Na łamach „DGP” już w styczniu alarmowaliśmy, że termin rozpoczęcia operacji wymiany dowodów na nowe, elektroniczne jest zagrożony.
Na łamach „DGP” już w styczniu alarmowaliśmy, że termin rozpoczęcia operacji wymiany dowodów na nowe, elektroniczne jest zagrożony.
Przestrzegaliśmy wszystkich, którzy wstrzymywali się z wymianą nieważnego już dowodu, aby nie liczyli na lipcową datę. Rzecznik resortu Małgorzata Woźniak zaprzeczała wtedy, aby istniało niebezpieczeństwo. W ostatni piątek zmieniła zdanie. I winę zrzuciła na firmy startujące w przetargu na druk blankietów. – Oferenci złożyli odwołania, które zgodnie z prawem były rozpatrywane przez Krajową Izbę Odwoławczą, co w konsekwencji wpłynęło na przedłużenie postępowania – wyjaśnia.
Jednak to tłumaczenie ma poważne luki. Protesty trzech konsorcjów zostały rozpatrzone przez izbę w ustawowym terminie. Zajęło to dwa tygodnie.
– Uproszczony przetarg, czyli dialog konkurencyjny, jest autorskim pomysłem ekipy Jerzego Millera, ministra spraw wewnętrznych i administracji. Jego poprzednik Grzegorz Schetyna chciał powierzyć to zamówienie państwowej Polskiej Wytwórni Papierów Wartościwych SA – wyjaśnia „DGP” jeden z urzędników.
Podobnie postąpili niedawno Niemcy, a wcześniej Francuzi. Również rezygnowali z otwartej konkurencji, argumentując, że druk dowodów osobistych wiąże się z wiedzą strategiczną dla bezpieczeństwa państwa.
– Minister kierował się interesem budżetu państwa, decydując o przetargu. Chodzi o presję na firmy, aby zaoferowały rzeczywiście najlepszą cenę – tłumaczy Małgorzata Woźniak.
Jednak nawet dziś pięć startujących konsorcjów nie jest w stanie mówić o jakichkolwiek cenach. Nie wiadomo po prostu, jaki produkt chcą mieć urzędnicy resortu. Dotąd nie ogłosili oni specyfikacji istotnych warunków zamówienia.
– Nie można skalkulować ceny, gdy nie wiadomo, co ma zawierać produkt. To żenujące tłumaczenia resortu – komentuje dla nas zarzuty MSWiA oburzony przedstawiciel jednej z firm startujących w przetargu.
Ostateczną decyzję, kiedy pierwsi Polacy dostaną nowe dowody osobiste, podejmie Sejm. Minister Miller może jedynie przygotować projekt nowelizacji ustawy, który zostanie poddany głosowaniu.
Jednak według ekspertów, z którymi rozmawiał „DGP”, przesunięcie startu projektu ma swoje dobre strony. Zaledwie w grudniu ubiegłego roku taką samą decyzję podjął rząd Wielkiej Brytanii. Przyczyną był gigantyczny koszt – okazało się, że po wydaniu 300 milionów funtów będzie potrzebne kolejne 800 milionów. Z licznymi problemami borykali się również Niemcy, którzy w ubiegłym roku rozpoczęli dystrybucję dowodów osobistych.
– I to mimo, że od wydrukowania pierwszego blankietu dowodu niemal dwa lata dogrywali szczegóły operacji. My od wydrukowania dokumentu mieliśmy kilka tygodni do 1 lipca. Minister Miller obiecywał gruszki na wierzbie – mówi nam osoba związana wcześniej z MSWiA.
Nowe dowody osobiste miały być wydawane według całkowicie nowych zasad. Miał z nich zniknąć m.in. adres zameldowania (dzięki temu nie trzeba byłoby zmieniać dowodu za każdym razem, gdy zmieniamy adres), pojawił by się mikroprocesor, w którym miały być zapisane podpis elektroniczny i wszystkie dane identyfikacyjne jego posiadacza.
Nowy dowód miał też docelowo służyć jako dokument poświadczający nasze prawo do leczenia za składki wpłacane do NFZ. Nie trzeba było mieć druków ZUS RMUA.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama