Po raz pierwszy od lat pracownicy pozbawieni przez prawo możliwości tego środka nacisku apelują do związków z innych branż o pomoc i organizowanie protestów solidarnościowych.
– Wyczerpaliśmy wszystkie etapy sporu zbiorowego, kończąc go podpisaniem protokołu rozbieżności. Pracownicy sądów są pozbawieni prawa do strajku, który jest najsilniejszym środkiem nacisku, dlatego postanowiliśmy zwrócić się do innych organizacji, by w naszym imieniu przeprowadziły strajk solidarnościowy. Mamy już pierwsze deklaracje poparcia i udziału w akcji – wyjaśnia Edyta Odyjas, przewodnicząca Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa.
Spór zbiorowy prowadzony przez tę organizację dotyczy m.in. ograniczenia negatywnych skutków reorganizacji sądów, odmrożenia wynagrodzeń i wypłacenia trzynastek pracownicom, które w latach 2009–2011 przebywały na urlopach macierzyńskich.
Zgodnie z przepisami ustawy z 23 maja 1991 r. o rozwiązywaniu sporów zbiorowych (Dz.U. nr 55, poz. 236 z późn. zm.) związek zawodowy działający w innym zakładzie pracy może zorganizować strajk solidarnościowy w obronie interesów pracowników, którzy nie mają do niego prawa. Jego wymiar jest ograniczony i nie może być on dłuższy niż połowa dnia roboczego.
– Strajk solidarnościowy był przez ostatnie dwie dekady instytucją martwą. Związki zawodowe z niej nie korzystały, choćby ze względu na przeszkody formalne wynikające z ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. W moim przekonaniu w warunkach gospodarki rynkowej, W której państwo nie jest już dominującym podmiotem zatrudniającym, stanowi swoisty relikt przeszłości tkwiący korzeniami w wieku XIX – uważa prof. Krzysztof. W. Baran z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Aby przeprowadzić strajk solidarnościowy, związek musi dopełnić wymogów formalnych. Głównym z nich jest zorganizowanie referendum. Strajk można ogłosić po uzyskaniu zgody większości głosujących pracowników, jeżeli w plebiscycie wzięło udział co najmniej 50 proc. załogi. Ponadto ogłoszenie strajku powinno nastąpić co najmniej na 5 dni przed jego rozpoczęciem. Organizatorzy strajku solidarnościowego przy podejmowaniu decyzji o jego ogłoszeniu powinni wziąć pod uwagę współmierność żądań do ewentualnych strat związanych z przeprowadzeniem strajku.
Protest w obronie pracowników sądów przygotowują m.in. związki działające w energetyce. Referenda odbywają się w spółkach wchodzących w skład Grupy Kapitałowej Energa. – Nazwa „Solidarność” zobowiązuje do występowania w obronie nie tylko swoich interesów. Być może wkrótce i my będziemy musieli prosić o wsparcie inne branże. Trzeba wykorzystywać wszystkie środki nacisku, które są przewidziane prawem. Z moich informacji wynika, że mamy duże poparcie dla zorganizowania 4-godzinnego strajku solidarnościowego w interesie pracowników sądów – mówi Roman Rutkowski, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Enerdze.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że zarówno frekwencja, jak i poparcie dla strajku, który nie ma związku ze sprawami prowadzonymi przez spółkę, były bardzo zróżnicowane. Trudno przekonać pracowników, by ryzykowali przerwanie pracy w obronie interesów pracowników innych branż.
– Instytucja strajku solidarnościowego to rozwiązanie prawne, które nie przystaje do dzisiejszych czasów i wymaga od pracodawców zajmowania się tematami, które nie są związane z firmą. Dotychczas nie otrzymaliśmy informacji o zamiarze przeprowadzenia strajku ani o jego formie, nie będziemy więc spekulować na temat potencjalnych kosztów przedsięwzięcia czy też potencjalnych wysiłków organizacyjnych związanych z protestem – komentuje Alina Geniusz-Siuchnińska, rzecznik prasowy Energi-Operatora.
Zdaniem prof. Krzysztofa W. Barana sytuacja, w której działające na globalnym rynku firmy prywatne o profilu wytwórczym są wikłane w spory pracowników budżetowych, z reguły o charakterze płacowym, dotyczące permanentnie niedoinwestowanego wymiaru sprawiedliwości, jest trudna do zaaprobowania. Brak bowiem jakiegokolwiek racjonalnego uzasadnienia ponoszenia kosztów sporów budżetowych przez pracodawców działających np. na rynku energetycznym.
Prawa do strajku nie mają / DGP