Jeżeli pozwolimy na ugruntowanie się przekonania, że nowela niesie za sobą wyłącznie zło i nie zaowocuje niczym dobrym, to rzeczywiście może spotkać ją totalne fiasko. Defetystyczna krytyka okaże się wówczas samospełniającą się przepowiednią.
Z dwóch rodzajów polemik zdecydowanie wolę tę konstruktywną. Otwiera ona pole dyskursu nad zgłoszonymi argumentami i dzięki temu zazwyczaj dobrze służy sprawie. Na łamach „Prawnika” przeczytałem ostatnio felieton pod znamiennym tytułem „Jak na amerykańskim filmie” (DGP 51/2014) autorstwa prof. Lecha Gardockiego, który obszernie wypowiedział się na temat rekodyfikacji prawa karnego procesowego dokonanej nowelą do kodeksu postępowania karnego z września ubiegłego roku (wejdzie ona w życie – w swej zasadniczej części – 1 lipca 2015 r.) Ponieważ autor tego felietonu zarzucił mi brak wyobraźni i niepoprawny optymizm w kwestii powodzenia przyjętej reformy, nie mogę jego słów pozostawić bez odpowiedzi.
Destruktywna krytyka
Niestety, wypowiedzi prof. Gardockiego, znakomitego przecież znawcy prawa karnego i niekwestionowanego autorytetu w tej dziedzinie, nie wnoszą do dyskusji nad reformą niczego. Gorzej, jego krytykę uznać muszę za zdecydowanie destruktywną także z innego powodu. Wpisuje się ona bowiem w rozlegający się ostatnio tu i ówdzie defetystyczny lament, który w moim przekonaniu nie znajduje żadnego sensowego uzasadnienia, a jest do tego prawdziwie niebezpieczny.
Profesor Gardocki przechodzi do porządku dziennego nad faktem, że możliwości obecnego modelu postępowania karnego, będącego w swym zasadniczym trzonie spuścizną po minionej epoce, uznać trzeba za wyczerpane. Dla nikogo nie jest wszak tajemnicą, że postępowania karne w Polsce są nieakceptowalnie przewlekłe, co dotyczy także i tych, w toku których podejrzani, a następnie oskarżeni, pozbawieni są wolności. Stan ten spotyka się nieustannie z krytyką ze strony Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i niemało kosztuje polskiego podatnika, którego ostatecznie obciążają sowite odszkodowania wypłacane oskarżonym (także oskarżonym słusznie). Postępowania nadmiernie przewlekłe nie tylko uderzają w zagwarantowane konstytucyjnie prawo do rozpoznania sprawy bez zbędnej zwłoki, ale są także nadmiernie kosztowne, co – pomimo skoku cywilizacyjnego Polski w ostatnich latach – nie jest okolicznością bez znaczenia.
Nie może w tej sytuacji dziwić, że dostrzeżono potrzebę zmian. Wybór drogi, na którą pchnięto polski proces karny, został poprzedzony wszechstronnymi konsultacjami zarówno ze środowiskami naukowymi, jak i z praktykami. Oczywiście wybrana droga nie jest jedyną możliwą. Wybrano ją dlatego, że w powszechnym mniemaniu nie ma po prostu takiej, która niosłaby większe szanse na uzdrowienie sytuacji. Bez wątpienia, konkretne rozwiązania legislacyjne, które budują nowy model postępowania karnego, mogą być kwestionowane.
Kontradyktoryjność, na której oparty jest nowy model polskiego procesu karnego, ma to do siebie, że może jej być w procesie więcej lub mniej. Postępowanie przygotowawcze, które poprzedza kontradyktoryjną fazę procesu, może być w mniejszym lub większym stopniu zredukowane, co pozostaje w związku z zakładanym poziomem skuteczności ścigania karnego. Postępowanie odwoławcze może być bardziej lub mniej reformatoryjne lub kasacyjne, co pozostaje z kolei w powiązaniu z poziomem jego gwarancyjności. Wszystko to mogło i pewnie wciąż jeszcze może być przedmiotem dyskusji. Wydaje się jednak, że nie jest wygórowanym oczekiwaniem, iż podejmujący krytykę wybranych rozwiązań wskaże się takie kierunki i takie rozwiązania, które mogą okazać się lepsze z punktu widzenia celu, jaki chcemy osiągnąć.
