzenia dla osób, które interesuje ta tematyka, i które wiążą swoje życie zawodowe z prowadzeniem sporów sądowych. Nie mogę zatem zrozumieć, dlaczego prowadzenie takich kursów dla radców prawnych i adwokatów nie narusza żadnych norm etycznych, a dla aplikantów już tak. Nie widzę też podstawy do czynienia dystynkcji pomiędzy mną a wydawnictwami LexisNexis, C.H Beck i Wolters Kluwer czy analogiczną szkołą przewodniczącego Sądu Dyscyplinarnego w Warszawie (chodzi o Artura Załuskiego, który niedawno przestał pełnić tę funkcję – przyp. red.) - ich działania są bowiem etyczne, moje już nie. Nie rozumiem dlaczego inne podmioty mogą obwieszczać, że ich szkolenia prowadzone są np. przez egzaminatorów komisji ministerialnych, że służą uzupełnieniu wiedzy zdobytej w toku aplikacji, mogą drukować ulotki i je rozdawać na terenie izby i nikt nie postrzega tego jako nadużycie, ja zaś zachowuję nad wyraz dużą powściągliwość we wszelkich działaniach promocyjnych, nie reklamuję szkoły (a przecież prawo mi na to pozwala), nie rozdaję ulotek, a pomimo to tylko ta jedna szkoła postrzegana jest przez izbę jako konkurencja. Czemu? Nie wiem, ale uważam, że nie o działalność edukacyjną chodzi.

EI: Chce pani powiedzieć, że samorząd traktuje panią jako wroga publicznego z powodu udziału w ostatnich wyborach do władz?

AR: Nie używajmy słowa samorząd. Ludzie są tylko ludźmi. Mają swoje słabości, cele, ambicje i niestety czasami te ambicje się krzyżują, dochodzi do różnych sytuacji. Zastanawiam się, jaki cel mają te działania. Proszę na to spojrzeć racjonalnie: jestem osobą aktywną, jest dość liczna grupa radców, która mnie popiera, mamy własną wizję samorządu - inną od grupy osób, które teraz są we władzach warszawskich, mamy pomysł i sposób na nauczanie i doskonalenie zawodowe, mamy jasno określone oczekiwania względem samorządu i jego organów, dostrzegamy pewne zmiany społeczne i rynkowe, do których w naszym przeświadczeniu samorząd powinien się dostosować, ponieważ leży to w interesie jego członków, etc. Nie jesteśmy prostą opozycją. Wymagamy merytorycznych działań. Sami je podejmujemy. I zapewne będziemy nadal podejmować starania zmierzające w stronę zreformowania samorządu i nadania mu bardziej „rynkowego” charakteru.

EI: Prywatne kursy nie są działalnością konkurencyjną wobec samorządu?

AR: Nie ma żadnych przepisów prawa, z których można by wyprowadzić zakaz prowadzenia działalności tego rodzaju. Nie ma w tym działaniu też żadnej racjonalności - bo czy uznalibyśmy za racjonalne, że prowadzenie prywatnego gimnazjum albo liceum jest nieetyczne względem państwa, które prowadzi szkoły publiczne? Do tego są jeszcze swobody unijne, które pozwalają każdemu - w tym i mi - na swobodne wybranie zawodu i jego wykonywanie. Jakie wnioski wyciągnęłaby pani z tego na moim miejscu? Proszę jeszcze spojrzeć na szkołę, jako na ogromne skupisko osób, które po zdanym egzaminie będą już mogły głosować, czyli decydować o tym kto jest dziekanem.

EI: Izba odpowiada, że w wyborach o różne funkcje ubiegało się 1130 osób, a jednak nie mają oni dziś dyscyplinarek.

AR: O tak, ale udział w wyborach wzięły tylko trzy „ugrupowania”, z których każde miało tylko jednego kandydata na dziekana. Proszę pamiętać, że nasz system wyborczy trochę wymusza konsolidację środowiska wokół liderów, ponieważ wyłącznie startowanie ze wspólnej listy daje szansę na wejście do władz samorządu. Proszę też pamiętać, że w poprzednich wyborach mec. Stępniewski i mec. Chróścik stanowili ten sam front. Postrzegani zresztą byli jako dobrzy znajomi i panowało powszechne przekonanie, że mec. Stępniewski sam wskaże na swojego następcę mec. Chróścika. A jednak się tak nie stało i w wyborach wystartowali przeciwko sobie, tworząc dwie oddzielne (choć wywodzące się ze wspólnego pnia) grupy wyborcze.

