Tłumaczem przysięgłym zostanie każdy, kto zda ministerialny egzamin. Od 1 lipca, aby przystąpić do niego, nie trzeba będzie już mieć w kieszeni dyplomu filologa ani skończonych studiów podyplomowych z zakresu tłumaczenia. To otworzy dostęp do zawodu wielu zwykłym tłumaczom i cudzoziemcom.
Taką zmianę przewiduje tzw. ustawa deregulacyjna z 25 marca 2011 r., czyli ustawa o ograniczaniu barier administracyjnych dla obywateli i przedsiębiorców (Dz.U. z 2011 r. nr 106, poz. 622). Nowelizuje ona ustawę o zawodzie tłumacza przysięgłego (Dz.U. nr 273, poz. 2702, z 2006 r. nr 107, poz. 722 oraz z 2010 r. nr 182, poz. 1228).
– Liczymy się z dużo większym zainteresowaniem, zwłaszcza w początkowym okresie, kiedy do egzaminu będą zapewne chciały przystąpić osoby, które nie spełniały do tej pory warunku wykształcenia i czekały nawet kilka lat – wyjaśnia Joanna Dębek, rzecznik prasowy ministra sprawiedliwości.
Podkreśla, że dodatkowo zniknie roczny okres oczekiwania na kolejny egzamin po nieudanej próbie, co pozwoli wcześniej przystąpić do egzaminu wielu kandydatom.
Jak dowiedział się „DGP” przed okresem wakacyjnym będzie jeszcze egzamin z japońskiego i ormiańskiego oraz części ustne z języka włoskiego i wietnamskiego. W okresie letnim egzaminy nie są raczej organizowane, gdyż doświadczenie pokazuje, że duża część kandydatów nie przyjechałaby na nie. Terminy egzaminu wyznaczane są w zależności od liczby złożonych przez kandydatów wniosków.
– Kolejne będą wyznaczane na wrzesień, październik. Na pewno będzie wśród nich angielski i prawdopodobnie niemiecki – wyjaśnia Joanna Dębek.
Kandydaci muszą się liczyć ze sporym wydatkiem. Opłata egzaminacyjna wynosi 800 zł. Ponieważ zdawalność kształtuje się na poziomie 20 proc., wiele osób po kilka razy podchodzi do egzaminu. A ten składa się z dwóch części: tłumaczenia pisemnego z języka polskiego na język obcy oraz z języka obcego na język polski, a także z tłumaczenia ustnego, z języka polskiego na język obcy oraz z języka obcego na język polski.