Za ustawowymi obowiązkami nakładanymi na adwokatów powinny iść stosowne uprawnienia. Niestety tak nie jest – twierdzą prawnicy i wyliczają błędne, kuriozalne i nielogiczne rozwiązania ustawowe.
Utrudnienia w procedurze cywilnej / Dziennik Gazeta Prawna
Sprzeciw budzi chociażby obowiązujący od ponad trzech lat sposób doręczania pism procesowych w postępowaniu cywilnym.
– Przykładem nakładania przez ustawodawcę na pełnomocników nadmiernych czy też nieuzasadnionych obowiązków jest z pewnością art. 132 par. 1 k.p.c.: obowiązek wzajemnego doręczania sobie przez pełnomocników pism procesowych, a następnie załączania dowodu doręczenia lub nadania do pisma składanego do sądu. Pod rygorem, że pismo złożone w sądzie bez załączenia takiego dowodu podlega zwrotowi – wskazuje adwokat Magdalena Matusiak-Frącczak.

Nielogiczny obieg dokumentów

I przypomina, że wcześniej ten obowiązek przewidywał art. 4799 par. 1 k.p.c., ale jedynie dla spraw gospodarczych. W 2010 r. rozszerzono go na wszystkie rodzaje postępowań.
– Jego jedynym uzasadnieniem jest zaoszczędzenie wydatków na doręczenia dokonywane przez sądy i przerzucenie ich na strony oraz ich pełnomocników. Częściej na pełnomocników, gdyż nie słyszałam o praktyce rozliczania przez nich z klientami wydatków na znaczki. W szczególności obowiązek ten dotyka pełnomocników z urzędu w sprawach, w których wynagrodzenie wynosi przykładowo 60 czy 120 zł – dodaje mecenas Matusiak-Frącczak.
Ze stosowaniem tego przepisu były też spore problemy praktyczne. Zgodnie z art. 132 par. 11 k.p.c. obowiązek doręczenia stronie przeciwnej nie obejmuje bowiem wszystkich pism – nie dotyczy on na przykład apelacji, zażalenia czy skargi kasacyjnej.
– W związku z tym niektóre sądy zwracały wnioski o sporządzenie uzasadnienia, jako pisma niewymienionego w art. 132 par. 11, a więc podlegającego obowiązkowi doręczenia stronie przeciwnej – mówi ekspertka.
Taka praktyka okazała się na tyle kontrowersyjna, że Sąd Najwyższy musiał wydać uchwałę (sygn. akt III CZP 65/05), w której stwierdził, że obowiązek doręczania pisma procesowego stronie przeciwnej (wówczas tylko w sprawach gospodarczych) nie dotyczy wniosku o uzasadnienie orzeczenia. Później Sąd Najwyższy potwierdził, że ta interpretacja odnosi się także do art. 132 par. 11 k.p.c. (sygn. akt V CSK 466/11).
– Oczywiście można powiedzieć, że dla dobra budżetu pełnomocnicy mogą finansować koszty wzajemnych doręczeń w sprawach cywilnych. Niewątpliwie, gdyby obowiązek dotyczył tylko tego, byłby z pewnością bardziej akceptowalny – wskazuje mecenas Matusiak-Frącczak.
– W praktyce jednakże oznacza on, że pełnomocnik powinien iść na pocztę (lub wysłać tam pracownika), wysłać pismo stronie przeciwnej, wrócić do kancelarii, skserować dowód nadania, poświadczyć zgodność z oryginałem, załączyć do pisma skierowanego do sądu i dopiero wówczas może wysłać pismo do sądu. Może też, za dodatkową opłatą, wysłać oba pisma jednocześnie, sporządzając duplikat dowodu nadania w urzędzie pocztowym. Obowiązek – jak widać – bądź czaso-, bądź kosztochłonny – dodaje.
– Kuriozalność przepisu widać na przykładzie z mojej praktyki: sąd zwrócił mi pismo procesowe wraz z kopertą, w której tkwił niewyjęty dowód nadania listu poleconego pełnomocnikowi, bo uznał, że nie załączyłem tego dowodu- wskazuje adwokat Rafał Dębowski, członek Naczelnej Rady Adwokackiej.

