Kara za połów ryb bez dokumentów jest większa niż dla kierowcy, który jedzie bez prawa jazdy – alarmuje rzecznik praw obywatelskich.
– Kary muszą być surowe – odpowiadają wędkarze.
W piśmie, jakie Irena Lipowicz wysłała do Ministerstwa Rolnictwa, RPO zwraca uwagę, że ustawa o rybactwie śródlądowym (Dz.U. z 2009 r. nr 189 poz. 1471 ze zm.) przewiduje kary nieadekwatne do przewinienia, co może naruszać zasadę proporcjonalności wyrażoną w art. 32 konstytucji.
Chodzi o art. 27a ust. 1 ustawy, który określa wykroczenia polegające m.in. na: połowie ryb przez osobę nieposiadającą przy sobie stosownego upoważnienia i amatorskim połowie ryb przez osobę niemającą w trakcie kontroli karty wędkarskiej.
Oprócz kary grzywny lub nagany sąd orzeka środki karne: obowiązek naprawienia szkody, nawiązkę, przepadek rybackich narzędzi połowowych. Co więcej, zgodnie z ustawą orzeczenie sądu musi być obligatoryjnie podane do publicznej wiadomości (na koszt ukaranego). Jak podkreśla rzecznik, to środek w innych przypadkach stosowany wyjątkowo.
„Nałożenie na sąd obowiązku orzekania środków karnych za czyny spenalizowane w tym przepisie wyeliminowało możliwość nałożenia mandatu karnego” – pisze Irena Lipowicz. „Już ta okoliczność świadczy o nadmiernej surowości systemu kar i środków karnych orzekanych za tego typu wykroczenia, albowiem sprawa za każdym razem będzie musiała być skierowana do sądu (...).
Ustawa o rybactwie śródlądowym przewiduje surowsze konsekwencje wobec rybaka dokonującego połowu ryb bez posiadania przy sobie stosownych dokumentów niż wobec kierowcy, który prowadzi pojazd, nie mając przy sobie wymaganych dokumentów” – przekonuje RPO.
Te argumenty nie znajdują jednak zrozumienia w Polskim Związku Wędkarskim.
– Nie ma zmiłuj. Jeżeli ktoś nie zabrał z domu zezwolenia, to nie może wędkować. Każdy połów bez uprawnień jest kłusownictwem, a karać za to należy surowo – mówi Antoni Kustosz z Polskiego Związku Wędkarskiego.