EI: Co pani myśli o korporacyjnej sprawiedliwości?

AR: Ostatnie wydarzenia każą rozpocząć dyskusję nad granicami sądownictwa koleżeńskiego, które w mojej ocenie nie zawsze spełnia przypisaną mu rolę. Celem istnienia sądów dyscyplinarnych i zasad etyki jest zagwarantowanie obywatelowi, że jego prawa jako klienta radcy prawnego czy adwokata nie zostaną naruszone, i że radca prawny czy adwokat nie wykorzysta swojej wiedzy prawniczej i faktycznej przeciwko niemu. W mojej ocenie nie można kompetencji sądów koleżeńskich rozciągać na inne płaszczyzny życia radców prawnych czy adwokatów. Uważam także, że czas zastanowić się nad tym, czy może istnieć katalog kar dyscyplinarnych bez katalogu czynów zabronionych – taką konstrukcję mamy w tej chwili. Nie ma wymienionych czynów, które podlegają ściganiu dyscyplinarnemu. Ustawa zaś zawiera wyłącznie katalog kar. Konstrukcja ta przeczy wolnościom konstytucyjnym i swobodom unijnym.

EI: Mocne słowa.

AR: Jako prawnik jestem takim samym obywatelem, jak każdy inny człowiek i mam prawo wiedzieć dokładnie, czego nie wolno mi robić i dlaczego. Nie rozumiem zatem, dlaczego - skoro przepisy prawa mi tego nie zabraniają, a premier w swoim expose deklaruje pełne wsparcie gwarancji unijnych dających każdemu obywatelowi prawo wykonywania swobodnie wybranego przez siebie zawodu, a ja po części pomagam tą obietnicę zrealizować - zamiast docenia i dowartościowania mojej pracy, samorząd próbuje uznać ją za nieetyczną i niesłużącą dobru społecznemu. I w sumie to nie wiem, czy powinnam używać określenia samorząd, bo to nie wszyscy radcowie prawni, to nie wszystkie jednostki tego samorządu, to tylko organy OIRP w Warszawie mają takie odczucia i spostrzeżenia apropos mojej pracy. Wskazywane przez rzecznika przeświadczenia co do nieetycznego charakteru prowadzenia działalności są emanacją jego odczuć i przekonań, nie zaś całego środowiska radcowskiego. W tym zaś nie brakuje takich, którzy doceniają sens naszej pracy.

EI: To w jakie kwestie nie powinno ingerować sądownictwo dyscyplinarne?

AR: Nie powinno wykraczać poza kwestie związane z wykonywaniem zawodu radcy prawnego. Nie powinno dotyczyć życia osobistego radców, ich spraw prywatnych i innej niż prawnicza działalności. Powinno natomiast zdecydowanie stać na straży uczciwości zawodowej, lojalności względem klienta oraz ochrony jego interesów. Interweniować zaś powinno wyłącznie, gdy dojdzie do skrzyżowania interesów racy prawnego z interesami jego klienta. Ucieszyła mnie w związku z tym wiadomość o podjęciu inicjatywy ustawodawczej przez komisję Senatu RP w zakresie sądownictwa dyscyplinarnego. Wydaje mi się, że poza mną znajdzie się bowiem dość szerokie grono osób, które zechcą się włączyć w debatę publiczną nad ewentualnie przygotowanym projektem.

EI: Czy sądy powszechne powinny orzekać o przewinieniach dyscyplinarnych? Bo takie rozwiązanie proponują posłowie Solidarnej Polski w swym projekcie.

AR: Taki pomysł był już zgłaszany przez różne podmioty. Nie wiem na razie, w jakim kierunku idą prace komisji senackiej, ale dla samorządów na pewno byłby to cios. Może zatem sami powinniśmy odpowiednio szybko zadbać o tę kwestię. Zasadne byłoby wprowadzenie do ustawy katalogu czynów zabronionych - nawet w opcji opisowej i otwartej - oraz cenzusu doświadczenia zawodowego dla rzeczników dyscyplinarnych, jego zastępców oraz sędziów sądów dyscyplinarnych, ponieważ zasiadanie w tych organach osób rok, dwa czy trzy lata po wpisie na listę radców prawnych w mojej ocenie nie służy umacnianiu wizerunku naszego zawodu.

Rozmawiała Ewa Ivanova