Nie, bo nie
Niestety, głosy krytyki, które czytamy i które słyszymy, są raczej bezproduktywne. Najczęściej pochodzą one od tych, którzy w związku z wejściem w życie noweli obawiają się większego niż dotąd obciążenia pracą i wyrażają obawę o jej jakość. To można nawet w jakimś sensie zrozumieć. Gorzej jest, jeżeli destruktywne „nie” uzasadnione jest jednym tylko argumentem: „bo nie”. Z ubolewaniem muszę zauważyć, że niemal wszystkie zasłyszane głosy krytyki nie są poprzedzone uważną lekturą uchwalonej ustawy nowelizującej kodeks, a w każdym razie lekturą, której towarzyszyłaby wola zrozumienia jej sensu. Chyba podobnie jest z wyrażoną między wierszami tekstu prof. Gardockiego obawą, że nowy polski proces karny będzie procesem dla bogatych. A dzisiaj nie jest? – chciałoby się zapytać. Bezkrytyczna wiara w obiektywizm aparatu ścigania i w paternalizm sądu niejednego zaprowadziła już na manowce. Zakładana przez nowelę bierność sądu w postępowaniu dowodowym zafunkcjonuje wówczas, gdy uda się zaktywizować strony postępowania i na tyle, na ile to możliwe, zrównać ich pozycje procesowe. Nowela czyni to otwierając – zwłaszcza przed obroną – nieznane obecnie perspektywy. Wyrównuje wszak szanse procesowe stron, w znacznie szerszym zakresie otwierając prawo do korzystania z pomocy prawnej ex officio. Co jeszcze można zrobić?
Żeby zostało po staremu
Dyskusja wolna od konstruktywnych propozycji jest doprawdy niezmiernie ryzykowna. Nie ulega bowiem wątpliwości, że powodzenie reformy w wielkim stopniu zależy od tzw. czynnika ludzkiego. Praktyka ukształtowana pod rządami obecnego modelu zakorzeniona jest głęboko wśród uczestników gry procesowej i w związku z tym istnieje realne niebezpieczeństwo, iż zaakceptowanie nowych ról procesowych, a także odmiennych metod działania, nie będzie takie proste.
Co więcej, nowe rozwiązania skonstruowane zostały w sposób ostrożny i w gruncie rzeczy nie wykluczają definitywnie możliwości procedowania po staremu. Mają zaś dostarczyć organom procesowym oraz stronom procesu narzędzi, których wykorzystanie mogłoby pozwolić na bardziej efektywne działanie. Jeżeli więc pozwolimy na ugruntowanie się przekonania, że nowela niesie za sobą wyłącznie zło i – jak to założył prof. Gardocki – nie może przynieść niczego dobrego, to rzeczywiście może spotkać ją totalne fiasko. Defetystyczna krytyka okaże się wówczas samospełniającą się przepowiednią.
Do wejścia w życie nowych rozwiązań pozostało jeszcze sporo czasu. Wydłużone vacatio legis powinno posłużyć zapoznaniu się z czekającymi nas nowościami i rzeczowej dyskusji. Dyskusje takie rzeczywiście toczą się na łamach prasy prawniczej, a także w ramach zakrojonego na szeroką skalę programu szkoleń sędziowskich i prokuratorskich firmowanego przez Krajową Szkołę Sędziów i Prokuratorów. Czas, jaki jeszcze upłynie do wejścia w życie noweli, pozwoliłby też z pewnością na dokonanie jakichś korekt ustawy. Do tego potrzebna jest jednak dyskusja konstruktywna. Jeżeli jedyne twierdzenie krytyczne sprowadza się do przyrównania nadchodzącego procesu do modelu anglosaskiego, a jedyną konkluzją wypowiedzi dyskutanta jest sugestia, iż „jest jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby z przyjętych rozwiązań się wycofać”, to żadną miarą wypowiedź ta nie może być uznana za konstruktywną. Wobec zastanego stanu rzeczy postulat pozostawienia wszystkiego po staremu ocenić więc trzeba jako nawoływanie do kapitulanctwa.