Nie ma sytuacji bez wyjścia

Okazuje się, że tę patową sytuację można łatwo rozwiązać.
– Wystarczyłoby zobowiązanie pełnomocnika do poinformowania sądu w piśmie procesowym, iż wysłał innym pełnomocnikom odpisy pism z załącznikami. Nieprawdziwość takiego oświadczenia rodziłaby nie tylko skutki procesowe w postaci zwrotu pisma, lecz także odpowiedzialność dyscyplinarną pełnomocnika – poddaje pomysł mec. Dębowski.
Adwokat Tomasz Lustyk poszedłby o krok dalej i umożliwił pełnomocnikom wysyłanie pism drogą elektroniczną.
– Nie znam kancelarii adwokackiej niedysponującej pocztą elektroniczną – akcentuje.
Ale jak się okazuje, ze stosowaniem tego przepisu procedury cywilnej problemów jest więcej.
– Dziś nie ma mechanizmu weryfikacji, czy w sprawie ustanowiony został pełnomocnik. Przecież pełnomocnictwo można zgłosić do protokołu, pod nieobecność innego pełnomocnika, pełnomocnictwo można również złożyć do akt sprawy np. przy ich przeglądaniu (a nie przy piśmie procesowym). Może zdarzyć się też i taka sytuacja, że ustanowienie pełnomocnika po prostu rozmija się w czasie z wysłaniem pisma procesowego. Wówczas inni nie wiedzą, że dana strona posiada pełnomocnika, a więc pismo jej narażone na możliwość zwrotu, co może być szczególnie dotkliwe w przypadku, gdy jest to pismo obłożone określonym rygorem (np. pominięcia) – dodaje mecenas Rafał Dębowski.

Informatyzacja na pół gwizdka

Zdziwienie prawników budzi również brak należytego wykorzystywania e-wokand.
– Na razie ktoś za grube miliony kupił ładne ekraniki, wiszące przed drzwiami sal rozpraw i robiące to samo, co kiedyś kartka papieru. Nikomu to jak dotąd nie pomaga: poza Wrocławiem wokandy nie są dostępne z poziomu internetu, więc są de facto taką nowocześniejszą tablicą ogłoszeniową. Dlaczego nikt nie pomyśli, by adwokatom dać do nich dostęp online, zrobić np. aplikację na Androida czy iOS, która zsynchronizuje mój kalendarz z kalendarzem sądu – zastanawia się mec. Lustyk.
Podobny problem dotyczy kolizji terminów.
– Każdy pełnomocnik czy obrońca, który ma więcej spraw, zna ten ból – ani adwokaci nie znają terminarza sądu, ani sąd nie zna terminarza adwokatów. Żyjemy jak w dwóch osobnych światach, a przecież nasza współpraca od razu przyśpieszyłaby bieg spraw. Dlaczego nikt nie zsynchronizuje kalendarza rozpraw na poziomie całej apelacji z kalendarzami tych adwokatów, którzy by się na to zgodzili? Dlaczego adwokaci nie wiedzą, kiedy sędzia idzie na urlop, i są tym faktem zaskakiwani – zastanawia się Tomasz Lustyk.
– Truizmem jest wspominanie o tym, że może w końcu czas umożliwić składanie pism drogą elektroniczną. Że może w końcu czas wzywać na rozprawy nie pocztą, a telefonicznie albo e-mailem (tam, gdzie zgadzają się na to strony). Idę o zakład, iż bieg co najmniej kilku milionów postępowań można by skrócić o 90 proc. – dodaje.

Sąd zwrócił pismo wraz z kopertą, w której tkwił niewyjęty dowód nadania listu poleconego